Nazywam się Filip, mam 15 lat. W swoim życiu miałem wiele lekcji, ale ta z 2020 była wyjątkowa. Normalnie jestem małomówny, jednak teraz chciałbym opowiedzieć o zeszłorocznej pandemii i o tym, jaką naukę powinniśmy wszyscy z niej wyciągnąć.
Zacznę od tego, że w mojej szkole pomiędzy marcem a czerwcem lekcje nie odbywały się na spotkaniach online. Nasi nauczyciele po prostu wysyłali nam informacje o tym, które tematy mamy przeczytać, które zadania zrobić i okazjonalnie karty pracy do samodzielnego wypełnienia. Według mnie to była chyba najgorsza z możliwych metod, poza zupełnym brakiem zajęć. Nie lubiłem tych „lekcji”. Nie wiedziałem, czy to, co robię, ktokolwiek potem sprawdzi.
Przez to, że nie miałem bezpośredniego kontaktu z nauczycielem, uczyło mi się o wiele gorzej. Nie chciało mi się tego robić, bo nie widziałem w tym celu, brakowało mi motywacji. Przykład mój i wielu moim kolegów pokazuje, jak duży jest brak samodzielności uczniów w uczeniu się. Czuję, że przez całą szkołę podstawową nie zostałem nauczony, jak się uczyć, jak planować swój czas albo jak dobierać źródła informacji i je weryfikować. Ciągle liczę na to, że nauczyciel opowie, wytłumaczy, wskaże, czego mam się nauczyć i co jest ważne.
Po wakacjach wróciliśmy do szkoły. Co prawda nie na długo, ale odczułem ogromną różnicę między lekcjami zdalnymi a stacjonarnymi. Od razu lepiej mi się pracowało, byłem bardziej zmotywowany do uczenia się, ale przede wszystkim miałem kontakt z moimi kolegami z klasy, czego mi bardzo brakowało na lekcjach zdalnych.
Niestety w połowie października wróciliśmy na zdalne nauczanie. Tym razem jednak wprowadzono u nas lekcje online na platformie Teams. W porównaniu do poprzedniej metody nauczania zdalnego ta była o niebo lepsza. Spotkania odbywały się według planu lekcji, co niestety przekładało się na długie siedzenie przed komputerem.
No, dobrze, ja i tak zawsze dużo czasu spędzam przed komputerem, ale siedzenie podczas grania nie jest tak odczuwalne jak słuchanie lekcji online. W szkole jest inaczej, zawsze jest jakiś ruch, podejdzie się do tablicy, obróci do kolegi siedzącego z tyłu, wyjdzie na przerwę, pobiegnie przez korytarz. Mimo wszystko ta forma jest o wiele lepszym rozwiązaniem zdalnej nauki niż poprzednio. Odczuwam większą motywację, mam poczucie obecności nauczyciela i jego wsparcia podczas zajęć, nie muszę wszystkiego uczyć się sam. Jednak nadal zauważam wiele wad, bo na przykład nasi nauczyciele niechętnie włączają swoje kamerki, przez co nasza interakcja z nimi jest mniejsza. Dodatkowo moja klasa, jak i pewnie wiele innych, jest na lekcjach online dużo mniej rozmowna niż zazwyczaj, przez co nawet moi nauczyciele mówią, że gorzej się z nami pracuje i że czują się, jakby mówili do siebie. Nie widziałem moich kumpli od października.
Podsumowując nauczanie zdalne podczas pandemii: chyba jedynym plusem, jaki ja znalazłem, jest to, że po „szkole” mam więcej czasu dla siebie. Jednak ten jeden plus nie może przewyższyć wszystkich niedogodności takiego nauczania, jak chociażby mniejsza efektywność nauki uczniów, brak motywacji czy brak bezpośredniego kontaktu ze znajomymi lub z nauczycielami. Z tego co napisałem można wywnioskować, że gdyby w szkołach uczono nas trochę ważniejszych rzeczy, jak na przykład gospodarowania własnym czasem, jak samemu w łatwy sposób przyswajać wiedzę, samodzielnie dobierać źródła nauki i je weryfikować albo mieć poczucie wagi danej informacji, podczas pandemii pracowałoby się o wiele łatwiej i przyjemniej. Nie obwiniam nikogo, bo tej pandemii nie dało się prze- widzieć, ale według mnie te zmiany (jak i wiele innych) powinny zostać wprowadzone do szkół jako jedne z ważniejszych nauk w naszym życiu.
Filip Apanasewicz skończył publiczną szkołę podstawową w minionym roku szkolnym. Niniejsza wypowiedź ukazała się w publikacji Jacy ludzie, taka szkoła. Osobiste doświadczenia z pandemii, która powstała w ramach programu Szkoła z klasą finansowanego przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności. Licencja CC-BY-SA.