Kiedy pierwszy raz usłyszałam o planach reformy oświaty 2026, związanych z likwidacją biologii i geografii w klasach 5 i 6 oraz zastąpieniem tych przedmiotów przyrodą (która obecnie występuje jedynie w klasie 4), byłam pełna obaw, ale widziałam też szanse na zmiany, które przy aktualnej siatce godzin trudno byłoby wprowadzić.
Podobnie i dziś, już po publikacji projektów nowych podstaw programowych przez IBE, widzę zarówno szanse, jak i zagrożenia związane z tą zmianą. Jednak dopóki dokumenty nie zostaną oficjalnie opublikowane, nie jestem w stanie jednoznacznie ocenić, czy uważam reformę za udaną, czy wręcz przeciwnie.
Jakie widzę szanse?
Dotychczasowa przyroda w klasie 4 nie miała wiele wspólnego z interdyscyplinarnością. Nie znam żadnego programu nauczania, który łączyłby zagadnienia biologii i geografii w spójną całość, a treści się przeplatały i uzupełniały. Czy to lenistwo, strach przed odrzuceniem przez ekspertów, a może przyzwyczajenie? Nie wiem.
Jednak przedmiot, w którym już na pierwszy rzut oka widać osobne zagadnienia z biologii i osobne z geografii, podzielone nawet na odrębne działy, nie powinien być nazywany przyrodą. To po prostu biologia i geografia, zazwyczaj prowadzone naprzemiennie.
Przykład: Ja i moje ciało oraz Pogoda i jej składniki. Dlaczego więc nie wprowadzono po prostu biologii i geografii od klasy 5? Ten przedmiot był dotychczas swego rodzaju oszustwem. Teraz ma szansę przestać nim być. Nowa podstawa programowa do przyrody wydaje się naprawdę interdyscyplinarna. To wreszcie będzie przyroda w takim ujęciu, w jakim powinna istnieć. Przykład: W terenie i w najbliższym otoczeniu oraz Organizmy i ekosystemy.
Czy to ma znaczenie?
Kiedyś jeden uczeń zapytał mnie na biologii, czy ten węgiel, o którym tyle mówiłam, to ten sam węgiel, co na chemii. A na geografii? Wiecie, że dopóki nauczyciele nie zdecydują się usiąść razem, porozmawiać i ustalić coś wspólnie, uczeń nie ma nawet cienia interdyscyplinarności? Traktuje biologię i chemię jako dwa zupełnie odrębne światy. A przecież fizyka? Geografia? W życiu codziennym wszystko się ze sobą łączy — nie ma sztucznych podziałów.
Idziesz drogą do szkoły i stąpasz po kostce brukowej. Pod twoimi stopami działa siła tarcia, dzięki której się nie ślizgasz, a mięśnie – niczym naturalne silniki – zużywają tlen i glukozę, by wytworzyć energię potrzebną do ruchu. Oddychasz, więc w twoich płucach zachodzi wymiana gazowa – czysty przykład reakcji biologicznej i chemicznej w jednym.
Znajdujesz się w konkretnym miejscu, które można zlokalizować na planie miasta lub mapie. To twoja współrzędna geograficzna, punkt na powierzchni Ziemi, która właśnie się obraca, dlatego słońce razi cię w oczy pod innym kątem niż wczoraj. Pogoda, którą odczuwasz – temperatura, ciśnienie, wilgotność – to fizyka i geografia w praktyce.
Dookoła rosną rośliny – małe fabryki tlenu, które dzięki fotosyntezie przekształcają energię światła w energię chemiczną. Gdzieś w krzakach może poruszyć się jeż albo przebiegnie ptak. Czy to ich naturalne środowisko życia? Są tu cały rok, czy może niedługo odlecą do ciepłych krajów? A może zapadną w hibernację? Jak to możliwe, że przez kilka miesięcy potrafią spać i nie jeść? Skąd biorą energię do przeżycia? Jakie substancje zapasowe gromadzą, by przetrwać zimę?
Każdy taki spacer to lekcja przyrody — z biologii, chemii, fizyki i geografii jednocześnie.
Czego się obawiam?
Wielu rzeczy. Jak na nowe podstawy zareagują wydawnictwa? Czy nie pokuszą się ponownie o „odklepanie” podstawy programowej — bez zmiany kolejności zagadnień, z utrzymaniem sztucznego podziału na przedmioty, bo tak łatwiej? Przecież niektóre tematy napisze biolog, inne geograf… Kto to widział pisać jeden temat wspólnie, w kilka osób? A jak potem podzielić finanse? Jeśli jeden cykl pisze wielu autorów, czy będzie zachowana spójność? Czy klasy 5 i 6 będą naturalnym rozwinięciem klasy 4, z zachowaniem spiralności treści?
A co z godzinami pracy nauczycieli? Komu dyrektor powierzy nauczanie przyrody? Niektóre klasy dostaną geografa, inne biologa? A może godziny otrzyma tylko jeden z nich, a drugi pozostanie z dwoma godzinami w klasie 7 i jedną w klasie 8?
Sama przyroda w mało licznej szkole (dwie klasy na poziomie) zapewni cały etat, ale gdyby biolog chciał uczyć wyłącznie biologii, musiałby pracować w trzech szkołach, by uzyskać pełny etat.
Nauczyciele
Każdy z nauczycieli mających uprawnienia do nauczania nowej przyrody jest specjalistą w określonym obszarze. Ja jestem biologiem. Z pewnością musiałabym sporo się przygotowywać do nauczania treści fizycznych i geograficznych. Chemię również studiowałam, ale trzeba by te zagadnienia solidnie „odkurzyć”, bo od lat do nich nie wracałam.
Jak sobie poradzę? Będę szukała inspiracji w grupach nauczycielskich, na fanpage’ach i profilach supernauczycieli na Instagramie. Przejrzę anglojęzyczne podręczniki z innych krajów i — z pomocą choćby ChatGPT — przygotuję swoje lekcje najlepiej, jak potrafię. W kolejnych latach będę je ulepszać. Myślę, że po trzech latach dojdę do zadowalającego poziomu wiedzy i umiejętności łączenia wielu faktów, by później skupić się na nowych pomysłach na projekty i doświadczenia, które zastąpią te mniej udane. Nie boję się przyznać moim uczniom, że czegoś nie wiem, sprawdzić przy nich w Internecie, przy okazji omawiając, które źródła są wiarygodne, a które nie.
To gdzie tu obawa? Obawiam się, że co nauczyciel, to inne podejście. Ilu nauczycieli bierze udział w szkoleniach, konferencjach, doskonali swoje umiejętności metodyczne i poszerza wiedzę? Czy wszyscy? Niestety nie. A ilu zdecyduje się robić to teraz?
Z życia wzięte
Byłam dwa tygodnie temu na zjeździe Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych. Pasjonaci — szkolą się w weekendy, często za własne pieniądze i bez szans na odebranie dni wolnych w innym terminie. I co tam usłyszałam? Że nawet wśród tych pasjonatów są osoby, które powiedziały, że nie będą uczyć treści innych niż z ich przedmiotu. To mną wstrząsnęło. Czy to oznacza, że nie planują uczyć przyrody? A może chcą być nauczycielem tego przedmiotu, ale skupiać się wyłącznie na treściach np. chemicznych? Co to wtedy będzie za przyroda?
Jestem magistrem biologii człowieka — gdy zaczynałam ten kierunek, katedra nazywała się antropologii. Czy mogłabym więc na swoich lekcjach powiedzieć: Jestem antropologiem, nie zamierzam was uczyć o roślinach, bo ich nie lubię? Naprawdę, kiedyś nie znosiłam tematów związanych z roślinami. Paru innych zagadnień też nie darzyłam ciepłymi uczuciami. Ale przez kilkanaście lat pracy co roku wybieram jakiś nielubiany temat i staram się go udoskonalić. Lepiej poznać, znaleźć pomysły, które sprawią, że może moi uczniowie nawet nie zauważą, że go nie lubię. A może już nie lubiłam?
I chyba ostatnia moja obawa: jak bardzo propozycje podstaw programowych zostaną jeszcze zmienione na etapie konsultacji, a potem przez samo ministerstwo? Czy tak ważne fragmenty, jak zapewnienie sprzętu, blokowanie godzin i podział na grupy w licznych klasach pozostaną? A może skończy się na 32-osobowej klasie i przeprowadzaniu doświadczeń w sali od historii — w 45 minut, oczywiście już z czasem na sprzątanie?
Notka o autorce: Olivia Dycewicz jest nauczycielką biologii w Dwujęzycznej Szkole Podstawowej ATUT Fundacji Edukacji Międzynarodowej we Wrocławiu. Członkini grupy Superbelfrzy RP. Doradca metodyczny we Wrocławskim Centrum Doskonalenia Nauczycieli. Współautorka podręczników i zeszytów ćwiczeń serii "Biologia bez tajemnic" wydawnictwa WSiP. Pasjonatka różnorodnych metod nauczania biologii, autorka zgamifikowanych cykli lekcji: Tropy Zbrodni oraz Międzygalaktyczne Potyczki Medyczne. Tworzy i publikuje własne pomoce dydaktyczne, modele, gry, scenariusze i projekty, mające ułatwić naukę biologii. Uczestniczka i prelegentka wielu konferencji naukowych dotyczących dydaktyki i nauczania. Niniejszy tekst ukazał się w blogu Superbelfrzy.edu.pl. Licencja CC-BY-SA.


