Nie tylko w kontekście najnowszej ustawy o szkolnictwie wyższym warto zadać sobie pytanie "Po co nam są potrzebne uniwersytety?" Odnoszę wrażenie, że duża część dyskusji o reformach w nauce i edukacji, także na poziomie wyższym, sprowadza się do namiętnego omawiania szczegółowych rozwiązań, ale bez pytania o cel i sens. Na tytułowe pytanie można udzielić z grubsza trzech różnych odpowiedzi.
1. Uniwersytety są dla prestiżu (narodowego, regionalnego, lokalnego)
Niczym duma z klubu piłkarskiego lub drużyny na mistrzostwach w dowolnej dyscyplinie sportowej. Inwestujemy w zawodników by zdobywać puchary (a nie po to, by rozwijać zainteresowanie sportem jako zdrowym stylem życia). Przynajmniej część powodów konieczności reformowania uniwersytetów wynika z faktu, że brakuje polskich uczelni wśród najlepszych, np. wymienionych w rankingu "listy szanghajskiej". Co zrobić, by szybko jakieś polskie uniwersytety znalazły się przynajmniej w pierwszej setce? Był na przykład pomysł by wybrać z Polskiej Akademii Nauk najlepsze instytuty i zrobić jeden nowy uniwersytet (faktycznie rozproszony i działający "na papierze"). Z nadzieją, że znajdzie się wysoko w rankingu. Albo wybrać z polskich uniwersytetów (ze wszystkich miast) najlepszych naukowców i z nich otworzyć flagowy uniwersytet (przesiedlić ludzi czy stworzyć tylko "księgowa fikcję"?). To tylko kilka pomysłów. Obecna reforma też chce w tym kierunku zmierzać - jako główny cel stawia sobie "podniesienie jakości nauki".... uwidocznionej w rankingach. Czy od takiego szybszego mieszania herbata stanie się rzeczywiście słodsza? Wątpliwe, to tylko "kreatywna księgowość" by to samo inaczej pozestawiać, by dostosować się do wymogów rankingu. Rankingi się jednak zmieniają (zatem za lat kilkanaście taka dostosowawcza struktura będzie nieadekwatna).... Jeśli jednak uznać, że uniwersytety są jak drużyna piłkarska - mają przynosić dumę i wysoką pozycję w rankingu - to działania te są sensowne i dostosowane do celu. Przecież wystarczą dwa-trzy....
2. Uniwersytety kształcą zawodowo
Czyli są kolejnymi szkołami zawodowymi, mającymi przygotować kadry dla gospodarki. I takie trendy też się w dyskusji o szkolnictwie wyższym dostrzega. Nie tylko w odniesieniu do politechnik, szkół medycznych ale i uniwersytetów. Wielokrotnie można usłyszeć argumenty, że uczelnie - zwłaszcza humanistyczne - kształcą bezrobotnych. Tyle tylko, że statystyki pokazują zupełnie inny obraz. Wśród absolwentów uczeni wyższych jest mniej bezrobotnych niż wśród absolwentów zawodówek. Zatem wbrew obiegowym opiniom uniwersytety nie są fabrykami bezrobotnych (nawet humanistów), to typowe szkoły zawodowe w większym stopniu kształcą bezrobotnych. Wynika to chyba ze specyfiki współczesnego rynku pracy - szybkiego postępu, konieczności częstego douczania się i dostosowywania, znaczenia kreatywności we współczesnej gospodarce. Najbardziej pożądaną kompetencją zawodową współczesności jest kreatywność, zdolność do myślenia refleksyjnego, zdolność do uczenia się i pracy w zróżnicowanym kulturowo i zawodowo zespole. W kategoriach indywidualnych uniwersytety i szkoły wyższe są przedłużeniem młodości, przedłużeniem poszukiwania sensu i jakości życia, zdobywania kontaktów i rozwoju osobistego. System boloński i możliwość studiowania nawet po jednym semestrze na innych uczelniach (np. program MOST oraz ERASMUS) pozwala studentom poznawać świat i ludzi. Jeśli uznać ten cel za ważny to uniwersytety powinny być blisko społeczności lokalnych. Raz, że łatwiej i taniej studiować blisko domu i w miastach tańszych niż Warszawa, dwa, że istotny jest transfer wiedzy do społeczności lokalnych.
3. Uniwersytety podnoszą jakość życia
Zatem są dla rozwoju społeczeństwa w szerokim słowa tego znaczeniu. Służą rozwojowi kapitału ludzkiego, służą rozwojowi społeczności lokalnych, wspomagają transfer wiedzy i idei i oddziałują społecznie. Są jak źródło, które poi zwierzynę z doliny (a więc z bliskiej okolicy). Lub jak drzewa dające cień w upalny dzień. Co nam z wielkiego, prestiżowego drzewa gdy jest ono dalekie i niedostępne (umrzemy, zanim dojdziemy i schronimy się w jego cieniu)? Jeśli uznać ten cel za ważny, to inaczej trzeba mierzyć efektywność działania polskiego uniwersytetu. Tak jak z futbolem - albo nastawiamy się na pucharową reprezentację albo na powszechność sportu wśród społeczności lokalnych. To pierwsze mierzyć możemy wygranymi mistrzostwami, to drugie jakosć zdrowia i liczba osób uprawiających amatorsko sport. Oczywiście jedno z drugim jest powiązane. Ale różne są priorytety. Jeśli nastawimy się na uniwersytety podnoszące jakość życia, to nie będzie presji na szybkie rankingowe rezultaty i nie będzie pokusy na "kreatywną księgowość". Uznania i jakości międzynarodowej i tak się doczekamy, bo wynikać będzie z powolnego i autentycznego rozwoju, niejako przy okazji. To tak jak w szkole jest uczenie się dla ocen i dla siebie samego (są oceny, ale każda z postaw inaczej odnosi się do tych ocen). Z pozoru niewielkie różnice ale w perspektywie długofalowej jakość tych strategii jest widoczna. Bardzo widoczna.
Do tej trzeciej odpowiedzi odnosi się zamieszczone wyżej zdjęcie. Zwykłe życie bez wodotrysków, kamer i rankingowych gali.
Zapewne można postawić jeszcze i inne odpowiedzi na tytułowe pytanie. Ale nawet jeśli zatrzymamy się na tych trzech, wyżej wymienionych, to zapewne wszystkie są istotne. Różnica dotyczy jedynie proporcji i priorytetów.
Brakuje nam szerokiej dyskusji nie tylko w odniesieniu do uniwersytetów i nauki, ale i do edukacji w szerokim słowa tego znaczeniu i wszystkich jej poziomów. Szeroki dialog to możliwość wypracowania dobrych i trwałych wzorców. Obecnie raczej mamy autorytarnie narzucane i efemeryczne rozwiązania. Że niby oświecony absolutyzm jest sprawniejszy i lepszy (bo szybko są rozwiązania)? Moje zdanie jest odmienne. Dyskusja prawdziwa (a nie pozorowana) potrzebna jest nie tylko do wypracowania mądrości zbiorowej (uznaję konektywizm za podstawę tworzenia wiedzy) ale i do przekonania do wspólnej wizji jak najszerszych kręgów społecznych, nie tylko uniwersyteckich. Dialog jako sposób dochodzenia do prawdy (do tego sprowadza się wszak nauka) oraz dialog jako sposób przekonywania, a nie narzucania.
Dyskusja wymaga czasu i cierpliwości.
Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.