Budowanie pozytywnych relacji w grupie najważniejszym zadaniem edukacji. A co, jeśli grupa konsekwentnie odcina się od jednostki, wyrzucając poza nawias zainteresowania?
Każdy rok szkolny zaczynamy od zajęć poświęconych integracji zespołu klasowego. W mniejszym lub większym stopniu angażujemy i siebie i dzieci w działania mające na celu stworzenie zgranej grupy. Bywa też tak, że przez cały rok konsekwentnie wracamy do zadań wpływających na polepszenie komunikacji pomiędzy dziećmi, pracujemy nad dobrą atmosferą. Wciąż jednak mamy wrażenie, że nie wszystko przebiegło zgodnie z planem.
Razem a jednak osobno…
Bez względu na to, ile robimy, może się okazać, że nie wszystkie osoby znalazły dla siebie miejsce w grupie. Kiedyś uważałam, że poza nawias trafiają jednostki niesympatyczne, opryskliwe, źle odnoszące się do innych. Takie gburki albo mruki. Dziś wiem, że to nie do końca prawda. Bywa tak, że osoby agresywne stają się klasowymi guru, a poza margines trafiają ci, którzy z różnych względów się nie wpasowują.
Najbardziej zdumiewające było dla mnie spostrzeżenie, że dzieciaki, które dobrze się uczą, ale są przy okazji uczynne i pomocne, po prostu wiedzą, czego chcą i konsekwentnie dążą do tego, nie są mile widziane. Trochę tak, jakby bycie ambitnym skazywało je na towarzyskie niepowodzenie (bo to obciach kumplować się z „kujonem”). Dobitnie podkreślił to Tomek Bilicki w rozmowie z Marcinem i Jackiem, prowadzącymi podcast Edugadki (cały odcinek znajdziecie <tu>). Opowiadając o prowadzonych z młodymi ludźmi zajęciach, przytoczył jedno z ćwiczeń.
Worek przeznaczenia
Proponował on dzieciakom wylosowanie roli z „Worka przeznaczenia”. Uczniowie wcielali się w nią i mówili, jak się czują, czego się boją, jak odbierają ich inni. Pozostali uczestnicy ćwiczenia mieli możliwość odniesienia się do słów koleżanek i kolegów. Szybko okazało się, że największą trudność stanowiła rola „prymusa” (jeśli dobrze pamiętam, to była to osoba o wysokich wynikach w nauce i w sporcie, uczęszczająca przy okazji do szkoły sportowej). Nikt nie chciał jej wylosować. Wszyscy się bali.
Przy tej okazji przypomniałam sobie o jednej uczennicy. Prymusce. Faktycznie, nie miała prostego życia z zespołem, w którym się znajdowała. Chłopcy nie szczędzili docinków, a dziewczęta najczęściej pozostawały w tej sytuacji obojętne (sama nie wiem, które zachowanie mogło być odebrane jako bardziej bolesne). Na szczęście dla dziewczyny, miała silny charakter i nie pozwalała pozostałym „wejść sobie na głowę”. Osiągnęła cel: z wysoką średnią ukończyła gimnazjum, dobrze zdała egzaminy i dostała się do wymarzonej szkoły średniej. A tam… rozkwitła. Głównie towarzysko, choć i z nauką radzi sobie nadal doskonale. Nie każdy jednak dałby w tej sytuacji radę. Sam ze sobą, na wyraźny skutek działania grupy.
Ziarnko do ziarna, a przebierze się miarka…
Myślę o tym, jak młodzi ludzie funkcjonują w środowisku rówieśniczym, jak radzą sobie bądź nie radzą w szkole. Jak zmagają się z emocjami (a przecież to najtrudniejszy z tego punktu widzenia czas) i jak wpływa to na ich naukę (choć tak naprawdę to na wszystko). Czy często zastanawiamy się, dlaczego nasi uczniowie bywają rozdrażnieni, zdekoncentrowani, nieprzygotowani? Czy wiemy, co kryje się za takim zachowaniem? Oczywiście, doszukiwanie się drugiego dnia w każdym z napotkanych przypadków może być męczące i uznawane powszechnie za niepotrzebne. Ale może warto zadać sobie trud, by komuś pomóc?
Przeczytałam ostatnio pewien artykuł (znajdziecie go <tu>). Nie dotyczy on bezpośrednio sytuacje nastolatków, ale znajduję tak wiele elementów wspólnych. Drobne, niemal niedostrzegalne gesty, składające się na szeroki wachlarz zachowań. Raz nikt nie poda pracy domowej, innym razem nie zgłosi się do wspólnej pracy w grupie, jeszcze kiedy indziej zaśmieje się z podejmowanych starań. Tak dorosłe zachowania z artykułu przekłada na rzeczywistość szkolną. Pojedynczo nie wyrządzą pozornie wielkiej szkody, ale w połączeniu… I czy nasze, nauczycielskie, zdawałoby się niewinne komentarze nie potrafią siać podobnego spustoszenia? Jak radzić sobie z taką i podobnymi sytuacjami?
Festiwal potrzeb
Zastanawiam się też czasami, czy gdyby spytać izolujących, dlaczego odcięli się od konkretnych osób, potrafiliby powiedzieć. Czy istnieją jakieś racjonalne powody dla takiego zachowania. Z czego wynika potrzeba pokazania komuś swojej wyższości (choćby na płaszczyźnie towarzyskiej)? Czy zaspokojenie, czasami nieuświadomionych, potrzeb pozwoliłoby zmienić zachowanie? Czy odmawianie miejsca w grupie, a zatem posiadanie pewnej władzy, jest przejawem głęboko skrywanych kompleksów? Tak wiele pytań, na które nie znajduję odpowiedzi.
Mam też inną refleksję. Wykraczającą poza świat młodych. Jak często zdarza się, że z takiego wywyższającego się dziecka, wyrośnie równie władczy dorosły? I czy w edukacyjnej rzeczywistości tylko uczniowie mierzą się z wykluczeniem? Jakim cudem z jednej strony pokazujemy młodzieży, że nie jest ono w porządku, ale sami się go dopuszczamy? Czytając różne historie mam wrażenie, że to bardzo szerokie i wyniszczające zjawisko. I że dotyka w głównej mierze indywidualistów. Tych młodych i tych całkiem dorosłych. Zasługują na to? Nie sądzę…
Notka o autorce: Joanna Krzemińska jest nauczycielką języka polskiego w Szkołach Prywatnych "Mikron" w Łodzi. Prowadzi własny blog edukacyjny Zakręcony Belfer, w którym ukazał się niniejszy artykuł. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Licencja CC-BY.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
>> Koleżeńskie zachowania wśród dzieci
>> Sposób na konflikt w szkole