Jak co roku w wakacje uczelnie przygotowują się na przyjęcie nowych studentów, natomiast młodzi czekają z niecierpliwością, aż rozpocznie się ich dorosła przygoda. Czekają ich, też niemałe wydatki. Czas, by na nie się przygotować.
Jak żyć?
Główne „pozycje kosztowe” studenta to zakwaterowanie, wyżywienie i same studia, czyli czesne uiszczane na uczelni niepublicznej, jako opłata za studia niestacjonarne lub drugi kierunek. Do tego dochodzą wydatki na ubranie i aktywność społeczną, czyli tzw. rozrywkę. Zarówno osobno, jak i razem to nie są drobne sumy. Najwięcej za wynajem mieszkania trzeba zapłacić w Warszawie, Wrocławiu i Krakowie. Kawalerka w stolicy to wydatek rzędu 1600 zł miesięcznie. „Dyskontowe” ceny obowiązują w Toruniu i Białymstoku – tam zapłacimy o połowę mniej.
Już po odbiorze indeksu studencką kieszeń mogą zasilić stypendia socjalne oraz za wyniki w nauce. Wysokość stypendium socjalnego jest regulowana odgórnie przez państwo – jego górny pułap to 782 PLN. Prymusi są nagradzani finansową „marchewką” w wysokości około 500 PLN. Połączenie tych kwot pozwala już na kawalerkę. Nie samymi czterema ścianami student jednak żyje. Tego typu formy wzbogacenia się nie budują też tego, czego najbardziej oczekują pracodawcy – doświadczenia zawodowego.
Chętnie pracuję zdalnie
Malwina, studentka pedagogiki z Poznania pracuje w call-centre, jej przyjaciel Janek jest kurierem. Dorabiają do studiów, by nie być na garnuszku rodziców. Nie wszystkich stać na pełne finansowe wsparcie studiujących dzieci – 2/3 Polaków zarabia przecież poniżej średniej krajowej. Jak wynika z badań portalu studente.pl pracusiami są studenci z Trójmiasta, Śląska i Poznania (blisko 60%). Po piętach depczą im żacy z Warszawy i Krakowa. Najwięcej zwolenników „dolce far niente” jest na Dolnym Śląsku. Połowa studentów bierze się za pracę już na pierwszym roku studiów. Dorabiają zwłaszcza w ramach umów zlecenie pracując w gastronomii i handlu, udzielając korepetycji, czy też pilnując dzieci. Są mile widziani w progach centrów finansowo-rozliczeniowych. Nie tylko humaniści podejmują się prac edytorskich, czy też związanych z nowymi mediami i badaniami rynku.
Coraz więcej tego typu zleceń można wykonać online. Ich plusem jest to, że można je zrealizować z dowolnego miejsca i o dowolnym czasie – mniej kolidują z zajęciami, zapobiegając pustkom w portfelu nie powodują pustek na salach wykładowych. Wystarczy dostęp do komputera i sieci, lub nawet telefonu. Korzystając ze zleceń na portalach pracy zdalnej można dorobić do 700 PLN miesięcznie (dane z serwisu InClick). Studenci zarabiają w ten sposób tłumaczeniami, tworzeniem baz danych, pisaniem artykułów, testowaniem produktów, czy też tworzeniem wpisów na Facebooku.
Za trudno na zatrudnienie stałe
Praca zdalna pojawiła się wraz z postępem technologii teleinformacyjnych. Je popularności sprzyja kryzys, zniechęcający pracodawców do tworzenia nowych i utrzymywania stałych miejsc zatrudnienia. Praca w takim modelu ma polegać m.in. na realizacji zadań dla różnych pracodawców równolegle, w zależności od ich rzeczywistego zapotrzebowania na pracę. Dla firm to redukcja kosztów i ratunek przed bankructwem, dla pracowników szansa na zarobek. Według badań finansowanych ze środków UE przeprowadzonych prze WZPP i Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu studenci chcą pracować flexi, preferują model „pól na pół”, czyli pracę wykonywaną według swojego uznania z dowolnego miejsca i o elastycznie ustalonych godzinach. Chcą bowiem realizować pasje i dokształcać się, zaangażować się w życie rodzinne i mieć większą kontrolę nad własnym życiem.