Kilka osób zapytało mnie, co sądzę o odwołaniu pana Marcina Smolika z funkcji Dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, i czy wiążę z tym jakieś nadzieje. Co do pierwszego, to najkrócej mogę wyrazić swoje zdanie stwierdzeniem, że lepiej późno niż wcale. Ta dymisja mogła nastąpić wcześniej, ponieważ były już dyrektor CKE zamiast być bezstronnym fachowcem, dbającym o system egzaminów zewnętrznych, wyraźnie okazywał swoją dyspozycyjność wobec zmieniających się władz. Ponadto, powinien ponieść odpowiedzialność za błędy systemu, który przez wiele lat współtworzył i firmował swoim nazwiskiem. Natomiast o nadziejach na przyszłość napiszę za chwilę.
Dyrektor Smolik kreował się na apolitycznego specjalistę stojącego na straży egzaminów służących społeczeństwu. Nie przeszkodziło mu to jednak publicznie poprzeć deklaracji ministra Czarnka, jakoby matura 2023 stała się świadectwem tryumfu reformy przeprowadzonej przez Annę Zalewską. Będąc specjalistą, pan Smolik musiał zdawać sobie sprawę, że relatywnie dobre wyniki owej matury, w porównaniu do wcześniejszych, były efektem manipulacji trudnością pytań i kryteriami sprawdzania prac, a reforma Zalewskiej, pośród wielu kłopotów, jakich stała się przyczyną, doprowadziła schematyzm zadań maturalnych do absurdu.
Jako szef CKE Marcin Smolik ponosi osobistą odpowiedzialność za takie zjawiska, jak absurdalne kryteria oceny matur, szczególnie z języka polskiego, a także nigdy nie wyjaśnione przecieki zadań maturalnych, za które z pełną dezynwolturą oskarżał publicznie bliżej nieokreślonych dyrektorów szkół. Obciąża go również obniżenie jakości sprawdzania matur z powodu zmniejszenia zakresu wewnętrznej weryfikacji pracy egzaminatorów, a co za tym idzie, rosnąca lawinowo liczba błędów, ujawnianych w ramach tzw. wglądu do prac.
Nie będę dalej wyliczał grzechów pana Smolika, bo w CKE przeszedł już szczęśliwie do historii, zatrzymam się tylko chwilę nad samym jego odwołaniem. Zapytany przez dziennikarkę Radia ZET w pierwszym odruchu powiedziałem, że decyzję podjętą niespodziewanie, w środku wakacji, uznaję za symbol braku transparentności w działaniach władz MEN. Muszę przyznać, że ocena ta była zbyt surowa. Oczywiście, z racji opisanych wyżej „zasług”, pan Smolik powinien być zdjęty ze stanowiska równie szybko i efektownie, jak małopolska kuratorka, Barbara Nowak. Problem, że ranga stanowiska jest jednak zupełnie inna. Z tego punktu widzenia sierpniowy termin dymisji wydaje się sensowny i daje czas nowemu kierownictwu, oby szybko powołanemu, na wprowadzenie potrzebnych zmian przed kolejnym sezonem egzaminów. Szkoda tylko, że podejmując tę ważką i oczekiwaną decyzję nasza pani ministra, tak swobodnie wypowiadająca się w wielu kwestiach, nabrała wody w usta. To styl politycznie zrozumiały, bo bezpieczny, ale dla ludzi od lat zmagających się z systemem, którego twarzą był pan Smolik, bardzo jednak irytujący. Tym niemniej, o ile często krytykuję różne działania MEN, lub ich brak, tym razem zapisuję kierownictwu resortu naprawdę duży plus.
Nawiasem mówiąc, niezależnie od tego jak oceniamy egzaminy zewnętrzne, stanowią one kluczowy punkt naszego systemu edukacji i odgrywają w nim, lepiej lub gorzej, rolę porządkującą. Dyrektor Smolik, którego kwalifikacji w dziedzinie pomiaru dydaktycznego nie da się zakwestionować, mógł i powinien stać na straży jakości egzaminów. Wybrał dobre samopoczucie polityków, więc teraz musi odejść w niesławie. Chciałbym wierzyć, że osoba, która w drodze zapowiedzianego konkursu zostanie powołana na funkcję dyrektorską w CKE, będzie potrafiła wykazać się nie tylko fachowością, ale także niezależnością, sięgającą w razie konieczności podania się do dymisji wobec politycznych nacisków. Oczywiście nie mam żadnej realnej podstawy do takiego optymizmu, ale uważam, że świętując odwołanie pana Smolika należy też formułować oczekiwania na przyszłość. Poza walorami osobistymi następczyni lub następcy, mam nadzieję, że w konkursie ważnym kryterium będzie koncepcja programowa zmian niezbędnych w systemie państwowego egzaminowania, zarówno doraźnych, jak długofalowych. Że przedstawi ją każda osoba kandydująca, a po wyłonieniu zwycięzcy pozna jego pomysły także środowisko oświatowe.
Przygotowanie takiego programu nie będzie proste. Jeśli mógłbym podsuflować kilka problemów, to zwróciłbym uwagę na kalendarz egzaminacyjny, który bardzo utrudnia funkcjonowanie szkół ponadpodstawowych, a szczególnie tych, w których odbywają się zarówno matury, jak egzaminy zawodowe. Oczywiście do pilnego podjęcia są również wspomniane powyżej kwestie: kryteriów oceny prac maturalnych z języka polskiego, oraz zwiększenia zakresu wewnętrznej weryfikacji ocen prac w ramach ich sprawdzania przez egzaminatorów. W dłuższej perspektywie ważnym pytaniem, które powinno znaleźć się na tapecie, jest miejsce i forma egzaminów w wizji reformy planowanej na rok 2026.
Gwoli pouczającej anegdoty przypomnę jeszcze w tym miejscu publiczną deklarację pana Smolika, że ulepszenie systemu egzaminowania wymaga dużych pieniędzy. Padła wtedy z jego ust kwota, o ile pamiętam, 100 milionów złotych. Ktokolwiek będzie ubiegał się o kierowanie CKE niech nie zapomni o tym niebywałym akcie szczerości swojego poprzednika. Dobry system egzaminacyjny, oprócz słusznej koncepcji, wymaga godziwych nakładów. Warto o tym powiedzieć podczas konkursu, nawet ryzykując, że będzie to krok samobójczy. Nie stać nas w tej dziedzinie, by oszczędzać.
Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.