Celem szkoły jest przygotować człowieka do dorosłego życia. Skonfrontujmy to z programem szkolnym. Eksperci ustalili, czego mamy uczniów uczyć w szkole. Jeśli po latach zastanowimy się, co z tego, czego nas uczono, przydaje się nam dziś w życiu, to konkluzja będzie druzgocąca. Ale ten balon – „szkoła uczy potrzebnych rzeczy” – ma się całkiem dobrze.
Uczono nas od pokoleń niepotrzebnych rzeczy i my też to robimy. Ufamy ekspertom i podręcznikom. Eksperci mówią: „Każdy wykształcony człowiek musi to wiedzieć!”. A balon fruwa, bo sami widzimy, że wielu z nas czegoś nie wie i żyje całkiem dobrze. Wystarczy prześledzić losy znanych ludzi i od razu widać, że nie stali się wielcy z powodu dobrego kształcenia w szkole. Znamy też argumenty typu: „Jeśli tego teraz nie pozna, to nie da sobie rady na studiach”. Ale przecież nasz uczeń nie będzie studiował wszystkiego, tylko pewien zakres wiedzy na wybranym wydziale i jeśli umie się uczyć, to sam znajdzie potrzebne mu informacje. Zastanówcie się, komu z Was w życiu przydały się np. logarytmy, znajomość lewych dopływów Wisły, albo układu krwionośnego żaby?! Pewnie pomyśleliście, że coś ze mną nie tak. Uczyłam przez wiele lat logarytmów i to niezależnie, czy moi uczniowie wybierali się na studia techniczne, czy humanistyczne. Może od tego pustego balonu w głowie mi się pomieszało? Gdybym zaprzestała uczenia logarytmów, to konsekwencje byłyby dla mnie okropne – musiałabym odejść ze szkoły, bo przecież nauczyciel nie może zastanawiać się, co jest przydatne, on ma uczyć tego, co zatwierdzili specjaliści.
Na początku mojej kariery zawodowej uczyłam przez 12 lat studentów na Politechnice Warszawskiej, dopiero potem zaczęłam uczyć w szkole. Jednym z tematów moich lekcji było twierdzenie sinusów i cosinusów. Pochyliłam się nad tym i z przerażeniem zauważyłam, że nie wiem, o czym te twierdzenia mówią. Prawdopodobnie nie było mnie w szkole, gdy uczniowie przerabiali te twierdzenia, a jednak udało mi się zdać egzamin na matematykę, skończyć studia, a nawet uczyć studentów matematyki. Pewnie powiecie: „miała szczęście!”. Oczywiście tak, ale jakoś udało mi się żyć szczęśliwie bez tego twierdzenia, podejrzewam, że większość z Was już go teraz nie pamięta. W dobie internetu z łatwym dostępem do informacji, powinniśmy stawiać na umiejętności kluczowe (balon 3), a nie na realizację programu.
Ten balon jest naprawdę zadziwiający. Czy próbowaliście kiedyś rozwiązać egzamin np. gimnazjalny? Ja próbowałam i dobrze mi idzie tylko z matematyki, pozostałych części bym nie zdała. Powiecie – „to się zapomina”. I macie rację, ale może warto uczyć tego, czego się nie zapomina, bo się przydaje. Matematyka jest bardzo dobrym przykładem, bo jest „gilotyną” na różnych egzaminach – zawsze można wymyślić takie zadania, aby prawie nikt nie zdał. I jak tu lubić szkołę, jeśli uczą w niej tylu niepotrzebnych i nieciekawych rzeczy?
Jak ciężko mają nauczyciele, którzy muszą się zmieścić pomiędzy obowiązkiem a potrzebą...
Notka o autorce: Danuta Sterna – była nauczycielka matematyki i dyrektorka szkoły, ekspertka merytoryczna w programie Szkoła Ucząca Się (SUS) (prowadzonym przez CEO i PAFW), autorka książek i publikacji dla nauczycieli, propaguje ocenianie kształtujące w polskich szkołach. Niniejszy wpis pochodzi z jej bloga w partnerskiej platformie Edunews.pl – www.osswiata.pl.
Przeczytaj w Edunews.pl cały cykl Danuty Sterny o "balonach edukacyjnych":