Jestem jednym z tych nauczycieli, którym jeszcze się chce. Ale nie wiem, jak długo. Rzadko zabieram głos w sprawach dotyczących mojego zawodu, ale po wczorajszych komentarzach Polaków pod postami z informacjami o nauczycielskim strajku, że wakacje, że nieroby, że rekolekcje, że tyle wolnego... po prostu nie mogę się powstrzymać...
Powiedzmy sobie szczerze – wczorajszy protest to efekt zaniedbań WSZYSTKICH poprzednich rządów i działań władzy (tej od 1990 do 2017 r.) skutecznie deprecjonujących mój zawód w oczach społeczeństwa i obniżający rangę oraz prestiż pracy nauczyciela – udało się, jak mało co, wylansować w świadomości społeczeństwa model nauczyciela, który pracuje 18 godzin, ma wakacje, ferie i jeszcze narzeka.
Bardzo dobrze rozumiem etos pracy nauczyciela. Tyle tylko, że nic tym etosem nie osiągniemy jako nauczyciele – ani w płaszczyźnie postulatów ideologicznych, ani płacowych. Niestety, jesteśmy jako środowisko BARDZO podzieleni i łatwo nas medialnie, społecznie i politycznie „rozjeździć” – wystarczy popatrzeć na dzisiejszą narrację w mediach – strajkuje "tylko" 40 procent nauczycieli, co znaczy, że reszta popiera reformę, zgadza się na upokarzające traktowanie – także płacowe, albo jest zastraszana przez obecną władzę. Nieprawda…
Prawda jest taka, że jako pedagodzy za bardzo tkwimy chyba w swoich osobistych moralnych przekonaniach, że uczeń, że maturzyści, że obowiązek, że dzieci, że... Wystarczy popatrzeć na lekarzy. Oni odeszli od łóżek pacjentów, pozamykali po 1 stycznia gabinety i swoje wywalczyli, chociaż ich odpowiedzialność za życie drugiego człowieka jest dużo większa niż nauczycieli. Nie mieli oporów. Pielęgniarki także kiedyś odeszły od łóżek pacjentów, rozłożyły miasteczko, swoje wygrały. A my będziemy w nieskończoność wieszać flagi i solidaryzować się z nauczycielami strojem, plakatami, czy słowami poparcia. I dalej sobie jesteśmy z tym swoim etosem i poczuciem odpowiedzialności wystawiani przez wszystkich i nikt już nie traktuje poważnie protestu środowiska edukacyjnego. Prawda jest taka, że powinniśmy wszyscy wyjść na ulicę. Bo właśnie już na naszych oczach zaczyna się dzielenie nauczycieli na tych "czerwonych", co strajkują i na tych "prawdziwych", dla których liczy się dobro uczniów, albo – z drugiej perspektywy – na tych "odważnych", którzy zastrajkowali i tych "zastraszonych przez rząd" – z obydwu stron pełna obłuda – obecna władza daje nam poniżające 20-40 zł podwyżek i zapowiada działania mające na celu podniesienie prestiżu zawodu nauczyciela, ale na razie, jak widać, takich brak. "Nowoczesna" natomiast popiera strajk nauczycieli, a wystarczy spojrzeć na ich fatalny, prywaciarski i jałowy program dotyczący edukacji, z którym szli do poprzednich wyborów. Platforma Obywatelska także nam kibicuje, a podwyższając nam pensje kilka dobrych lat temu, podniosła je z poziomu progu ubóstwa do poziomu biedy, a nie poziomu godnego życia… Każdy chce coś jeszcze na nas ugrać.
Mówi się: uczeń jest najważniejszy w szkole. Nieprawda. Najważniejszy jest dobry, fachowo wykształcony, mający satysfakcję ze swojej pracy, dobrze zarabiający, a więc mający poczucie stabilności i względnego szczęścia oraz właściwej rekompensaty za swoje zadania, nauczyciel. Szanowany przez społeczeństwo, a nie poniżany podwyżką 30- złotową (tak, tyle podwyżki dostałem od 1 stycznia, wywołując oburzenie społeczeństwa). Taki nauczyciel poradzi sobie z każdą sytuacją lepiej, poradzi sobie efektywniej, będzie bardziej ludzki, będzie spędzał więcej czasu z uczniami, będzie się bardziej angażował, bo… zamiast uciekać po południu ze szkoły, by dorobić, aby utrzymać jakoś rodzinę, zostanie dłużej. Co więcej – nikt mu nie każe – sam będzie tego chciał. I ja, gdybym miał 4000/5000 na rękę, nie tknąłbym się dodatkowego zarobkowania. Rozmawiałem z wieloma znajomymi nauczycielami i mówią podobnie.
Cokolwiek by nie powiedzieć o pracy nauczyciela, nie jest ona w Polsce ani szanowana, ani odpowiednio wynagradzana, ani sprawiedliwie oceniana. A jeśli chodzi o pensum, jesteśmy dokładnie w środku tabeli. Dużo więcej wolnego mają nauczyciele we Francji, Niemczech, Finlandii, Norwegii... Jesteśmy jednym krajem w UE, w którym nauczyciel nie osiąga średniej krajowej. A moje dzieci wciąż co sobotę pytają, kiedy wreszcie skończę sprawdzać wypracowania i czy na ferie znów mam próbne matury...
I jasno chcę powiedzieć: nie będzie dobrej szkoły bez dobrych, a więc także odpowiednio zmotywowanych nauczycieli.
A motywowani nie jesteśmy w ogóle. Karta Nauczyciela powinna być zmieniona już dawno. Jeśli będę zarabiał 5000 na rękę, naprawdę nie potrzebuję dodatku stażowego, moja żona wiejskiego, ani żadnych trzynastek. Obecny system statusu i wynagradzania nauczycieli jest beznadziejny. Oto ja, w tym roku, mając 34 lata, będę (jak się uda) nauczycielem dyplomowanym i osiągnę szczyt mojego zarobkowania na całe życie zawodowe – przez kolejnych trzydzieści lat pracy nie czeka mnie w obecnym systemie żadna znacząca podwyżka - więc jaka to jest motywacja do robienia... czegokolwiek, come on – my nauczyciele jesteśmy często "fighterami", mamy wyobraźnię, ambicje, możliwości, plany, marzenia – potrafimy dać dzieciom z siebie naprawdę wiele. Ale jako nauczyciel chcę także wyzwań, motywacji, igrzysk i sukcesu – także finansowego, a nie ciągłej niepewności i braku społecznego szacunku... Czy to znaczy, że nie mam etosu? Czy to znaczy, że nie potrafię zrobić niczego za darmo? Nic bardziej mylnego. Gdyby tak było, nie uczestniczyłbym w żadnych konkursach z uczniami, bo po co mi kolejny dyplom do kolekcji, uścisk dłoni i kolejne ciepłe uśmiechy?
Nauczyciele są różni, jedni uczą wspaniale, inni kiepsko, jedni są uczciwi, inni mniej – tak jak całe społeczeństwo. Ale wielu polskim nauczycielom... jeszcze się chce. I to jest w tym najbardziej zadziwiające. Należę do nich, kocham swoją pracę, ale już powoli widzę siebie coraz bardziej także w innych miejscach, w innych zawodach. Marzę o tym, by wyjść z pracy o 15.00 czy 16.00 i... zamknąć za wszystkim drzwi... Coraz gorzej znoszę to, że wkładając w swoją pracę wiele serca, nieskromnie powiem – osiągając wyraźne i niemałe sukcesy (a wielu nauczycieli robi naprawdę dobrą robotę i z młodzieżą działają cuda) – pozostają mi często tylko prestiż, uznanie i jako taki szacunek (choć coraz mniejszy u uczniów). Za to jednak (napiszę wprost)... nie kupię dzieciom jedzenia ani nie pojadę z rodziną na porządne wakacje...
Ps. Oczywiście widzę, że inne zawody są też ważne i zasługują na szacunek, którego nie ma. To nie artykuł zestawiający nauczycieli z innymi grupami zawodowymi. To po prostu wpis o... nauczycielach..., na których postawę jestem dziś szczerze wkurzony (bardziej niż na reformę i wszystko w działaniach edukacyjnych tego rządu razem wzięte)... smuci mnie nasz brak jedności, determinacji i wciąż pozorowane działania. Naprawdę czas zrozumieć, że ubieraniem się na galowo i wywieszaniem flagi, nic w tym kraju nie zmienimy...
Notka o autorze: Dariusz Martynowicz, nauczyciel języka polskiego w V Liceum Ogólnokształcącym im. A. Witkowskiego w Krakowie, należy do społeczności nauczycieli Superbelfrzy RP.