Zakładam, że trudno byłoby spotkać nauczyciela, który wybrał ten zawód, aby byle jak nauczać. Nikt z nauczycieli również nie wybrał tego zawodu, aby być opresyjnym. Jak to się więc stało, że dotarliśmy do momentu, w którym dyskutujemy o tym, czy pozwolić dziecku wyjść do toalety?
Gdy coś stanie się dziecku, zastanawiamy się czy powiedzieć o tym rodzicowi i czy wszystkie procedury zostały zachowane. A dydaktycznie? Nagradzamy uczniów za zaangażowanie na lekcji – naklejkami, buźkami, plusami i ocenami, zamiast skoncentrować się na przeprowadzeniu ciekawej lekcji. A z drugiej strony tworzone są w szkołach regulaminy sprawowania dyżurów na przerwach, podczas których zabrania się rozmawiania nauczycielom ze sobą, patrzenia w tym samym kierunku oraz stania w miejscu.
Tak, jestem zdenerwowana: na to, że tak łatwo dajemy sobą sterować, nie mamy w sobie głośnego sprzeciwu, bezkrytycznie przyjmujemy do wiadomości albo nawet wykonujemy najdziwniejsze polecenia zwierzchników i kopiujemy utarte zwyczaje. Jak często uczymy z książek, choć możemy rzucić je w kąt? Uczymy z każdej strony podręcznika (bo domagają się tego rodzice, dyrekcja), po kolei – strona po stronie (a jak brakuje nam czasu, realizujemy 3 tematy naraz), czekamy na gotowe materiały i szukamy wzorców – ale nie po to, aby te wzorce i materiały zmodyfikować. Kserujemy je, aby rzucić na ławkę uczniom by ci wypełniali je jak zombi – kartka po kartce, przykłady tego samego rodzaju, 20, 30… im więcej, tym bardziej zapamiętają. Tak, zapamiętają, ale nie będzie w tym głębszego myślenia lub jakiejkolwiek radości z uczenia się. Gdy uczniowie buntują się przeciwko temu lub innym absurdom, odbieramy to jako zamach na nasz autorytet nauczycielski i używamy wobec nich władzy: oceny, uwagi, zastraszającego lub wyśmiewającego komentarza. Tak, mamy nad nimi przewagę, jesteśmy w pozycji władzy i gdy brakuje nam argumentów, z pewnością tej władzy użyjemy. Robimy dokładnie tak samo, jak (nad)używają władzy dyrektorzy, a wobec dyrektorów wizytatorzy i kuratorzy. Zepsuty system sam się reprodukuje.
Sama biję się w pierś – wielokrotnie tak postępowałam, ale po kilku latach w zawodzie nauczyciela coś we mnie pękło. Przecież musi być jakiś powód buntu uczniów, znudzenia na lekcji, a także mojego pośpiechu i bylejakości w przygotowaniu do lekcji! Jak bardzo (pozytywnie) zazdroszczę starszym stażem nauczycielkom i nauczycielom chociażby tego, że nie dawali się tak ogłupić tamtemu systemowi. Nie wiem jak wy, ale ucząc od 1999 r. nie pamiętam wielu swoich uczniów, nie pamiętam, abym zainteresowała się głębiej ich sytuacją życiową – wiedziałam, że coś jest nie tak, dawałam ulgi ale nie poświęcałam czasu, aby zrobić coś więcej. Nie pamiętam ich zainteresowań i uzdolnień… I choć w pierwszych miesiącach pracy wierzyłam jeszcze, że zawód nauczyciela to misja i niezwykłe zajęcie, to z miesiąca na miesiąc brutalnie przekonywałam się o braku jakiegokolwiek wsparcia dla młodych nauczycieli, braku korygowania naszych kosmicznych pomysłów i pozwalania na podglądanie doświadczonych nauczycieli przy pracy. Mogę przywołać swój naiwny pomysł, że nie powinnam stać na przerwach bo boli mnie kręgosłup, albo że ktoś powinien mi dodatkowo płacić za sprawdzanie prac w domu. Ktoś bardziej doświadczony powinien mi powiedzieć jak zachować się, gdy uczeń jest agresywny, a najlepiej opowiedzieć mi jak sam sobie z tym radzi. Jak można wspomóc takiego ucznia i co jest powodem tej agresji? Każdy uczeń jest inny, każdy potrzebuje czegoś innego, każda klasa jest inna, zmieniają się czasy, zagrożenia i możliwości i dlatego nauczyciel sam nie przetrwa w szkole. A tak wielu z nas jest zdanych jedynie na siebie lub wirtualne wsparcie (na Facebooku lub szkoleniach wyjazdowych, o których „brońCięPanieBoże” nie mów dyrektorowi i kolegom i koleżankom z pracy!).
Ci którzy pozostają w zawodzie nauczyciela tracą siły, motywację do pracy, doznają ciągłego zawodu, wpadają w sidła rywalizacji. A obecnie, dla wielu to kwestia przetrwania i utrzymania stanowiska więc lepiej się nie wychylać, nie angażować za bardzo, zobojętnić się i nie wypowiadać na głos swojego zdania. Taki obraz widzą często naukowcy obserwujący szkolną rzeczywistość. Tak jest – faktycznie. W wielu miejscach jest też inaczej, jakby na innej planecie, ale tych miejsc jest na tyle mało, że nie mają większego przebicia w istniejącym systemie (chociaż fajnie poczytać o takich szkołach na portalu społecznościowym). Więc badacze, w większości teoretycy, widzą to co widzą. Nauczyciele więc nie mają ochoty słuchać ich, bo ich rady nie mają zastosowania w praktyce. Ale to tak, jak ze stosunkiem nauczycieli do dyrektorów – jedni nie rozumieją drugich… Nawet jeśli dyrektor był kiedyś nauczycielem, to wpadając w wir nadmiernej biurokracji (często sam sobie ją bezrefleksyjnie narzuca), zapomina o tym jak trudno jest być nauczycielem i jaka jest istota tej pracy.
Nie jest to jednak usprawiedliwieniem dla żadnej ze stron. Szkoła na pewno wymaga sensownego dyrektora - lidera, który nie będzie przeszkadzał, a będzie wspierał i współpracował. Człowieka, który będzie pozwalał na popełnianie błędów ale nadal będzie obdarzał nauczycieli zaufaniem – nauczycieli, czyli ludzi zdolnych samodzielnie myśleć, będących specjalistami w tym co robią (bo to oni uczą w danej klasie i znają danego ucznia). Przecież każdy z nas się uczy przez całe życie – dobrze, aby nauczyciel nigdy nie przestał być uczniem, a dyrektor był zawsze pierwszym uczniem. Naprawdę nie trzeba do tego specjalnych warunków i reform – jeśli jesteśmy refleksyjni, wspierający się, współpracujemy i obdarzamy zaufaniem, możemy współtworzyć przestrzeń szkolną – przyjazną dla nauczycieli i uczniów. Taką gotowość widzę od początku swojej pracy zarówno u nauczycieli, uczniów, rodziców i dyrektorów szkół. Jak to się więc dzieje, że nadal rozmawiamy czy pozwolić uczniowi wyjść do toalety podczas lekcji?
Notka o autorce: Beata Zwierzyńska - nauczycielka języka angielskiego, prowadzi szkolenia dla nauczycieli i dyrektorów szkół, trenerka Centrum Edukacji Obywatelskiej. Obecnie doktorantka Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu. Publikuje na www.osswiata.pl - serwisie blogowym pod patronatem Edunews.pl.