„Pierwszy krok, to pokazać, że w ramach istniejącego systemu można pracować inaczej. Aby ludziom to się zaczęło mieścić w głowie. A kiedy już im się zmieści, muszą uwierzyć, że to ma sens.”
Tym razem chciałabym odnieść się do mojej wakacyjnej lektury, dwóch książek – „Zdarza się” i „Sor”, które można nazwać powieściami o szkole. Jarek Szulski, ich autor, jest nauczycielem warszawskiego gimnazjum i liceum, tak, jak bohater jego książek, Miron Czarnecki. Zainteresowałam się tymi książkami, ponieważ poznałam też ich autora jako prezentera Inspir@cji 2018, gdzie można było te książki kupić na stoisku Wydawnictwa Jacka Santorskiego. Taka rekomendacja jest zupełnie wystarczająca.
Dlaczego jednak uważam, że warto je przeczytać? Pewnie dlatego, że są to książki o szkole, ale napisane z humorem i przymrużeniem oka.
Zastanawiałam się dla kogo są te książki? Wydaje mi się, że jednak najbardziej do nauczycieli, może rodziców, ale pewnie też mogą zainteresować młodzież. Pokazują szkołę taką, jaka jest. Pokazują też rodzinę i społeczeństwo, bo szkoła nie jest bytem samym w sobie. Przede wszystkim jednak to nauczyciele mogą się w nich przejrzeć jak w krzywym zwierciadle, ale może także odnaleźć swój prawdziwy wizerunek?
Autorytet nauczyciela
Młodzi ludzie potrzebują Autorytetów,
Aby iść w tą samą stronę,
Dążyć wspólnie do wyznaczonego celu.
Gdy w jedną stronę wybiera się Duży i Mały,
Duży wskazuje kierunek, pomaga by Mały nie zabłądził.
A Mały, jak to Mały, czasem dąsa się i ucieka, czasem przechwala
A czasem trzyma dającą mu poczucie bezpieczeństwa rękę Dużego.
To słowa dedykacji dziadka Mirona, Stefana Czarneckiego, żołnierza, powstańcy i wychowawcy młodzieży dla początkującego w roli nauczyciela wnuka.
Pierwsza powieść opowiada historię trzyletniego debiutu Mirona jako nauczyciela gimnazjum z perspektywy Dużego, czyli Mirona i Małego, jego wychowanka Oskara. Tytuł „Zdarza się” to najczęściej powtarzany w opowieściach Dużego komentarz, któremu odpowiada „bywa” Oskara. „Sor” w tytule drugiej powieści to skrót od profesor. Tym razem Miron jest geografem i wychowawcą w innym gimnazjum, ale ostatecznie staje się dyrektorem Piasta – czy o dyrektorowaniu będzie część 3?
A autorytet nauczyciela? Wydaje się Wam, że istnieje? Moim zdaniem już nie. Autorytetu nauczyciela nie ma, choć udajemy, że jest.
To słowa narratora z części II. Udajemy, że mamy autorytet przez utrzymanie systemu ławek, biurka nauczyciela, ocen, ale w ten sposób mamy władzę lub złudzenie tej władzy wraz z jej wszystkimi wypaczeniami.
Zmienia się świat, zmienić się musi nasza belferska rola. Inaczej utrwalimy jedynie ten dziwny twór, jakim coraz częściej wydaje mi się szkoła. To, co dziś może być najbardziej potrzebne młodzieży, to już nie przeogromna wiedza i autorytet, ale nauczyciel jako przewodnik, towarzysz, czasami powiernik. I to są te cechy, które pozwolą może zasłużyć nam na szacunek, miłość i prawdziwy autorytet pedagogiczny.
Sam Miron jest autorytetem, choć na pewno nie modelowym. W powieści mamy nauczyciela, który z jednej strony absolutnie nie jest wzorem: nałogowy palacz, nieomal alkoholik, dowcipniś, błazen, używający dosadnego języka, a z drugiej strony jest jednak autorytetem młodzieży, wrażliwcem, idealistą, pasjonatem, na pewno oddany „Maleństwom”, kreatywny i konsekwentny w realizowaniu swoich oryginalnych pomysłów. Szalone wycieczki, biwaki, noce w szkole, spotkania w szkole i poza nią, wycieczki dla rodziców, konferencje prowadzone z rozmachem to jego najbardziej wyraziste przedsięwzięcia. Niezwykła postać; wiarygodna, dzięki wadom, których nie kryje.
Szkolna nuda i ciężka bezsensowna praca
Typowa lekcja w szkole Sora: Temat większości lekcji: „Nuda”. Beztrosko niszczone jest zainteresowanie otaczającym światem. Karzemy młodych za roztargnienie i brak umiejętności skupienia uwagi. I to na czym? Na szkolnej nudzie! Szkoła nie pozwala na eksperymentowanie (w polskiej budzie nie wolno się pomylić ani uczniowi ani nauczycielowi) i popełnianie błędów. A to przecież zaniechanie powinno być karane, a nie zakończone fiaskiem próby. (II, str.172-3)
A zadania domowe? Ślęczący do późnej nocy nad zestawem zadań i bezproduktywnym wypełnianiem zeszytów ćwiczeń uczniowie to szkolny nonsens. Siedzą sami w swoich pokojach, wracają na nasze lekcje niewyspani i niezdolni do myślenia. Utrwalają wiedzę, nie wiedzieć po co ( i tak zapomną) zamiast uczyć się, jak ją zdobyć i wykorzystać (…). Zamiast tego [wyobraźmy sobie] kilka godzin tygodniowo w planie zajęć, podczas których uczniowie mogliby zadania domowe odrabiać razem, mając dostęp do książek, nauczycieli, internetu i do siebie nawzajem. (str.173)
„W szkole może być jednak fajnie!”
Nauczyciel Miron już na jedną z pierwszych lekcji zaprasza, za pomocą kartki pozostawionej w klasie, swoich wychowanków z krzesełkami na przystanek autobusowy, po czym uczniowie palą w koszu uprzednio napisane wszystkie złe wspomnienia związane ze szkołą. Na jednej z lekcji wychowawczych Czarnecki przynosi papierowe serduszka i prosi uczniów o wpisywanie miłych rzeczy pod adresem właściciela podpisanego serduszka.
Zamiast pytać uczniów, czy coś zrozumieli, uważa, że lepiej pytać, czy wystarczająco dobrze coś wytłumaczył, w ten sposób pokazuje, że może być niedoskonały, otwiera się na pytania, na komunikację, na informację zwrotną.
Oddaje też uczniom fizycznie klasę, nie tylko pozwalając w niej organizować urodziny i maratony filmowe, ale oddając swoje biurko i zachęcając uczniów do ustawiania ławek w dowolny sposób.
„Człowiek wykształcony powinien znać dopływy Orinoko” – czy na pewno?
Narrator stawia sobie wiele pytań, w tym i to odwieczne pytanie nauczycieli: Co jakiś czas zadawałem sobie dramatyczne pytanie. Czy zrealizujemy program, czy zdążymy, a co jeśli nie, i tak dalej. Szczerze? Prawdopodobnie nie zrealizujemy.” „Człowiek wykształcony powinien znać dopływy Orinoko” i wiele innych – „rzecz w tym, że katowano mnie w ten sposób przez kilkanaście lat szkolnych. Rzecz w tym, że prawie nic z tego nie pamiętam. (II str. 180)
Pokazuje, że na lekcjach mogłoby być ciekawiej. Oto przykłady ciekawych tematów, otwierających pytań z lekcji w gimnazjum Mirona: „Co dzieje się z naszymi pieniędzmi?”, „Gdyby nie było armii?”, „Czy świat się kurczy?” – ile kilometrów przebyliśmy w ciągu 15 lat życia, a ile przebyli nasi dziadkowie? , „Czy Polska jest cool?” – obraz Polski kreowany przez światowe media; „Dlaczego Szymon mnie wkurza?” – pocztówki z Australii (II str.176-7)
Zwraca uwagę na to, że „podczas lekcji wszystko rozgrywa się w pierwszej minucie. Uda się skupić uwagę uczniów, wzbudzić emocje i wywołać refleksję, albo się nie uda np. pokazując zdjęcie małego Nicolae Ceaușescu i pytając, kim był, a kim chciał zostać, gdy dorośnie? A także przyjmując z humorem odpowiedzi gimnazjalistów na pytanie o system polityczny: „Jaki system jest najlepszy? – Windows 7” (II str. 178)
„Czego mogę nauczyć Maleństwa?”
Jako belfer starałem się nie bojkotować zapisu programów, raczej próbowałem w jego ramach szukać nowych metod i sposobów prowadzenia lekcji. Ale ceną za refleksję, dyskusję, za zatrzymanie się na tym, co tu i teraz wydawało mi się istotne, było niezrealizowanie całości programu. Dużo myślałem, czego mogę nauczyć Maleństwa. Co naprawdę pomoże im wieść dobre życie?
Jedną z tych umiejętności jest samodzielność i odpowiedzialność. Przy okazji wycieczek, imprez, konferencji, ale także sensownych projektów gimnazjalnych: Organizując pobyt naszych gości, wprowadziliśmy zasadę: każdy jest odpowiedzialny za realizację swojego kawałka programu, od początku do końca – odpowiedzialność i uczenie się na błędach.
Bo można się mylić. I trzeba wyciągać wnioski. Oto jest szkoła. (II str.184)
Wraz ze zdobywaniem doświadczeń następuje też zmiana myślenia o uczniach: Przeszedłem na kolejny level. Zrozumiałem, że prawdziwa satysfakcja z zawodu nauczyciela, nie przychodzi wówczas, kiedy to ja dorosły zorganizuję coś dla moich uczniów. Prawdziwa satysfakcja jest wtedy, kiedy widzimy naszych uczniów w akcji, w odważnym zaangażowanym działaniu. (II str. 258)
Jaka ma być ta idealna szkoła?
Szkoła „daje swobodę podejmowania ryzyka, gdzie nie ma głupich pytań i właściwych odpowiedzi, która ceni lekceważących, pełnych życia, dynamicznych, zaskakujących i wesołych (…) ucząca szacunku do ludzi, nauki, wiedzy, książek i Legii Warszawa, „zwracająca uwagę na to, co wydaje się w życiu najważniejsze: miłość i pracę. Przygotowująca do zwycięstw, a może nade wszystko do porażek.
Chciałbym, aby szkoła pomagała młodym w stawaniu się lepszymi ludźmi (…) całą resztę właściwie mogłaby sobie odpuścić – mówi przyszły dyrektor Miron.
Wartości, które powinna kształcić to najlepiej takie, jakie obowiązują wojowników Bushido: sprawiedliwość, odwaga, życzliwość, uczciwość, prawość, honor, lojalność. A także realizujące przykazania Leszka Kołakowskiego:
Po pierwsze przyjaciele.
A poza tym:
Chcieć niezbyt wiele.
Wyzwolić się z kultu młodości.
Cieszyć się pięknem.
Nie dbać o sławę.
Wyzbyć się pożądliwości.
Nie mieć pretensji do świata.
Mierzyć siebie swoją własną miarą.
Zrozumieć swój świat.
Nie pouczać.
Iść na kompromisy ze sobą i światem.
Godzić się na miernotę życia.
Nie szukać szczęścia.
Nie wierzyć w sprawiedliwość świata.
Z zasady ufać ludziom.
Nie skarżyć się na życie.
Unikać rygoryzmu i fundamentalizmu. (II str. 346, za wywiadem z Polityki)
Szacun za szacun
Powieść „Sor” kończy posłowie Nie ma edukacji bez relacji. Jest ono uzupełnieniem posłowia pierwszej części, gdzie była mowa o humanistycznej funkcji szkoły, o podmiotowym traktowaniu ucznia, o wychowaniu ludzi, którzy będą zmieniać świat.
Szkoła to wciąż przede wszystkim miejsce spotkań człowieka z człowiekiem (…) Zdecydowałem całkiem świadomie budować w szkole relacje oparte na szacunku, zaufaniu i życzliwości. Wymaga to odpowiedzialności i odwagi, ale też pokory i unikania hipokryzji.
Co więcej, należy założyć, że ta relacja jest tylko na czas szkoły, że zakłada, by stać się jak najszybciej niepotrzebnym. Ale tak to jest ze wszystkimi więziami – decyzja oswojenia niesie ryzyko łez (Saint Exupery „Mały Książę”).
Na koniec książki jeszcze 20 zasad napisanych przez autora, zatytułowanych Szacun za szacun – jak w roli nauczyciela nie zwariować, jak czerpać dumę, radość z wykonanej pracy i uniknąć zawodowego wypalenia?. Można je przeczytać na blogu: http://fcedu.pl/szacun-za-szacun/
Więcej fragmentów i dłuższe omówienie książki na moim blogu http://szkolaniedopoznania.blogspot.com/.
Justyna Bober – nauczycielka języka polskiego i angielskiego w gimnazjum, poszukująca ciągle inspiracji i pomysłów, wykorzystująca technologie w codziennej pracy, absolwentka studiów podyplomowych na kierunku neurodydaktyka WSB Bydgoszcz. Niniejszy artykuł ukazał się w blogu Superbelfrów i został nieznacznie zmieniony przez Marcina Polaka. Licencja CC-BY-SA.