Tak, teraz widzimy, że w edukacji kontakty bezpośrednie są bardzo ważne i niezastępowalne w pełni. Zarówno w odniesieniu do szkół jak i uniwersytetów. I nie chodzi mi tylko o zajęcia typowo laboratoryjne i eksperymentalne. Bezpośredni kontakt jest niezbędny do dyskusji i budowania relacji. Zdalne nauczanie może tylko uzupełniać taką edukację.
Z pewnością przyszłością jest edukacja hybrydowa (blended learning), w które część przestrzeni mentalnej i edukacyjnej realizowanej przez tradycyjne książki i podręczniki zajmować będą media wirtualne (i e-boooki). Będziemy chodzi do szkoły by się spotykać w grupie rówieśniczej i społecznej, na uniwersytety by się spotykać z innymi młodymi ludźmi i z ekspertami. A nie tylko po to, by zdobyć informacje (od wykładowcy czy z biblioteki). Nauczyciel i wykładowca bardziej będzie potrzebny nie jako jedyne źródło informacji i wiadomości ale jako ten, który pokaże sens, który pokaże do czego dana wiedza się przyda, pomoże odkryć co już na ten temat wiem, gdzie i jak mogę poszerzyć swoje wiedzą, jakie techniki zastosować by lepiej zapamiętać to, co chcę zapamiętać. Inne role. Czy jesteśmy na to przygotowani? Czy już widzimy, że świat się zmienił? Ta zmiana powoli dokonuje się już od kilkudziesięciu lat.... Epidemia COVID-19 i zdalna edukacja w społecznej samoizolacji tylko wyraźniej nam to uwidoczniła. Choć i teraz, wielu nie dostrzeże... bo emocję zakłócają procesy percepcji, refleksji i analizy.
Skoro namacalnie dostrzegamy wagą kontaktów bezpośrednich (to już mocno wybrzmiewa w wielu wypowiedziach rodziców, uczniów, nauczycieli, studentów, akademików), to dlaczego w dotychczasowej infrastrukturze kampusów uniwersyteckich brakuje przestrzeni do bezpośrednich i częstych spotkań pracowników z pracownikami, studentów ze studentami, pracowników ze studentami? Chodzi i o fizyczna przestrzeń, ułatwiającą spotykanie się, dyskutowanie, budowanie relacji i interakcji. Jest dużo budynków, dużo powierzchni, ale bardzo mało do interakcji i poznawania czy uczenia się w relacjach z innymi.
Edukacja zdalna nie zastąpi edukacji "tradycyjnej", tej w bezpośrednim kontakcie. Ale ją zmieni i może ją uzupełniać. Inną sprawą jest bardzo zły stan edukacji także na poziomie wyższym. Dydaktyka już dawno została zepchnięta na margines. Nasza tradycyjna dydaktyka jest bardzo słaba. Teraz, w czasie izolacji i zdalnego nauczania, widać to bardzo dobitnie: duże niedoinwestowanie technologiczne i merytoryczne (kapitału ludzkiego), bylejakość. Przynajmniej jeśli chcemy porównywać się z uniwersytetami z całego świata). Od dłuższego czasu liczą się tylko badania naukowe a w zasadzie tylko punkty za publikacje. Punkty mierzone w bardzo krótkiej perspektywie czasowej (do awansu i wskaźników). Dydaktyka toczyła się i toczy siłą rozpędu i przyzwyczajenia. Skupieni jesteśmy na wskaźnikach i tabelkach. Zdalne nauczanie obnażyło słabość zarówno szkoły, jak i uniwersytetu. Ze strachu trudno o tym mówić, bo lepiej w sprawozdaniach i relacjach pisać o sukcesie, o 100% frekwencji i realizowaniu zakładanych rezultatów. Tak jest bezpieczniej, po co się wychylać, zaraz będą problemy, komentarze typu "że zły to ptak, co własne gniazdo kala", "że władza mówi o sukcesie więc jest to podważanie władzy i dywersja" itd. Czy i gdzie i jak mierzona jest jakość nauczania? Co uznajemy za jakość? Istnieją na papierze różne procedury, zespoły, komisje. Czy poza istnieniem na papierze coś się sensownego dzieje? Coś, co warto poddać refleksji i dyskusji?
Kampus uniwersytecki w Olsztynie budowany był i jest blisko 70 lat, głównie w czasach, gdy nie było żadnego e-learningu, żadnej zdalnej edukacji. Gdzie w Kortowie (miasteczku uniwersyteckim) można się spotykać? Jak jest zorganizowana przestrzeń dla pracowników i dla studentów? Jesteśmy poumieszczani niczym w klatkach, brak przestrzeni do swobodnych dyskusji, nawiązywania relacji. Spotykamy się tylko w wyznaczonych planem zajęć wykładach i ćwiczeniach, nieliczny w ramach rad naukowych (bo już nawet rad wydziałów nie ma?), czasem na konferencjach naukowych czy okazjonalnych sympozjach, komisjach ds. przewodów doktorskich. Brak nam dobrego środowiska edukacyjnego, zarówno tego analogowego jak i cyfrowego. Czy dopiero teraz dostrzeżemy wagę przestrzeni w budowaniu dobrego środowiska edukacyjnego? By sami studenci mogli łatwo i często wchodzić w interakcje. Teraz chyba najlepszą taką przestrzenią jest Biblioteka Uniwersytecka. By naukowcy różnych wydziałów i specjalności mieli możliwość spotykania się i dyskutowania? W tym ostatnim to paradoksalnie właśnie zdalna komunikacja może pomóc.
Całe Kortowo należałoby zupełnie inaczej zorganizować (przebudować). Z pewnością są to koszty. Ale najtrudniej dokonują się zmiany w naszych mózgach. Bariery nie do przebycia, mury nie do przeskoczenia, rowy nie do zasypania... Mamy duże budynki, wiele z nich to całkiem nowe. A przestrzeni do interakcji, dyskusji nie ma. W każdym razie jest jej bardzo mało, stanowczo zbyt mało co to wyzwań i potrzeb. Nawet w sensie gastronomii, pokojów socjalnych dla studentów (nieliczne jaskółki wiosny nie czynią). Nawet nie mamy zwyczaju siadać na trawie (póki jest jeszcze zielona, a zbliżająca się susza może to zmienić). A kończone inwestycje w rewitalizację parków w Kortowie także i tego nie uwzględniają. Jak w fabryce brojlerów: dobry dojazd samochodami, wszędzie parkingi, byle dobry dostęp do klatek... Izolowani w swoich gabinetach, pokojach, byliśmy już od dawna. Paradoksalnie poprawa jakości pogorszyła możliwości interakcji. Bo teraz siedzimy osobno, pooddzielani ścianami i nieprzezroczystymi drzwiami.
Co mnie zainspirowało do tej wypowiedzi? Taki mianowicie tekst: "Schyłek uniwersytetów jakie znamy". Czy będzie nas stać przynajmniej na dyskusję wybiegającą w przyszłość? I czy jesteśmy w stanie świadomie do takich zmian się przygotowywać?
Jeśli nie dyskutujemy w sieci, to znaczy, że nie mamy nawyku do dyskutowania w przestrzeni analogowej. Izolacja / zdalna edukacja jest jak papierek lakmusowy - wyraźniej pokazuje nam stan naszej edukacji. Także tej na poziomie wyższym.
Owszem, mogę być cicho (emigracja wewnętrzna nie jest taka trudna), mogę potakiwać, wypełniać tabelki i sprawozdania. I tak przeczekać jeszcze te kilka lat do emerytury... Mogę piać tylko o owadach, roślinach, konektywizmie, filozofii przyrody. To nie jest trudne. Mogę także pisać pod pseudonimem, anonimowo. Przypomnę sobie czasy młodości...
Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.