Bycie nauczycielką to dla mnie żadna misja. Męczy mnie ciągłe grożenie paluszkiem i kategoryczne oznajmianie: dobry nauczyciel powinien to albo tamto, bądź: to wszystko to wina nauczyciela!
Jasne. Są tacy pedagodzy, których uczniowie lubią, szanują i z którymi chętniej wybierają się w podróż po wiedzę. I tacy, których młodzi ludzie wspominają nawet po latach ze strachem.
Jasne. Jak w każdym zawodzie są osoby, które spełniają się w tym, co robią. I takie, które nie miały innego pomysłu na siebie, więc zaczepiły się w szkole i tam trwają. Z przyzwyczajenia. Z wygody. Z lenistwa.
Jasne. Miło jest lubić to, co się robi. Nie oznacza to jednak eksploatowania się ponad miarę w imię jakichś ideałów. Nie oznacza to również, że można nieustająco przekraczać granice, tylko dlatego, że z poczucia winy ktoś nie odmówi wykonania kolejnego zadania.
Bycie nauczycielką to dla mnie bycie profesjonalistką. Choć naciskanie na ciągły rozwój, na poszerzanie kompetencji i doskonalenie warsztatu bywa uciążliwe. Nie. Nie wiem wszystkiego. Nie. Nie chcę wiedzieć wszystkiego. Potrzebuję jednak zaufania, że wiem, co robię.
Zaskakuje mnie, że choć świat się zmienia, brak wciąż pomysłu na choćby próbę dopasowania wizerunku i roli edukatorów do realiów. Trzymamy się siłaczki, której przeciwstawiamy zbuntowanych, nieobecnych emocjonalnie szkolnych "karierowiczów". Co budzi nie tylko sprzeciw, ale i niesmak.
Lubię swoją pracę. Szanuję granice. Swoje i innych. Uczę się odmawiania.
Notka o autorce: Joanna Krzemińska jest nauczycielką języka polskiego w Szkołach Prywatnych "Mikron" w Łodzi. Prowadzi własny kanał na FB Zakręcony Belfer, w którym ukazał się niniejszy artykuł. Należy do społeczności Superbelfrzy RP.