Po co jest uniwersytet?

fot. Stanisław Czachorowski

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Nie tylko w kontekście najnowszej ustawy o szkolnictwie wyższym warto zadać sobie pytanie "Po co nam są potrzebne uniwersytety?" Odnoszę wrażenie, że duża część dyskusji o reformach w nauce i edukacji, także na poziomie wyższym, sprowadza się do namiętnego omawiania szczegółowych rozwiązań, ale bez pytania o cel i sens. Na tytułowe pytanie można udzielić z grubsza trzech różnych odpowiedzi.

1. Uniwersytety są dla prestiżu (narodowego, regionalnego, lokalnego)

Niczym duma z klubu piłkarskiego lub drużyny na mistrzostwach w dowolnej dyscyplinie sportowej. Inwestujemy w zawodników by zdobywać puchary (a nie po to, by rozwijać zainteresowanie sportem jako zdrowym stylem życia). Przynajmniej część powodów konieczności reformowania uniwersytetów wynika z faktu, że brakuje polskich uczelni wśród najlepszych, np. wymienionych w rankingu "listy szanghajskiej". Co zrobić, by szybko jakieś polskie uniwersytety znalazły się przynajmniej w pierwszej setce? Był na przykład pomysł by wybrać z Polskiej Akademii Nauk najlepsze instytuty i zrobić jeden nowy uniwersytet (faktycznie rozproszony i działający "na papierze"). Z nadzieją, że znajdzie się wysoko w rankingu. Albo wybrać z polskich uniwersytetów (ze wszystkich miast) najlepszych naukowców i z nich otworzyć flagowy uniwersytet (przesiedlić ludzi czy stworzyć tylko "księgowa fikcję"?). To tylko kilka pomysłów. Obecna reforma też chce w tym kierunku zmierzać - jako główny cel stawia sobie "podniesienie jakości nauki".... uwidocznionej w rankingach. Czy od takiego szybszego mieszania herbata stanie się rzeczywiście słodsza? Wątpliwe, to tylko "kreatywna księgowość" by to samo inaczej pozestawiać, by dostosować się do wymogów rankingu. Rankingi się jednak zmieniają (zatem za lat kilkanaście taka dostosowawcza struktura będzie nieadekwatna).... Jeśli jednak uznać, że uniwersytety są jak drużyna piłkarska - mają przynosić dumę i wysoką pozycję w rankingu - to działania te są sensowne i dostosowane do celu. Przecież wystarczą dwa-trzy....

2. Uniwersytety kształcą zawodowo

Czyli są kolejnymi szkołami zawodowymi, mającymi przygotować kadry dla gospodarki. I takie trendy też się w dyskusji o szkolnictwie wyższym dostrzega. Nie tylko w odniesieniu do politechnik, szkół medycznych ale i uniwersytetów. Wielokrotnie można usłyszeć argumenty, że uczelnie - zwłaszcza humanistyczne - kształcą bezrobotnych. Tyle tylko, że statystyki pokazują zupełnie inny obraz. Wśród absolwentów uczeni wyższych jest mniej bezrobotnych niż wśród absolwentów zawodówek. Zatem wbrew obiegowym opiniom uniwersytety nie są fabrykami bezrobotnych (nawet humanistów), to typowe szkoły zawodowe w większym stopniu kształcą bezrobotnych. Wynika to chyba ze specyfiki współczesnego rynku pracy - szybkiego postępu, konieczności częstego douczania się i dostosowywania, znaczenia kreatywności we współczesnej gospodarce. Najbardziej pożądaną kompetencją zawodową współczesności jest kreatywność, zdolność do myślenia refleksyjnego, zdolność do uczenia się i pracy w zróżnicowanym kulturowo i zawodowo zespole. W kategoriach indywidualnych uniwersytety i szkoły wyższe są przedłużeniem młodości, przedłużeniem poszukiwania sensu i jakości życia, zdobywania kontaktów i rozwoju osobistego. System boloński i możliwość studiowania nawet po jednym semestrze na innych uczelniach (np. program MOST oraz ERASMUS) pozwala studentom poznawać świat i ludzi. Jeśli uznać ten cel za ważny to uniwersytety powinny być blisko społeczności lokalnych. Raz, że łatwiej i taniej studiować blisko domu i w miastach tańszych niż Warszawa, dwa, że istotny jest transfer wiedzy do społeczności lokalnych.

3. Uniwersytety podnoszą jakość życia

Zatem są dla rozwoju społeczeństwa w szerokim słowa tego znaczeniu. Służą rozwojowi kapitału ludzkiego, służą rozwojowi społeczności lokalnych, wspomagają transfer wiedzy i idei i oddziałują społecznie. Są jak źródło, które poi zwierzynę z doliny (a więc z bliskiej okolicy). Lub jak drzewa dające cień w upalny dzień. Co nam z wielkiego, prestiżowego drzewa gdy jest ono dalekie i niedostępne (umrzemy, zanim dojdziemy i schronimy się w jego cieniu)? Jeśli uznać ten cel za ważny, to inaczej trzeba mierzyć efektywność działania polskiego uniwersytetu. Tak jak z futbolem - albo nastawiamy się na pucharową reprezentację albo na powszechność sportu wśród społeczności lokalnych. To pierwsze mierzyć możemy wygranymi mistrzostwami, to drugie jakosć zdrowia i liczba osób uprawiających amatorsko sport. Oczywiście jedno z drugim jest powiązane. Ale różne są priorytety. Jeśli nastawimy się na uniwersytety podnoszące jakość życia, to nie będzie presji na szybkie rankingowe rezultaty i nie będzie pokusy na "kreatywną księgowość". Uznania i jakości międzynarodowej i tak się doczekamy, bo wynikać będzie z powolnego i autentycznego rozwoju, niejako przy okazji. To tak jak w szkole jest uczenie się dla ocen i dla siebie samego (są oceny, ale każda z postaw inaczej odnosi się do tych ocen). Z pozoru niewielkie różnice ale w perspektywie długofalowej jakość tych strategii jest widoczna. Bardzo widoczna.

Do tej trzeciej odpowiedzi odnosi się zamieszczone wyżej zdjęcie. Zwykłe życie bez wodotrysków, kamer i rankingowych gali.

Zapewne można postawić jeszcze i inne odpowiedzi na tytułowe pytanie. Ale nawet jeśli zatrzymamy się na tych trzech, wyżej wymienionych, to zapewne wszystkie są istotne. Różnica dotyczy jedynie proporcji i priorytetów.

Brakuje nam szerokiej dyskusji nie tylko w odniesieniu do uniwersytetów i nauki, ale i do edukacji w szerokim słowa tego znaczeniu i wszystkich jej poziomów. Szeroki dialog to możliwość wypracowania dobrych i trwałych wzorców. Obecnie raczej mamy autorytarnie narzucane i efemeryczne rozwiązania. Że niby oświecony absolutyzm jest sprawniejszy i lepszy (bo szybko są rozwiązania)? Moje zdanie jest odmienne. Dyskusja prawdziwa (a nie pozorowana) potrzebna jest nie tylko do wypracowania mądrości zbiorowej (uznaję konektywizm za podstawę tworzenia wiedzy) ale i do przekonania do wspólnej wizji jak najszerszych kręgów społecznych, nie tylko uniwersyteckich. Dialog jako sposób dochodzenia do prawdy (do tego sprowadza się wszak nauka) oraz dialog jako sposób przekonywania, a nie narzucania.

Dyskusja wymaga czasu i cierpliwości.

 

Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.

 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Kasia napisał/a komentarz do Rady nietrafione i rady pożyteczne
Dyrektora, a zwłaszcza dyrektorkę, cechuje żądza władzy. Arogancja ze strony dyrektorki w moim liceu...
Jacek Ścibor napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Moim zdaniem i Maciej Sysło i Robert Raczyński mają rację - obie wypowiedzi trafiają w sedno problem...
Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie