O konektywizmie kilka krytycznych refleksji

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Współczesne młode pokolenie to tzw. cyfrowi tubylcy, pokolenie sieci, sieciaki, pokolenie Googla. Spektrum nazw jest tu bardzo bogate, a każda z nich wskazuje na głębokie zanurzenie przedstawicieli tego pokolenia w medialnym świecie.(C) iQoncept - fotolia.com

Zgodnie z tezą jednego z największych autorytetów w dziedzinie mediów, kanadyjskiego badacza Marshalla McLuhana (1911-1980), głoszącej, iż „człowiek tworzy narzędzia, a potem one kształtują nas”, długotrwały kontakt z Internetem doprowadza do zmian w neuronalnej budowie, a w dalszej konsekwencji w funkcjonowaniu mózgu cyfrowych tubylców. Oznacza to ich inny sposób myślenia, wymagający odmiennych metod edukacyjnego oddziaływania.

Nowe media, w naturalny sposób coraz silniej obecne także w edukacji, implikują pojawianie się nowych koncepcji ich wykorzystywania. Taką koncepcją jest zaproponowany przez dwóch naukowców kanadyjskich – Georga Siemensa i Stephena Downesa – Konektywizm. Intencjonalnie nie używam tu nazwy, jaką stosują w odniesieniu do swojej propozycji sami autorzy – „nowa teoria uczenia się w epoce cyfrowej” (a new learning theory for the digital age), gdyż – jak postaram się wykazać – koncepcja ta jest zbudowana na dwóch fałszywych przesłankach:

  • wiedza znajduje się w Internecie,
  • metaforą uczenia się jest generowanie połączeń między węzłami sieci,

a zatem nie może być uważana za „teorię uczenia się”.

Konektywizm – pod hasłem „połącz się, aby się nauczyć” – opisuje jedno z możliwych zastosowań Internetu w procesie uczenia się. Burzy on dotychczasowe poglądy, głoszące – w dużym uproszczeniu – iż wiedza to „to, co zamieszkuje ludzkie umysły”. Naczelną kategorią staje się „wiedzieć gdzie”, zastępująca dawne formuły: „wiedzieć że”, „wiedzieć jak”, „wiedzieć dlaczego”, które określają zarówno szerszy kontekst informacji, jak i konieczność jej rozumienia. Warto zwrócić uwagę, że podstawowe pytanie, jakie zadaje małe dziecko to „dlaczego” – dziecko oczekuje wyjaśnień, a nie wskazania źródeł informacji.

Wiedza od zarania dziejów była wartością bardzo pożądaną, szczególnie – co oczywiste – w obszarze edukacji. Pozwala ona człowiekowi wyjaśniać i interpretować otaczającą go rzeczywistość oraz rozwiązywać istotne problemy. Psychologia określa wiedzę jako system treści odzwierciedlony w pamięci długoterminowej (trwałej) człowieka. Wiedza jest zatem indywidualną interpretacją wybranych wycinków rzeczywistości zapisaną w umyśle człowieka. Podkreślał to m.in. jeden z największych współczesnych specjalistów w dziedzinie przemian cywilizacyjnych, amerykański ekonomista P. F. Drucker (1909-2005), wyraźnie stwierdzając, że mądrość i wiedza nie zamieszkują w książkach, programach komputerowych czy w Internecie. Tam są jedynie informacje. Mądrość i wiedza są zawsze ucieleśnione w człowieku, są zdobywane przez uczącą się osobę i przez nią wykorzystywane [Drucker P. F., Społeczeństwo pokapitalistyczne, Wydaw. Naukowe PWN S.A., Warszawa 1999, s. 171].

Podobne stanowisko znajdujemy u polskiego psychologa Czesława Nosala, który jednoznacznie stwierdza: Wiedza jest tworzona przez umysły i nie istnieje poza umysłami. Książki i komputery nie zawierają wiedzy. […] Dlaczego sądzimy, że encyklopedia leżąca na stole, podręcznik, fotografia, film lub baza internetowa zawiera wiedzę? Przecież to nieprawda, a nawet więcej – jawny absurd. […] sądząc złudnie, że książki zawierają informację i wiedzę, podobnie jak płyty CD i dyski komputerów, pomijamy (implicite) inherentną rolę umysłów w procesie odczytywania, rozumienia i twórczego przekształcania wiedzy [Nosal C., Złudzenia poznawcze wywoływane przez stare i nowe technologie informacyjne, „Neodidagmata” 2011-2012, nr 33/34]. Autor ten zwraca również uwagę, że wiedza nie jest czymś ze sfery technologii, lecz jest fenomenem czysto intelektualnym […] jest bytem duchowym, stanem umysłu.

A zatem w Internecie są tylko informacje – cegiełki, z których w toku własnej aktywności poznawczej uczący się buduje we własnym umyśle gmach wiedzy. Nie każdy jednak potrafi racjonalnie i odpowiedzialnie korzystać z możliwości, jakie oferują narzędzia technologii informacyjnej. Jej wpływ na funkcjonowanie intelektualne człowieka zależy głównie od racjonalności wykorzystania narzędzi.

Równie nieprawdziwe jest drugie założenie konektywizmu, mówiące, iż metaforą uczenia się jest generowanie połączeń między węzłami sieci, którymi mogą być inni użytkownicy bądź znajdujące się w niej zasoby informacyjne. Milcząco nawiązuje ono do założenia pierwszego, sytuującego wiedzę poza ludzkim umysłem. Proces uczenia się i zapamiętywania polega bowiem na tworzeniu sieci neuronów o zwiększonym przewodnictwie, czyli generowaniu połączeń między komórkami nerwowymi za pomocą synaps. Na błąd w przyjmowaniu pełnych analogii między Internetem i siecią neuronową wskazuje amerykański pisarz zajmujący się technologią, biznesem i kulturą Nicholas Carr: Połączenia w sieci nie są naszymi połączeniami i nigdy się nimi nie staną, bez względu na to, ile czasu spędzamy, surfując po Internecie i wyszukując informacje. […] Hiperlinki, które łączą z sobą dane online w niczym nie przypominają synaps w naszym mózgu [Carr N., Płytki umysł. Jak Internet wpływa na nasz mózg, Wydaw. HELION, Gliwice 2013, s. 240].

Akceptując bezkrytycznie podejście konektywistyczne wyrażamy zgodę na migrację wiedzy z umysłu człowieka do zasobów Internetu. Coraz częściej traktujemy sieć jako zastępnik, a nie tylko uzupełnienie naszej pamięci. Współpracownik czasopisma „Wired” Clive Thompson nazywa Internet „przyczepnym mózgiem”, który przejmuje rolę, jaką wcześniej odgrywała nasza pamięć [Carr, s. 222]. N. Carr zwraca uwagę na tkwiące w takim podejściu niebezpieczeństwo: Gdy oddajemy naszą pamięć maszynie, oddajemy jej także bardzo ważną część naszego intelektu, a nawet naszej tożsamości [Carr, 2013, s. 240]. Wyprowadzenie procesu pamiętania, a więc de facto części funkcji mózgu i samego mózgu, poza człowieka, ma głębokie konsekwencje edukacyjne i kulturowe. Jak stwierdza N. Carr Jeśli wydobędziemy pamięć z własnego wnętrza i przekażemy na zewnątrz, to nasza kultura umrze [Carr, s. 240].

Co zatem zrobić z konektywizmem, który zawładnął umysłami licznych bezkrytycznych miłośników technologii, upatrujących w niej zbawczą siłę, mającą przynieść rozwiązanie wszystkich problemów edukacyjnych, a – jak dotąd – przynoszącą jedynie obniżenie poziomu intelektualnego całych społeczeństw? Otóż, proponuję połączenie konektywizmu z konstruktywizmem. Oparty na przesłankach technologicznych konektywizm to tylko dotarcie do informacji za pomocą narzędzi TI, konstruktywizm natomiast to konieczny tu aspekt intelektualny – wiara w potęgę ludzkiego rozumu, niezbędnego do zrozumienia, zinterpretowania i przetworzenia informacji w wiedzę. Podkreślmy to raz jeszcze: wiedza jest konstruktem indywidualnym i żadna maszyna nie wykona za nas czynności jej wytworzenia. Nie bójmy się konstruktywizmu! – to nadal prawdziwa teoria. I nie pozwalajmy się uwodzić technologii, nie rezygnujmy z wykorzystywania najpotężniejszego narzędzia do wytwarzania i przetwarzania informacji, jakim jest nasz mózg. To około 100 miliardów neuronów – podstawowych komórek nerwowych, dzięki którym myślimy, czujemy i działamy oraz dwukrotnie więcej równie ważnych komórek glejowych, podtrzymujących strukturę i metabolizm neuronów. Kognitywiści twierdzą, że ulubioną funkcją mózgu jest uczenie się. Czy można go pozbawiać tej przyjemności i pozwalać na marnowanie się takiego potencjału?

Pozostaje problem nazwy dla zaproponowanej tu hybrydowej nowej koncepcji. Obydwie składowe zaczynają się od „kon” i obydwie kończą na „wizm”. Może więc od nazwiska autora proponującego tę nową koncepcję – konmorwizm? A może Czytelnicy portalu Edunews zaproponują bardziej adekwatną nazwę?

W artykule wykorzystałem fragmenty swojego opracowania: J.Morbitzer: Konektywizm – edukacyjny przełom czy niespełniona nadzieja? [W:] Uczyć się będąc połączonym. Red. M. M. Sysło, A. B. Kwiatkowska. Wydaw. Naukowe UMK, Toruń 2013, s. 35-42.

Notka o autorze: dr hab. inż. Janusz Morbitzer jest profesorem Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, na którym kieruje Katedrą Technologii i Mediów Edukacyjnych. Jest również m.in. organizatorem sympozjów naukowych CZŁOWIEK - MEDIA - EDUKACJA, które należą do najważniejszych w Polsce imprez naukowych poświęconych edukacyjnym zastosowaniom komputerów, Internetu i innych narzędzi technologii informacyjnej.

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Kasia napisał/a komentarz do Rady nietrafione i rady pożyteczne
Dyrektora, a zwłaszcza dyrektorkę, cechuje żądza władzy. Arogancja ze strony dyrektorki w moim liceu...
Jacek Ścibor napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Moim zdaniem i Maciej Sysło i Robert Raczyński mają rację - obie wypowiedzi trafiają w sedno problem...
Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie