Widok masowo wycinanych drzew jest przygnębiający podwójnie. Oprócz zniszczonej przyrody (i wynikających z tego zagrożeń dla zdrowia ludzi) ukazuje ogromne braki w wykształceniu (edukacji) w zakresie rozumienia procesów przyrodniczych i skutków w środowisku.
Duże zanieczyszczenia środowiska w latach ubiegłych spowodowały, że zainteresowanie tak zwaną ekologią było bardzo duże. W latach 90. XX w. społeczna wiedza o stanie środowiska i konsekwencjach była chyba większa. A działania edukacyjne i prośrodowiskowe były w Polsce znacznie intensywniejsze. W rezultacie podjęto szereg działań, które znacząco poprawiły stan środowiska wokół nas. Nie tylko wybudowano liczne oczyszczalnie ścieków ale i znacząco ograniczono emisje gazów i pyłów. Wydawało się, że mamy progres.
Na przełomie wieków można było w raportach napisać „W Polsce obserwuje się poprawę lub zmniejszenie tempa degradacji w wielu komponentach środowiska. Coraz większe zagrożenie dla środowiska stwarza już nie przemysł, lecz rosnąca indywidualna konsumpcja energii, paliw i przedmiotów jednorazowego użytku oraz rozwój motoryzacji?”
Niestety ostrzeżenia zostały zlekceważone. Znaliśmy zagrożenie ale go nie uniknęliśmy. Na powrót mówimy o smogu w miastach i dewastacji środowiska. Indywidualna i krótkowzroczna pazerność daleko wyprzedza myślenie o dobru wspólnym. Masowa wycinka drzew (część jest uzasadniona, większa część to efekt głupoty i pazerności) jest tego dobitnym przykładem. Ale jest jednocześnie wierzchołkiem góry lodowej. I wskazuje na bardzo pilną potrzebę edukacji ekologicznej.
Bo po co jest drzewo w mieście, kiedy liście spadają na dachy samochodów? Podnosi to koszty mycia i woskowania karoserii? Zapewne. Ale brak drzewa to także mniej tlenu, większe zapylenie, mniejsza wilgotności latem, wyższe temperatury w mieście i smog. Przekłada się to na stan zdrowia ludzi i szybsze zgony. Można przypomnieć stare przysłowie „kto nie wyda na kucharza, wyda na lekarza”, a parafrazując: kto nie wyda na środowisko przyrodnicze, wyda na lekarza i grabarza.
Jestem zatrwożony skalą ignorancji przyrodniczej i skalą krótkowzrocznego egoizmu. Po raz kolejny można zadać pytanie: jaki świat pozostawimy po sobie?
Straty dla gospodarki i straty indywidualnych ludzi na skutek gwałtownych zjawisk atmosferyczny (m.in. jako skutek globalnego ocieplenia klimatu) maja wymierny efekt. " Wysoki stopień zurbanizowania przestrzeni jest czynnikiem stymulującym powstawanie strat, zaś wysoki wskaźnik terenów zielonych – łagodzącym." (czytaj cały tekst). Trzeba znowu bić na alarm. Konieczna jest szeroko zakrojona edukacja ekologiczna i konieczne podniesienie poziomu wiedzy przyrodniczej.
"Okazuje się, że musimy działać, bo to, co już się wydarzyło w środowisku ma taki skutek, że nasze wnuki nie będą miały gdzie żyć i wypoczywać, czysty tlen będą kupować w puszkach, a przyrodę oglądać na starych fotografiach."(czytaj cały tekst).
Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.