Pracując w szkole poszukujemy na ogół rozwiązań, które pozwoliłyby nam zwiększyć skuteczność naszej pracy. Myśląc o skutecznym nauczaniu, często zastanawiamy się nad optymalnymi sposobami organizacji procesu uczenia się uczniów. I choć sformułowanie „nauczanie” to w gruncie rzeczy edukacyjna zaprzeszłość, w języku potocznym służy jednak do powszechnego uwiarygodnienia podstaw funkcjonowania nie tylko całych systemów oświaty, ale wręcz podstawowych powodów, dla którego posyłamy dzieci do szkoły. Bywa też źródłem wiary uczących w spełnianie przez nich ich dziejowej misji oraz pretekstem do organizacji szkoleń na temat efektywnego wymuszania (?) na uczniach poznawania i zapamiętywania określonych treści czy ćwiczenia i utrwalania uznanych za właściwe dla poszczególnych przedmiotów umiejętności. By tak się jednak stało, uczeń musi poddać się skutecznemu nauczaniu, a nauczyciel powinien pozyskać i umiejętnie dysponować wybranymi strategiami, narzędziami oraz technikami pracy, które pozwolą zdominować podopiecznych i wymusić (?) na nich najpierw określone zaangażowanie a następnie ściśle określone efekty.
Dwa razy w poprzednim akapicie przy sformułowaniu „wymusić” pojawił się znak zapytania. Czy bowiem wspomniane przesłanie oraz oczekiwana procedura działania ma rzeczywiście tak wyraźny charakter przemocowy? W szkole przecież skupiamy się głównie na podejmowaniu działań, które mają służyć dobru dziecka. Przemoc i żadne wymuszanie nie mają z tym nic wspólnego. Z drugiej strony, kiedy słyszymy sformułowanie typu: „Musisz coś z tym zrobić, inaczej grozi ci jedynka czy wręcz pozostanie na drugi rok w tej samej klasie”… to jednak coś z przemocy (groźby, szantażu, próby wymuszenia) w tego typu sekwencji wyrazów narzuca się w sposób oczywisty. Zwłaszcza kiedy powiązać je z zachowaniami dorosłych. Najpierw uwagi, informacje i wreszcie oceny stosowane przez nauczyciela. Później prośby i groźby wyrażane przez rodziców (niekiedy dziadków, ciotki i inne dorosłe autorytety). Równolegle, być może, rozmowa z wychowawcą, dyrekcją szkoły, niekiedy specjalistami – pedagogiem czy psychologiem. Ktoś mógłby powiedzieć „siła złego na jednego”! Wszystko dla dobra dziecka?!
I do tego jeszcze ów zbiór dobrych porad. „Ucz się, powtarzaj wiele razy to samo, zapamiętuj…”. W bardzo ciekawy sposób ów zbiór „dobrych rad” skwitowali autorzy „Harvardzkiego poradnika skutecznego uczenia się” : „Wielokrotna lektura tekstu i skomasowany ćwiczenia, czyli strategie nabywania nowej wiedzy i umiejętności najczęściej wybierane przez uczących się wszelkiego autoramentu, należą zarazem do strategii najmniej skutecznych. (…) Wielokrotna lektura i skomasowane ćwiczenia dają poczucie płynności, które bierzemy za dowód opanowania materiału, ale z punktu widzenia prawdziwego mistrzostwa strategie te są w znacznym stopniu stratą czasu. (…) Ćwiczenie w przywoływaniu – czyli przypominanie sobie faktów bądź pojęć czy też zdarzeń – stanowią dużo bardziej skuteczne strategię uczenia się niż powtarzanie materiału przez jego wielokrotną lekturę. (…) Jeden prosty quiz po przeczytaniu tekstu bądź wysłuchaniu wykładu prowadzi do lepszych efektów uczenia się i do lepszego zapamiętania niż wielokrotna lektura tekstu czy przeglądanie notatek. (…) Jeśli ćwiczenia dotyczące określonego materiału rozkładamy w czasie, a między kolejnymi sesjami w pewnym stopniu tracimy naszą sprawność albo gdy wykonujemy ćwiczenia przemieszane dotyczące dwóch lub więcej przedmiotów, przywołanie właściwych treści z pamięci okazuje się trudniejsze i odnosimy wrażenia, że jest ono mniej efektywne, ale wysiłek z nim związany prowadzi do ich trwalszego zapamiętania i umożliwia bardziej różnorodne ich zastosowanie w okolicznościach, które mogą pojawić się w przyszłości ”.
Stosowanie metod, które prze wiekami skutecznie wymuszały zapamiętywanie określonych treści, co było niezwykle przydatne w kontekście braku dostępu do niezbędnej literatury, podobnie jak trenowanie zestawu określonych umiejętności potrzebnych do powtarzania tych samych algorytmów w różnych miejscach regionu, kraju czy nawet świata, po to by pozyskiwać porównywalne efekty w czasach kiedy zdalne zarządzanie opierało się na narzuconej dyscyplinie organizacji i kontroli określonych działań – bez wątpienia kilkaset lat temu było przydatne. Czy jednak to samo potrzebne jest dzisiaj? Otóż nie! Stąd czas na wielką woltę i próbę modyfikacji znaczenia sformułowania „skuteczne nauczanie” w formułę „organizacji uczenia się”.
Kiedy zastanawiamy się nad brakiem wystarczającej motywacji uczniów w procesy działań zwiększających efektywność ich pracy nad własnym rozwojem, wielu z nas postrzega tę sytuację w kontekście zbyt niskich nagród za osiąganie sukcesów szkolnych i jednocześnie niewystarczających kar za brak wystarczającego zaangażowania. W efekcie często „dajemy szansę” swoim uczniom organizując liczne kartkówki albo sprawdziany, żeby wiedzieli, że uczenie się jest ważne zwłaszcza, że nauczyciel zawsze może sprawdzić, czy nauczyli się wystarczająco dużo by otrzymać satysfakcjonującą ich ocenę. Problem polega na tym, że uczniowie widzą to inaczej. Części to po prostu w ogóle nie interesuje. Jedynka, piątka - bez znaczenia!
Na początku lat dziewięćdziesiątych, w kanadyjskim Richmond pojawił młody komisarz policji Ward Clapham. Było to w czasach, kiedy skala przestępczości wśród nieletnich ciągle rosła a blisko 65 % zatrzymanych po jakimś czasie popadało w recydywę. Nowy komisarz postanowił zastosować innowacyjny eksperyment. Do asortymentu narzędzi prewencji dodał nowy rodzaj działania tzw. „mandaty pozytywne”. Polegało to na tym, że policja przyłapywała młodych mieszkańców nie tylko na tym co robili złego, ale też na tym, co zrobili dobrego: wrzucaniu śmieci do kosza, jeździe na rowerze w kasku czy pomocy starszym. Mandat, jak każdy mandat, miał również określoną wartość, tyle tylko, że nie do zapłacenia, ale do wykorzystania. Można było dzięki niemu dostać bezpłatny bilet do kina czy wejściówkę na wydarzenie zorganizowane w lokalnym domu kultury. Ważne, by to co proponował, dodatkowo wzmacniał pozytywne postawy czy zachowania i stanowił alternatywę wobec problemów jakie na co dzień dostarczała ulica. Jeden z „przyłapanych” młodych obywateli dostał pozytywny mandat za uratowanie dziewczynki przed nadjeżdżającym samochodem. Zabrał go do domu a na pytanie na co go wymieni, odpowiedział, że na nic. Powiesił go sobie w pokoju. Codziennie spoglądał na dowód, że pozytywne działania również dają satysfakcję i mogą być zauważane.
W Richmond gdzie zastosowana i konsekwentnie stosowano opisaną zasadę po dziesięciu latach wskaźnik recydywy spadł ze standardowego w wielu miejscach 60% do ośmiu. Czy można by coś podobnego zrobić w szkole?
Notka o autorze: Jarosław Kordziński - trener, coach, mediator, moderator procesów rozwojowych osób i organizacji głównie w obszarze edukacji. Na co dzień związany z Centrum Komunikacji i Mediacji AKADEMIA DIALOGU. Przez lata partner kluczowych podmiotów wspierających rozwój edukacji: MEN, CODN/ORE, CEO, FRDL. Stały współpracownik „Dyrektora szkoły”, autor kilkunastu książek poświęconych edukacji oraz psychologii pozytywnej.