Wartość (zdalnej) edukacji

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Zastanawialiście się kiedyś, jak młodzież odbiera zdalną edukację? Czy są z niej zadowoleni? Jak oceniają zdobytą przez siebie w tym czasie wiedzę? Może nasze wysiłki są zupełnie daremne i dzieciaki mają poczucie, że niczego się nie nauczyły. A może wprost przeciwnie…

Zawsze lubiłam wiedzieć, czy stosowane przeze mnie formy i metody pracy są skuteczne. I jak odbierają je uczniowie. Jasnym jest, że ile osób, tyle opinii, jak powinien wyglądać proces uczenia się. Ktoś woli działać, ktoś inny czytać, a jeszcze inny wysłucha wykładu i zapamięta. Dobrze mieć to na uwadze i nie zmuszać do tego, w czym sami czujemy się najlepiej (teraz to już wiem i stawiam na różnorodność). Poza tym, kiedy młody człowiek zna cel powierzonego zadania, łatwiej jest mu zmierzyć się nawet z tym, czego nie lubi. Potrafi sobie sam wytłumaczyć, dlaczego warto (i tego też nauczyli mnie uczniowie, za co jestem im ogromnie wdzięczna).

Podsumowanie to wyzwanie

Odkąd pamiętam koniec półrocza, czy roku szkolnego łączyły się z prowadzeniem różnego typu podsumowań i ankiet. Zwykle koncentrowałam się na tym, co się najbardziej podobało, a co dzieciaki chciałyby zmienić w przyszłych lekcjach. Czasami dołączaliśmy do tego tradycyjną ocenę (zaangażowania, stopnia opanowania materiału). Różnie jednak bywało, zależnie od tego, na czym się w danej chwili koncentrowałam. Jedno pozostawało niezmienne: z wnikliwością i zaciekawieniem czytałam wszystkie opinie. I starałam się o ogólnych wnioskach rozmawiać z młodzieżą. A cenne uwagi wprowadzałam w życie.

Podobnie stało się w tym roku. Ze względu na specyficzna sytuację, w której się wszyscy znajdujemy, pytam dzieciaki (średnio raz w miesiącu), jak widzą nasze spotkania. Co im się podoba, co chciałyby zmienić? Czy komunikacja jest wystarczająca? O tym wszystkim już wiecie, bo opisywałam nasze działania (choćby <tu>). Uznałam jednak, że jest jeszcze coś, co nie daje mi spokoju: ile zostało w głowach moich podopiecznych?

Oczywiście, nie jest to sprawdzalne (a przynajmniej nie tak, jak zwykło się uważać i sprawdzać). Zależało mi jednak na tym, by każdy z młodych ludzi zadał sobie trud i zastanowił się, czy gdyby sytuacja była „normalna”, gdybyśmy spędzili ten semestr w szkole, to umiałby tyle samo. A może mniej albo więcej? Czy czuje, że nota, którą zaproponowałam na koniec jest współmierna, czy zbyt niska (a może za wysoka) w stosunku do włożonej pracy i zaangażowania? Sami zerknijcie, jak to wyglądało (w tym linku przykładowa karta samooceny).

A teraz siedzę i czytam odpowiedzi (anonimowe). I powiem Wam, że są bardzo dojrzałe. Trzy czwarte moich uczniów odesłało już wypełniony arkusz. Większość uważa, że nauczyłaby się tyle samo, ale jest też grupa (wcale nie mała), która przyznaje, że nauczyła się więcej, niż w szkole (dzięki lepszej organizacji pracy własnej na przykład). Bardzo ciekawe są też pomysły na to, co chcieliby ze sobą zabrać ze zdalnego nauczania. Wśród propozycji wygrywają: wyciszanie ucznia, który przeszkadza (poprzez wyłączenie mikrofonu) i przesyłanie szkicu lekcji osobom, które są nieobecne. I wiecie, co? Uważam, że drugi pomysł jest wręcz doskonały.

Stawiam na rozwój

Nie wiem, co czeka mnie we wrześniu. Bez względu na to, do jakiej szkoły wrócę (wirtualnej czy rzeczywistej), będzie to miejsce inne, niż to, które opuściliśmy w marcu. Chcę się do tego jak najlepiej przygotować. Wiem już, co się sprawdza w zdalnej edukacji. Wiele elementów doceniam, choć równie wielu z „tradycyjnej szkoły” mi brakuje. Mam nadzieję, że nie dam się zaskoczyć sytuacji i urządzę lekcje po swojemu... A to, gdzie, to już sprawa nieco drugorzędna...

 

PS Po co robić te wszystkie ankiety i je analizować? Nie wiem, po co robią to inni (o ile robią), dla mnie to impuls do dalszego rozwoju. Trochę jak badanie rynku przez producenta. Czy mój produkt się sprzedaje? Co myślą o nim konsumenci? Zawsze w takich chwilach towarzyszy mi myśl, że to nie dzieci są dla mnie, a ja dla dzieci. Cała mądrość polega na tym, by korzystając z dostępnej wiedzy, sensownie towarzyszyć młodemu człowiekowi. Ale żeby to było możliwe, trzeba poznać potrzeby i oczekiwania. A później badać nie tylko cyferki, ale również „poziom zadowolenia”.

 

Notka o autorce: Joanna Krzemińska jest nauczycielką języka polskiego w Szkołach Prywatnych "Mikron" w Łodzi. Prowadzi własny blog edukacyjny Zakręcony Belfer, w którym ukazał się niniejszy artykuł. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Licencja CC-BY.

 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Świetny sposób uczenia dorosłości, odpowiedzialności i współpracy - bez osądzania, bez wzbudzania po...
A może chodzi o to, aby introwertycy uczyli się udziału w dyskusji.
Jacek napisał/a komentarz do Wyzwanie dla prawnika...
Janusz Korczak powiedział „nie ma dzieci, są ludzie”. I to jest prawda. Przecież każdy dorosły kiedy...
Obawiam się, że to może się często zmienić w atak 2:1 lub 3:1 - kiedy rodzice wezmą stronę dziecka (...
To się nazywa "zimny telefon" - metoda marketingowa polegająca na dzwonieniu do losowych ludzi, nie ...
Gość napisał/a komentarz do Oceniajmy rzadziej!
Przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Dziękuję za ten artykuł.
Ppp napisał/a komentarz do Oceniajmy rzadziej!
Terada i Merill mają CAŁKOWITĄ rację. Jak ktoś chce i może - nauczy się i bez oceniania. Jeśli ktoś ...
Marcin Zaród napisał/a komentarz do Szkolna klasa - dobre miejsce do współpracy
Mój syn będąc w liceum w klasie mat-info-fiz prosił z kolegami o ustawienie takich tablic na korytar...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie