Zaproszono mnie do wystąpienia podczas konferencji „Zmiana”, którą zorganizowało Kłodzkie Towarzystwo Oświatowe w pięknej intencji pokazania, że ubiegłoroczna powódź, wydarzenie traumatyczne dla mieszkańców regionu, mogła w dotkniętych żywiołem szkołach stanowić nie tylko okazję odczucia ludzkiej solidarności, ale także dać impuls do odbudowy, rozwoju i udoskonalenia tych placówek.
Było bardzo ciekawie. Muszę przyznać, że słuchając relacji z czasu powodzi i oglądając zdjęcia, miałem oczy mokre ze wzruszenia. W swoim wystąpieniu mówiłem o możliwej zmianie w podejściu do edukacji, prezentując się raczej jako konserwatysta niż wizjoner. Wskazałem, że wizjonerów mamy obecnie aż nadto. Zapewne w przyszłości zrobię z tego artykuł, ale w tym miejscu chciałbym nawiązać do panelu, którego tematem była rola porażek w edukacji. Wszyscy uczestnicy dyskusji – reprezentanci nauki, biznesu i doradztwa – podkreślali pozytywną rolę porażki jako szansy rozwojowej. Jeden z nich powiedział, że dla niego „porażka to nauczyciel”. Wypowiedziawszy te słowa, z pewnym zmieszaniem podkreślił, że chodzi oczywiście o pożyteczną porażkę, a nie o nauczyciela, który miałby być porażką.
Nie wiem, ile osób na widowni, w większości zresztą nauczycieli, odebrało jego słowa w tym drugim znaczeniu, ale muszę przyznać, że spodobał mi się ten tok myślenia. W końcu w dzisiejszych czasach całe rzesze ludzi uważają, że nauczyciele to porażka. Trudno się dziwić, że dotarło to także do sfer biznesowych.
Dyskusja dobiegła końca w atmosferze jedności ideowo-moralnej, że porażka jest potencjalnie czymś cennym, inspirującym i motywującym, w domyśle – także dla uczniów. Odrobinę tylko zakłóciła to moderatorka, zwracając się do widowni z pytaniem, kto lubi porażki. Nie widziałem, czy ktokolwiek się zgłosił, ale lasu rąk w górze nie było na pewno. Nieco bardziej zakłóciłem ja, wskazując, że ze szkolnej perspektywy sprawa wygląda odmiennie. Każda porażka ucznia jest dzisiaj traktowana jako porażka jego nauczyciela. Bo nie nauczył, nie zmotywował, dopuścił i tak dalej. Póki tak będzie, póki będziemy zdejmować z uczniów odpowiedzialność za ich własną edukację, a bezwarunkowo obciążać nią nauczycieli, póty porażka, rozumiana także jako bardzo popularna w debacie publicznej „bezpieczna przestrzeń dla popełniania błędów”, nie spełni w szkołach swojej kształcącej roli.
Świadomie uprościłem tutaj temat, bo można by go rozciągnąć choćby na kwestie roli i sposobu oceniania, czy w ogóle kwestii motywacji uczniów do nauki, tudzież na wiele innych jego aspektów, ale chciałem jedynie zwrócić uwagę, że szkolne realia często dają perspektywę, która jest mocno odległa od doświadczeń z innych dziedzin życia.
Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.


