Omawianie fragmentów “Pana Tadeusza” we wszystkich kolejnych klasach szkoły podstawowej (od czwartej począwszy) od zawsze wydawało mi się nieco przesadzonym pomysłem. Nie ten język, nie ta wrażliwość na słowo, nie ten etap rozwoju. Cóż jednak zrobić, gdy takie są sztywne wytyczne? Chyba tylko pozostaje nam zadbać, by czas nie poszedł na marne. Jak tego dokonać? Sami zobaczcie.
Tegoroczna klasa czwarta jest dla mnie większym wyzwaniem niż dwie poprzednie (dla tych, którzy nie pamiętają: najczęściej pracuję jednak z nieco starszą młodzieżą). Mam poczucie, że po dwóch latach spędzonych na zdalnym nauczaniu brakuje tym młodym ludziom części kompetencji społecznych. Nie do końca radzą sobie z zadaniami zespołowymi, trudno jest im się skoncentrować na określonym działania, mają nawyk nieustannego rozmawiania (dostosowanie się do panujących zasad społecznych również jest obszarem, w którym obserwuję deficyty). Być może jestem w błędzie, uważam jednak, że część z tych problemów wynika ze specyfiki pracy na odległość. Ale to temat na całkiem inną okazję.
Nie samą wiedzą człowiek żyje
Tymczasem próbujemy zrobić wszystko, by oprócz wiedzy, lądowały w uczniowskich głowach elementy, w których obserwujemy braki. Proponujemy pracę grupową, wspólne projekty, nauczanie przez działanie. Liczę, że małymi krokami uda nam się powoli wszystko wyprostować. Między innymi dlatego podjęłam decyzję, że przy okazji opisu chmur (obowiązkowego fragmentu “Pana Tadeusza” przypisanego do klasy czwartej właśnie), popracujemy trochę w ruchu. A do tego pobawimy się poezją. Wymaga ona myślenia abstrakcyjnego i na razie jest raczej trudnym zjawiskiem, nie poddajemy się jednak.
Omawianie fragmentu zaczęliśmy od wprowadzenia kilku pojęć teoretyczno-literackich. Skupiliśmy się na: epitecie, porównaniu, metaforze, uosobieniu i ożywieniu. Rzecz jasna najbardziej znamienne dla mickiewiczowskich chmur były epitety i porównania. Poświęciliśmy im zatem całkiem sporo czasu. Czytając tekst linijka po linijce wspólnie zastanawialiśmy się, jakie środki wyrazu artystycznego zostały przez narratora zastosowane. Powoli uzupełnialiśmy nimi tabelkę (ja- na tablicy, uczniowie- w zeszytach). Nie muszę chyba mówić o tym, że dokładne przeczytanie opisu i wyjaśnienie tego, co było do wyjaśniania, zajęło nam całą lekcję. Sądzę, że doskonale o tym wiecie.
Nauczanie przez działania
Podczas kolejnych zajęć skupiliśmy się na tym, by sprawdzić, ile zapamiętali uczniowie. Korzystając z zasad <bieganego dyktanda> uzupełnialiśmy wiszący na ścianie schemat z przykładowymi środkami stylistycznymi. Klasa, podzielona na dwa zespoły, na czas przyklejała karteczki z cytatami pod właściwymi nazwami środków stylistycznych. Nim przeszliśmy dalej, wspólnie sprawdziliśmy poprawność wykonania tego zadania. Jak się domyślacie, nie wszystko zostało prawidłowo zaklasyfikowane. Na szczęście młodzi ludzie dokonali autokorekty pracy...
W ramach wielkiego finału powstały malowidła przedstawiające… chmury. Na arkuszach folii w rozmiarze A0 młodzi ludzie tworzyli swoje wizje obłoków, które opisywał wieszcz narodowy. Zadanie zostało podzielone pomiędzy trzy zespoły. Dzieciaki wyposażone we wspomnianą folię, pędzelki i farby akrylowe skupiły się po raz kolejny nad tekstem literackim, by w miarę wiernie oddać to, co zostało namalowane wcześniej słowem.
Uważam, że dzięki takiemu nauczaniu przez działanie mieliśmy szansę na lepsze przyjrzenie się utworowi literackiemu. Przekład intersemiotyczny jest jednym z moich ulubionych narzędzi w pracy z lekturą... Ciekawa jestem, jak wyglądały podobne zajęcia u Was. Podzielicie się pomysłami? Chętnie o nich poczytam.
Notka o autorce: Joanna Krzemińska jest nauczycielką języka polskiego w Szkołach Prywatnych "Mikron" w Łodzi. Prowadzi własny blog edukacyjny Zakręcony Belfer, w którym ukazał się niniejszy artykuł. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Licencja CC-BY.