Laptopy (nie) dla pierwszaków?

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
ict w edukacjiInwestowanie każdych pieniędzy w polską edukację ma jak najbardziej sens. Pomysł przekazania uczniom nowoczesnych technologii również jest godny rozważenia. Chociaż nie oznacza to, że słysząc o rządowych planach, nie pojawiają się wielkie znaki zapytania. Spróbujmy ocenić, czy rozdawnictwo laptopów ma sens. Czy dzięki temu polskiej szkole będzie lepiej?
 
Ale na początku musi być dygresja. Od kilku miesięcy jesteśmy nieustannie bombardowani przez ministra finansów i rząd informacjami o tym, że mamy straszny kryzys i że musimy znów odchudzać nasze (obywateli) portele. Że konieczne jest obciążenie nas wyższymi kosztami codziennego życia (podwyżka VAT, która przekłada się na wzrost cen), czy zabranie nam większej części kapitału przeznaczonego na ich przyszłe emerytury („reforma“ OFE). A z drugiej strony pojawiają się nagle pomysły, w których „znajdują się“ pieniądze na „ważne społeczne inicjatywy“, „na naukę i edukację“. Coś tu nie gra. Albo ktoś nas - obywateli - oszukuje, albo... to znak, że zbliżają się wybory!

Wracając do tematu. Jestem wielkim entuzjastą szerszego wykorzystania technologii w polskiej szkole, co chyba widać również po profilu i zawartości portalu Edunews.pl. Ale czy do tego przyczyni się realizacja planu zakupów komputerów dla uczniów I klasy szkoły podstawowej?

Trzy lata temu komentowałem pozytywnie decyzje rządu portugalskiego o zakupie komputerów dla uczniów szkół podstawowych. Ale minęły 3 lata od tamtej decyzji i świat technologii znacząco się zmienił. Zastanówmy się więc, czy w ostatnich trzech latach nie ujawniły się:
a) lepsze urządzenia / rozwiązania w technologii edukacyjnej niż laptopy,
b) inne, ważniejsze problemy związane z rozwojem TIK w polskiej szkole, wymagające inwestycji ze środków publicznych?

Nie musimy powielać dziś automatycznie rozwiązania portugalskiego tylko dlatego, że ono miało miejsce i że coś tam się udało. Jedno jest pewne - czasu na zastanawianie się, jak zainwestować pieniądze, o których mówi rząd za wiele nie mamy. Infrastruktura technologiczna w polskich szkołach w większości przypadków jest mizerna i taki zastrzyk sprzętu mógłby sytuację znacząco poprawić...

Drugie pytanie – trzeba jednak zapytać, jaka jest efektywność proponowanych rozwiązań? Czy podjęte zostały przez MEN analizy, w jaki sposób dostarczenie takiej liczby komputerów podniesie rzeczywiście efektywność i jakość edukacji w szkole? Czy IBE zrealizowało projekt badawczy, z którego wynikałoby, że sugerowane rozwiązanie ma sens?

Wróćmy na chwilę do grudnia 2008 r. Pamiętają państwo wydanie przez MEN lekką ręką 150 milionów złotych na zakup płyt do nauczania języków obcych? Ja pamiętam – i stawiam znów pytanie – czy tamten zakup miał na pewno sens? Jaki odsetek szkół korzysta z tego oprogramowania? Czy zrealizowano badania, z których wynika, że takie wydatki centralne z budżetu państwa przynoszą pozytywny skutek w edukacji? Nie słyszałem o takich badaniach w Polsce.

Obawiam się, że efektywność masowego zakupu sprzętu dla uczniów szkół podstawowych będzie bardzo niska. Tak samo jak w przypadku przekazania w 2008 r. do szkół płyt do nauki języków obcych, których nikt w szkołach nie chciał. Pewnie do dziś kurzą się na półkach... Choć może to i lepiej, ponieważ stosowanie płyt z kursami do nauki języków obcych, przy dzisiejszych dostępnych zasobach w internecie, byłoby raczej szkodliwe dla uczniów.

Kolejna kwestia. Co jest rzeczywiście problemem w polskiej szkole gdy mówimy o technologii edukacyjnej)? Czy jest to brak sprzętu komputerowego? Czy może brak przygotowania nauczycieli do wszechstronnego wykorzystania wielu nowoczesnych narzędzi na zajęciach: komputerów, tabletów, telefonów komórkowych, odtwarzaczy multimedialnych, tablic interaktywnych, platform e-learningowych, itp.? A może brak materiałów dydaktycznych w języku polskim potrzebnych do realizacji ciekawych zajęć z wykorzystaniem różnorodnej technologii? To chyba dużo ważnych pytań.

Technologie edukacyjne w szkole powinny opierać się na trzech filarach: infrastruktura (sprzęt + sieć szybkiego internetu), kompetencje (przygotowany nauczyciel) oraz e-zasoby edukacyjne w języku polskim (raczej na wolnych licencjach, bo mówimy tu o finansowaniu ze środków publicznych). Mając do dyspozycji tak ogromne środki publiczne, jakie chce rząd przeznaczyć na zakup laptopów, możnaby rzeczywiście dokonać jakościowego skoku w polskiej szkole. Ale tylko pod warunkiem, że wszystkie trzy opisane filary zostaną równo rozbudowane. Inaczej grozi nam zmarnowanie pieniędzy i destabilizacja.

Zasoby komputerowe w szkołach jakieś już są. Dodatkowo z badań opinii publicznej wynika, że komputery znajdują się również w domach uczniów. Zatem ta „noga“ jest dość mocna. Można się zastanawiać nad jej wzmocnieniem, ale wątpliwe czy dziś sens ma zakup komputerów. Może lepsze będą tablety dotykowe, albo dotykowe odtwarzacze multimedialne? A może trzeba kupić serwery, aby na nich stawiać szkolne platformy edukacyjne? Nie patrzmy linearnie na rozwój TIK w szkołach, czyli jedynie przez pryzmat komputerów – technologie edukacyjne to obecnie coś znacznie więcej niż komputery. Musimy patrzeć jednocześnie na rozwój rynku technologii i na polską szkołę kilka lat naprzód. Proponowane dziś przez rząd rozwiązanie było dobrym przed poprzednimi wyborami parlamentarnymi (przypomnę hasło: „laptopy dla gimnazjalistów“), a zatem dobry czas jego realizacji już minął.

Inna kwestia to dostęp do internetu, czyli szkolna sieć. Ta znajduje się w stanie dramatycznym! Nie oszukujmy się, że w szkołach Internet dostępny jest na poziomie zapewniającym swobodne i szybkie korzystanie z sieci jednocześnie przez więcej niż kilkanaście stanowisk komputerowych. Sygnały dobiegające do nas ze szkół świadczą o tym, że zacofanie polskich szkół jest pod tym względem olbrzymie. I nic nie zapowiada, że będzie lepiej. Budowa społeczeństwa informacyjnego w Polsce jakoś dziwnym trafem nie dotyczy szkół. No chyba, że na papierze. A zatem tu jest też obszar, który należałoby wziąć pod uwagę przy rozważaniu, na co przeznaczyć środki.

Pozostają dwie kwestie – kompetencje i zasoby. Wielkim wyzwaniem, chyba największym, jest przygotowanie nauczycieli do rzeczywistego i sensownego wykorzystania różnych urządzeń i oprogramowania w klasie. Problem ten nie dotyczy tylko Polski – z analiz dostępnych z różnych krajów wynika, że większość krajów ma z tym problem. Jest to więc wyzwanie globalne, które podjęte, może znacząco zmienić (poprawić) jakość usług edukacyjnych systemu oświaty. Tylko od razu ważna uwaga – nie możemy tu mówić o szkoleniach nauczycieli z podstawowych programów, których nauczyć się łatwo można metodą prób i błędów korzystając z podpowiedzi w internecie. Mówimy o szkoleniach z szeroko pojętej dydaktyki cyfrowej, a zatem o działaniu, które powinno być odpowiednio przemyślane, zaplanowane, a dopiero potem wdrożone.
 
Osobnym wyzwaniem są elektroniczne zasoby edukacyjne, które powinny być dostępne dla uczniów poprzez różne urządzenia elektroniczne. Te w języku polskim, mimo istnienia silnego rynku wydawców edukacyjnych i działań podejmowanych przez edukacyjne organizacje pozarządowe, są ciągle niewielkie w porównaniu do zasobów anglojęzycznych. W wielu przypadkach, gdy chcemy szybko skorzystać z wiedzy dostępnej w Internecie, odpowiedzi na pytania poszukiwać musimy na stronach anglojęzycznych, zwłaszcza gdy chodzi o stronę wizualną danego zagadnienia (rysunki, animacje, grafy, itp). Myśląc o przeznaczeniu środków publicznych na zakup technologii edukacyjnych – przydałoby się choć część z nich przeznaczyć na stworzenie otwartych i ATRAKCYJNYCH dla współczesnego ucznia zasobów edukacyjnych w naszym rodzimym języku. Powinny one od razu być tworzone w wielu formatach - pozwalających na odtwarzanie na komputerze, tablicy interaktywnej, dotykowym odtwarzaczu multimedialnym, czy telefonie komórkowym / smartfonie albo tablecie. I oczywiście działające w różnych systemach operacyjnych, a nie tylko na MS Windows...

Kolejne pytanie: co jest najważniejsze dla pierwszoklasisty? Ruch, interakcje, zabawa, czy komputer? Jak rzucony opinii publicznej pomysł ma się do badań naukowców na temat rozwoju mózgu dziecka w wieku 5-7 lat?

W pierwszych latach edukacji szkolnej mózg człowieka rozwija się najszybciej. Można też inaczej powiedzieć, na co zwracają uwagę niektórzy naukowcy zajmujący się mózgiem: w tym wieku mózg ma największą liczbę połączeń neuronalnych decydujących o rozwoju dziecka – niestety najczęściej dzięki sztywnej i sformalizowanej edukacji szkolnej szybko one zaczynają zanikać. Dla najmłodszych uczniów nie komputery są najważniejsze w edukacji, ale ruch, interakcję z rówieśnikami, zabawę. Dlatego byłoby zdecydowanie korzystniej dla uczniów, gdyby komputery czy – lepiej – różne urządzenia nowoczesnych technologii – trafiły do uczniów starszych – np. w IV klasie szkoły podstawowej lub I klasy gimnazjum.

O komentarz do pomysłu wprowadzenia komputerów dla pierwszoklasistów poprosiłem Małgorzatę Taraszkiewicz, psychologa edukacyjnego: „Rozumiem, że te notebooki wraz z programami zastąpią podręczniki i maluchy będą nosiły do szkoły notebooki i pierwsze śniadanie, zamiast 7 kg książek. Mam nadzieję, że w komputerze będą materiały interaktywne, dostosowane do możliwości percepcyjnych dzieci. Mam nadzieję, że będą tam także zawarte ćwiczenia, które kompensują taki odbiór materiałów (np. ćwiczenia przeciwdziałające fiksacji oczu). Mam też nadzieję, że w programie będzie część dotycząca technik efektywnego uczenia się – wraz ze wstępną diagnozą strategii uczenia się. Domyślam się, że praca z komputerem będzie stanowiła jakiś procent lekcji, a resztę czasu dzieci spędzą na odpowiednio dobranych edukacyjnych grach i zabawach z wykorzystaniem ruchu. Mam nadzieję, że sprawa jest przemyślana w sensie technologicznym, programowym i metodycznym. W tej sytuacji jestem NA TAK!“. Cóż, lista warunków, które należałoby spełnić, aby pomysł przynósł pozytywne rezultaty, jest całkiem długa...

Co się stanie, gdy...
Na koniec pozostaje jeszcze jedno pytanie: kto za to wszystko zapłaci? A oto prosta symulacja:
Szkoła ma na przykład 300 uczniów. W szkole pojawia się 300 nowych laptopów. Euforia trwa przez pierwszą godzinę, może półtorej. Dlaczego tylko tyle? W laptopach zaczynają świecić się wskaźniki o niskim stanie baterii. 300 laptopów zostaje podłączonych do... wróć! W szkole nie ma tylu gniazdek! Gdzie są przedłużacze? Ojej, w szkole nie ma tylu przedłużaczy! OK, załóżmy że się znalazły i 300 nowych laptopów zostaje podłączonych do prądu. Wystrzelą korki, padnie zasilanie czy nie? Jeszcze inny problem: 300 komputerów chce się podłączyć do szkolnego internetu? Padnie sieć, czy nie? Jak szybko będzie działał internet? Czy w szkole jest dostatczenie dużo mocnych punktów dostępu do internetu? Jak bardzo wzrosną wydatki za energię elektryczną? – takich pytań i scenariuszy można stawiać wiele. Pojawienie się takiej liczby komputerów w szkole mogłoby oznaczać ruinę dla szkolnego budżetu. Także od strony technicznej zakup takiej ilości sprzętu dla uczniów wydaje się być rozwiązaniem co najmniej kontrowersyjnym. Nawet jeśli do szkoły trafi 50 komputerów, też może być problem. Trochę wygląda to jak edukacyjna puszka Pandory, którą wrzucamy do samorządów...

Słowo końcowe
No to po tym wszystkim czas na podsumowanie i stanowisko. To świetnie, że rząd chce przeznaczyć ekstra środki na wyposażenie uczniów w nowoczesne narzędzia, które mogą służyć edukacji. Jeszcze lepiej, że chce to zrobić szybko i zdążyć przed wyborami (co oczywiście jest nierealne i można to łatwo udowodnić - jeśli znamy realia zamówień publicznych). Dlatego, mimo wszystkich powyższych zastrzeżeń, powiedzmy – jak w pokerze: SPRAWDZAM! Tak, niech się stanie ten pomysł. Co do zasady, bo parę szczegółów - jak wyżej próbowałem przedstawić - trzeba zmienić. Mimo wszystko dobre jest to, że na pewno część uczniów na tym skorzysta, a także to, że sprzęt nie zostanie zamknięty w szkolnych pracowniach, tylko będzie na pewno używany przez uczniów.

Oczywiście wszystko to trzeba zrobić z sensem i pożytkiem dla szkolnictwa, a nie dla kiełbasy wyborczej. Ale z tym wszyscy się zgadzamy, prawda?
 
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym) 
 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Kasia napisał/a komentarz do Rady nietrafione i rady pożyteczne
Dyrektora, a zwłaszcza dyrektorkę, cechuje żądza władzy. Arogancja ze strony dyrektorki w moim liceu...
Jacek Ścibor napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Moim zdaniem i Maciej Sysło i Robert Raczyński mają rację - obie wypowiedzi trafiają w sedno problem...
Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie