Nie strzelać do biało-czerwonych pasków!

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Na internetowej strzelnicy, w dziale „Szkoła”, stoi kilka łatwych i bardzo popularnych celów. Wśród nich, na przykład: oceny szkolne, czerwony pasek, nieodkryte pasje, prace domowe, nieżyciowy program, dyktatura testów. Ostrzał trwa praktycznie bez przerwy, może tylko w zależności od fazy roku szkolnego na niektórych odcinkach słychać istną kanonadę, na innych zaś tylko pojedyncze wystrzały. I tak oto pod koniec roku szkolnego ucichło (chwilowo) wokół prac domowych, za to szczególnie popularnymi celami są oceny oraz tzw. czerwone paski na świadectwie (w istocie biało-czerwone, więc bardzo patriotyczne, co wcale jednak nie łagodzi krytyki).

Krytyka ocen jest łatwa, bo wokół nich koncentruje się cała dydaktyka i niemal całe życie społeczne szkoły, prowadząc nieledwie do segregacji rasowej intelektualnej, na tych, którzy ku satysfakcji nauczycieli zdobywają wysokie noty, oraz całą resztę. Ja zresztą zgadzam się z krytykami i gdybym tylko wiedział, jak wykorzenić z nauczycielskiej i rodzicielskiej świadomości przekonanie, że oceny być muszą, uczyniłbym to bez namysłu. Na razie jednak mam z tyłu głowy fiasko, jakie poniosła próba prawnego zakazania w najmłodszych klasach podstawówki wystawiania ocen innych niż opisowe, co wyzwoliło ogromną kreatywność nauczycieli w wymyślaniu buziek, słoneczek, kwiatów o różnej liczbie płatków, napędzaną potężnym zapotrzebowaniem ze strony rodziców. Obserwuję również, jak wiele inwencji wkłada się cały czas w doskonalenie elektronicznych systemów przeliczania wyników, nadawania wag, wyliczania średnich itd., i rozumiem, że nagła rezygnacja z tego mogłaby zaburzyć równowagę wszechświata w świadomości większości aktorów życia szkolnego. Dlatego sam od ćwierć wieku unikam rewolucji, starając się jedynie z jakim takim sukcesem uczynić z oceniania narzędzie, a nie cel w edukacji. Co wychodzi całkiem nieźle na poziomie klas 4-6, a marnie powyżej, gdzie byt, czyli perspektywa egzaminu, określa świadomość, czyli oczekiwanie zrozumiałego dla rodziców i prowadzonego na bieżąco pomiaru.

Gorzej z krytyką czerwonego paska, któremu można zarzucić jedynie to, że opiera się na skądinąd potępianym ocenianiu, oraz że premiuje tych uczniów, którzy uczą się z powodzeniem wszystkiego, zamiast wybiórczo rozwijać swoje potencjalne pasje. To jednak zupełnie wystarczy, by poddać istnienie świadectw z wyróżnieniem pryncypialnej krytyce, szczególnie, że każdy strzelec ma swoje doświadczenia, które służą jako dodatkowe źródło amunicji. Co pokażę na przykładzie postu zaczerpniętego z fejsbuka.

Miałam zawsze czerwone paski. Byłam zwolniona z ustnej matury za oceny z pisemnej. Magisterka bdb... Po skończeniu podstawówki płakałam, że to świadectwo nic nie znaczy, że wolałabym zostać w tej szkole, z tymi ludźmi... W liceum miałam lepszy kontakt z nauczycielami niż z 90% klasy... Teraz mam zbyt dużo lat i ciągle nie wiem, co mam zrobić ze swoim życiem zawodowym... Bo jakaś tam bystrość daje mi możliwość bycia dobrą w tym, co robię i łatwość uczenia się nowych rzeczy, ale one nie dają mi spełnienia... W szkole nikt mi nie pomógł odkryć jakiejś pasji... Nikt mną nie pokierował w dobrą stronę, kiedy był na to czas... Dobra we wszystkim, więc po co się nią zajmować... Nie tego oczekiwałam od szkoły... Powiecie: roszczeniowa? Raczej marzycielka, że szkoła będzie "produkować" szczęśliwe, świadome siebie istoty, a nie istoty "wycenione średnią"...

Mamy w tej wypowiedzi obraz niespełnionego życia, mimo czerwonych pasków na świadectwach i wszelkich innych możliwych sukcesów edukacyjnych. Przedstawiony w pakiecie z reklamacją pod adresem szkoły, że nie pomogła odkryć pasji i nie wyprodukowała w osobie autorki szczęśliwej, świadomej istoty.

To teraz ja:

Miałem zawsze czerwone paski. Z matury same piątki (szóstek jeszcze nie było). Świetne świadectwo ukończenia podstawówki otworzyło mi drogę do wybranego liceum (był wtedy konkurs świadectw), zaś maturalne pozwoliło dostać się bez egzaminu na wybrany kierunek studiów (liceum dawało taką przepustkę najlepszemu absolwentowi). Dwa magisteria z wyróżnieniem. W liceum miałem doskonały kontakt z nauczycielami i całkiem niezły z rówieśnikami – to drugie ułatwiło mi harcerstwo. Sam odkryłem w sobie pasję bycia wychowawcą. Studia pedagogiczne poszerzyły moje horyzonty i utworzyły drogę do wymarzonego (sic!) zawodu nauczyciela. Dzięki temu, że nauka przychodziła mi łatwo, nie skończyłem jako „pan od” wyuczonej na studiach biologii, ale przeżyłem też przygodę uczenia chemii i przyrody. Jako nauczyciel nie próbuję rozwijać uczniowskich pasji (uważam, że te prawdziwe rozwijają się same i potrafią pokonywać trudności). Takoż nie „produkuję” ludzi szczęśliwych, a jedynie odpowiedzialnych i umiejących wejść w rolę kowala własnego losu. To jest, moim zdaniem, najlepsza droga do szczęścia, które każdy odczuwa subiektywnie, i którego nie wytworzy żaden edukacyjny ciąg technologiczny.

Wytnijmy z obu tych wypowiedzi pierwsze zdania. Czy brak informacji o czerwonych paskach zmieni obraz rzeczy?! Oczywiście, że nie!

W likwidacji świadectw z wyróżnieniem można widzieć symbol zmiany. Ale żeby zmiana była dobra, powinna spełniać w założeniu dwa warunki. Powinna być zrozumiała i akceptowana dla zdecydowanej większości zainteresowanych. Powinna nieść ze sobą jasne przesłanie o tym, co dalej, nawet niekoniecznie w zamian.

Podpisałem w ostatnich dniach z górą setkę świadectw z paskiem, zaświadczając tym samym, że uczniowie osiągnęli bardzo dobre lub celujące wyniki z większości przedmiotów nauczania. Nie sądzę, bym uczynił im krzywdę. Podpisałem też trochę nagród indywidualnych, przyznanych za szczególne osiągnięcia, już bez oglądania się na średnią. Jak widać, jedno drugiego nie wykluczyło.

Jeżeli będziemy pielęgnować w sobie przekonanie, że bez rewolucji szkoła jest beznadziejna, to w tej beznadziei ugrzęźniemy. Trzeba sobie bowiem powiedzieć wprost – w tęsknocie za zmianami, którą wywołała pandemia, nie kryje się potencjał rewolucyjny, ale jedynie ogromne znużenie. Wiele potrzeba: czasu, pomysłów, dobrego przywództwa, żeby wygrzebać się z bagna, w którym tkwimy od trzech lat, a i wtedy w cenie będzie przede wszystkim pragmatyzm, rozwaga i zrozumienie dla konserwatywnych z natury rodziców i nauczycieli.

Rozumiem potrzebę strzelania, ale nawet zniszczenie kilku dobrych celów nie wyczaruje w oświacie nowej rzeczywistości.

 

Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.

 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Jan napisał/a komentarz do Wkręcani przez sztuczną inteligencję
Najbardziej ta kompetencja krytycznego myślenia, a raczej dystansu emocjonalnego do zamieszczanych t...
Te "restrykcyjne zasady" w badanych szkołach polegały na tym, że uczniowie mieli "zakaz korzystania ...
Myślę, że to powinno być "na żądanie ucznia". Wyobraźmy sobie, że przedmiot X mnie nie interesuje, a...
Kazimierz napisał/a komentarz do Klauzula informacyjna - dane osobowe
Bardzo interesujące i pożyteczne artykuły
Taką ofertą dla nauczycieli, jakiej gwałtownie potrzebujemy, z całą pewnością nie jest pomysł aby do...
Ten pomysł jest wyśmienity i zasługuje na szerokie wdrożenie! Po 14 latach od pierwszego chyba wyraż...
Grażyna Uhman napisał/a komentarz do Refleksja nad wprowadzaniem technologii do nauczania
To jest strzał w dziesiątkę! Staram się sledzić nowosci technologiczne w edukacji, skończyłam kurs ...
Wynik jest oczywisty. Jeśli ktoś mało korzysta - nic nie zmieni kilkugodzinna przerwa. Jeśli ktoś du...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie