Pytania postawione w artykule Trzy pytania o e-podręczniki Witolda Kołodziejczyka są spóźnione. Powinny były być zadane przed powołaniem do życia tego projektu. Co więcej – już wtedy powinny były być znane odpowiedzi na te i inne pytania.
Jak mantrę, powtórzę poniżej to, o czym mówię i piszę od początku inicjatywy e-podręcznikowej. Polecam ostatnią moją wypowiedź na ten temat (GW, 23.10.2014), można ją znaleźć tutaj (http://mmsyslo.pl). Oliwy do ognia dolała lektura udostępnionego ostatnio e-podręcznika do zajęć komputerowych dla klasy IV szkoły podstawowej.
Najsmutniejsze jest to, że te trzy, a nawet więcej pytań, powinni byli postawić sobie i całej społeczności edukacyjnej i około-edukacyjnej organizatorzy projektu e-podręcznika, i, co więcej, ten projekt powinien był uwzględnić odpowiedzi na te pytania. Łatwiej jednak było zyskać aprobatę społeczną dla e-podręczników dzięki zapowiedziom ich bezpłatnego dostępu, niż przekonanie dydaktyków, nauczycieli i uczniów, że oto pojawi się pomoc dydaktyczna o znacznie wyższej jakości niż tradycyjne rozwiązania. Teraz będzie to znacznie trudniejsze, jeśli w ogóle jest możliwe.
Pytanie pierwsze: czy e-podręczniki zmienią szkolną dydaktykę? TAK!, tylko jak? Operowanie pojęciami: multimedialne funkcje, interaktywność, dostęp do sieci, dostęp na mobilnych urządzeniach – to zasłona dymna utworzona z nośnych haseł, za którymi w tym przypadku niewiele się kryje. Zacznę od końca. Wielokrotnie, w gremiach sejmowych, ministerialnych i mniejszych rangą zadawałem pytanie, na jakich urządzeniach uczniowie będą odtwarzali e-podręczniki w szkole i czy szkolna infrastruktura informatyczna jest do tego przygotowana? Żadnej odpowiedzi, nie słyszałem także, aby to ktokolwiek badał w szkołach. A dostęp do sieci? Z poziomu e-podręcznika żaden internetowy (poza podręcznikiem) adres nie będzie aktywny!!! No comments!
Nie komentuję już tu multimedialności i interaktywności, bo to kwestia gustu – dla mnie, obejrzane próbki e-podręczników, w porównaniu z innymi e-zasobami, w tym edukacyjnymi, nie mówiąc o tradycyjnych podręcznikach, wyglądają siermiężnie. W wersji off-line (format PDF) … nie będzie już tych problemów, wydrukuje się czarno-biało na papierze, nie będzie potrzebna sieć, zniknie interaktywność, kolor i multimedialność – tylko po co tyle zachodu. Jak napisałem w GW: jeśli nie potrafimy wykorzystać możliwości technologii i proponujemy rozwiązania bazujące np. na formacie pdf, to dajmy sobie spokój.
Drugie pytanie: Jeżeli jest tak, …, że zmienią one [e-podręczniki] sposób organizacji pracy, to drugie pytanie powinno brzmieć – w jaki sposób? W artykule oczekuje się znaczącego udziału ośrodków akademickich we „wsparciu nauczycieli” i „opracowaniu nowych rozwiązań dydaktycznych i badań ich efektywności”. A jak jest z tym udziałem świata akademickiego – jasno widać.
Owszem, uczelnie, raczej przypadkowe, podjęły się wytworzenia e-podręczników, ale bez wcześniejszego „opracowania nowych rozwiązań dydaktycznych”, nie mówiąc o przeprowadzeniu „badań ich efektywności”. Świat akademicki, który miałby cokolwiek do powiedzenia, zarówno na temat nowych modeli kształcenia (nauki pedagogiczne), jak i edukacyjnych rozwiązań wspieranych technologią (informatycy) został całkowicie pominięty w projekcie e-podręczników. Uczelnie zostały także odcięte od wspierania nauczycieli, np. w pilotażu Cyfrowej Szkoły.
Trzecie pytanie z artykułu jest zwieńczeniem dwóch pierwszych: Jeżeli e-podręcznik zmieni organizację pracy w szkołach, i wiemy, w jaki sposób, to zasadne jest pytanie trzecie: jak to zrobić? Od czego zacząć? Odpowiedź na to pytanie, jak i na poprzednie dwa, powinna była być udzielona przed podjęciem się wykonania e-podręczników, bo zmiany w szkołach i w pracy nauczycieli oraz uczniów nie powinny pojawić się dopiero 15 czerwca 2015, gdy zostaną oddane w ich ręce, ale wszyscy aktorzy w teatrze szkoły powinni być na to znacznie wcześniej przygotowani.
Jeśli chodzi o jakość e-podręczników, to, zakładając, że zamawiającemu przede wszystkim zależy na jakości edukacji, ciśnie się na usta dodatkowe pytanie, dlaczego nie skorzystano z najlepszych doświadczeń prawie ćwierćwiecza otwartego rynku podręczników, rozpisując na przykład konkurs na najlepsze rozwiązania. A przecież pierwszy e-podręcznik do informatyki właśnie do IV klasy szkoły podstawowej ukazał się (za aprobatą MEN) już w 1999 roku, a w latach 2003-2004 przedstawiono koncepcję e-podręcznika do dowolnego przedmiotu. W obu podręcznikach zaproponowano (i nadal są) znacznie nowocześniejsze środowiska wspomagania kształcenia technologią, niż obecnie oferowane w powstających e-podręcznikach
Oby nie spełnił się czarny scenariusz, że bezpłatne e-podręczniki wyprą klasyczne podręczniki (jako bezpłatne może to dotyczyć zdecydowanej większości szkół), pomimo swoich zasadniczych wad zasygnalizowanych powyżej i braku przygotowania szkół na pełne z nich korzystanie. Boleśnie to odczują uczniowie i nauczyciele.
Notka o autorze: Maciej M. Sysło, matematyk i informatyk, profesor na Uniwersytetach we Wrocławiu i w Toruniu, autor tradycyjnych podręczników do informatyki, współtwórca pierwszego e-podręcznika do informatyki z 1999 roku.
* * *
Przeczytaj także na ten temat w Edunews.pl: