Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu Rady Informatyzacji Edukacji. Przysłuchując się gromom jakie spadały z ust profesorów na przedstawicieli Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji (MAC), zastanawiałem się nad pytaniem, po co jest komponent badawczy w Cyfrowej Szkole? Teoretycznie, wystarczy zapytać innowacyjnych nauczycieli, którzy od lat się tematem cyfryzacji zajmują, żeby uzyskać odpowiedzi na pytania o najlepszą konfigurację sprzętu, o szybkość łącza, o szkolenia dla nauczycieli. Wystarczy wysłuchać nauczycieli od lat zajmujących się TIK w edukacji jak Dariusz Stachecki z Nowego Tomyśla, czy Andrzej Grzybowski z Jarocina.
I dopiero po raz drugi słuchając przedstawicieli MAC (pierwszy raz było to w sierpniu) zrozumiałem, że celem komponentu badawczego jest nie badanie edukacyjne (metodyki nauczania), ale zbadanie zdolności administracyjno-organizacyjnej szkół w adaptacji nowych technologii. Będą to działania sondujące zarówno potencjalne sukcesy, jak i ewentualne porażki we wdrożeniu nowych technologii dla 24 szkół. Szkół, które nie aplikowały do programu Cyfrowa Szkoła. Jest to bardzo właściwe, empiryczne podejście do tematu cyfryzacji. To będzie mini-pilotaż, który jest szczególnie potrzebny, bo skupia się na przeciętnej polskiej szkole (próba była losowo-warstwowa).
Czym jest komponent MAC w Cyfrowej Szkole?
W ramach interwencji sprzętowej 24 wyselekcjonowane szkoły, które nie zgłosiły się do Cyfrowej Szkoły, dostaną pracownie tabletowe lub komputerowe. Nauczyciele będą szkoleni nie tylko z tego jak obsługiwać sprzęt, ale także jak wykorzystać nowe metodyki pracy (np. epodręczniki, programowanie obiektowe, odwróconą klasę). Będzie to więc cyfrowa szkoła w miniaturze. Ale ze znacznie większą i narzuconą z góry liczbą wariantów sprzętowych i metod pracy. Dzięki temu, z komponentu MAC dowiemy się prawdopodobnie więcej niż z komponentów e-uczeń i e-szkoła.
MAC ma jedno z najważniejszych zadań w Cyfrowej Szkole – ma dać odpowiedź na pytania, w jaki sposób można wdrażać nowe technologie w przeciętnej polskiej szkole. Jak wyglądają najlepsze praktyki, ale też czy cyfryzacje warto wprowadzać przez ministerstwo, czy może przez samorządy. W komponencie badawczym, będą badane nie tylko dobre praktyki, jak Jarocin, czy Nowy Tomyśl, ale także szkoły, które nie mają lidera, które nie miały wcześniej dużej styczności z nowymi technologiami. Pytanie, które stawia MAC brzmi: Czy przeciętna polska szkoła poradzi sobie z cyfryzacją?
Łatwiej problemy wyłapać przy 24 szkołach, niż w 20 tysiącach szkół
Czytając tekst Piotra Peszko Rozwojowa Moc Porażki widać, że niepowodzenia mogą uczyć, mogą oddziaływać nawet na całe instytucje. Zmiana, a szczególnie zmiana innowacyjna, nie dzieje się od razu, zawsze popełnione są liczne błędy po drodze. I nie można przewidzieć wszystkiego. Sam współtworzyłem wiele projektów nowatorskich i innowacyjnych. Jedne się udawały, inne trafiały do kosza. Te które się udawały, zawsze miały 3-4 wersje, z których dopiero ostatnia była na tyle udana by pokazać je światu. Nawet tak istotna dla edukacji instytucja jak MEN, nie może narzucić szkołom jednego typu cyfryzacji. Bo każda szkoła wymaga innego typu urządzeń i wiedzy. Ale przede wszystkim, każda szkoła ma swój cykl uczenia się i wdrażania nowych rozwiązań. Szkoły potrzebują czasu, żeby zamianę zaadoptować. Nie da się reformy szkół przynieść w teczce ministerialnej. Szkoły muszą dojrzeć same do zmiany, a rolą Państwa jest akcelerować tę zmianę, lub chociaż umożliwić warunki do tej zmiany.
Czy można prowadzić badania bez założeń?
Główny zarzut, jaki postawili członkowie Rady Informatyzacji, to brak pytań badawczych w tym komponencie. Wśród członków rady jest kilku profesorów, którzy nie zostawili suchej nitki, na komponencie badawczym. Ale przecież w Polsce większość badań to badania podstawowe. Gdzie nie zawsze mamy postawione pytania. Jeszcze trudniej jest stawiać pytania w projektach innowacyjnych. Jakie pytania stawiał sobie Mark Zuckerberg, kiedy opracowywał swój portal? A może po prostu szukał, eksperymentował, aż znalazł to co miało praktyczne zastosowanie dla ponad miliarda ludzi…
Ale tak naprawdę to badanie cel badania potrzeb i trudności we wdrażaniu nowych technologii. Ma ono ma dać częściowo wynik negatywny. To znaczy, części szkół nie uda się np. poprowadzić lekcji z wykorzystaniem otwartych zasobów edukacyjnych na iPadach. Inna szkoła nie wykorzysta odwróconej klasy, bo zbyt mało uczniów będzie miało internet w domu.
Czy państwo może prowadzić empiryczne projekty społeczne?
Jedyne pytanie jakie pozostaje, to pytanie ideologiczne, czy można zmienić punktowo pewien obszar rzeczywistości szkolnej i faktycznie uzyskać rzetelne wyniki? I czy możemy narazić na błędy, na interwencje w nieduże środowiska szkolne. Odpowiedź powinna być pozytywna. Szkoły dostają sprzęt, szkolenia, bodziec rozwojowy dla nauczycieli i dyrekcji. Na pewno nie stanie się z tego powodu krzywda uczniom, choć kadra może być obarczona dodatkowymi obowiązkami.
Podsumowując, mam wrażenie, że MAC wykazuje nowego typu myślenie – brak obaw przed porażką, ale porażką małej skali, która w rezultacie pozwoli zminimalizować ryzyko wystąpienia niedociągnięć podczas pełnego wprowadzania projektu. Trudniej bowiem wprowadzić innowacje do szkół, które są do tego słabiej przygotowane niż Jarocin, czy Nowy Tomyśl. Trudno jest poddać się krytyce, że 4 z 24 szkół mogą nie wykorzystać pracowni, które otrzymają. Ale musimy pamiętać, że administracja, podobnie jak każda instytucja uczy się. A że jest instytucją dużą, to uczy się powoli i punktowo. Dlatego dajmy szansę administracji na mądrą naukę i na skuteczne badania, z korzyścią dla wszystkich szkół.
Notka o autorze: Krzysztof Wojewodzic (