O wartości szacunku dla nauczyciela

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Podczas zakupów w lokalnej hali targowej spotkałem dawno niewidzianą znajomą, ongiś pracującą na stanowisku administracyjnym w jednej z bemowskich placówek, obecnie emerytkę. – Co tam słychać w szkole? – zagaiła pomiędzy sklepowymi regałami. Odpowiedziałem „Stara bida”, by po chwili poprawić się, że nie, bieda jest całkiem nowa, bo z roku na rok trudniej się pracuje. Rodzice są coraz częściej nieusatysfakcjonowani, zalęknieni o swoje dzieci, nauczyciele, choć w większości wciąż chętni i z pomysłami, to jednak pełni obaw o społeczny odbiór swojej pracy, o przyszłość, o to, by nie zrobić jakiegoś błędu... Z dziećmi na tym tle jest chyba najlepiej, choć na fali ogólnego niepokoju wisi w powietrzu, niczym miecz Damoklesa, pytanie gdzie, kiedy i w jaki sposób może coś tąpnąć.

Tak opisałem obecną sytuację. Dodałem jeszcze, że ten ponury obraz stanowi w jakiś sposób refleks mrocznego stanu mojego własnego ducha, bo jednak mnóstwo dzieciaków jest miłych i radosnych, konfliktów w szkole nie ma aż tak wiele, a i nauczyciele starają się na medal. Niestety, mnożące się jak króliki problemy i problemiki skutecznie przesłaniają dostępne źródła satysfakcji.

Znajoma wysłuchała, pokiwała głową i stwierdziła, że wieści jakie do niej dochodzą od koleżanek także są niewesołe. Wyraziła szczerą radość ze swojego statusu emerytki, dzięki któremu nie musi pracować w dzisiejszej szkole. Dalej przeszliśmy płynnie do wnuków i tu padło coś, o czym postanowiłem napisać w tym artykule: relacja mojej znajomej z rozmowy z jej własną córką, matką dziecka w wieku szkolnym. Otóż dziecię przyniosło jakieś zadanie domowe do zrobienia. Zgodne z nową modą, czyli nieobowiązkowe i nie na stopień, no ale jednak chciało je wykonać i w tym celu czegoś potrzebowało. Słysząc to mama wzniosła oczy do nieba i skwitowała głośno nauczycielkę „Co ona znowu wymyśliła?!”. Na to moja znajoma wzięła swoją córkę na bok i powiedziała jej po cichu, acz dobitnie, żeby nigdy więcej przy dziecku nie ważyła się mówić o nauczycielce per „ona”! Dziecko ma słyszeć w jej słowach szacunek dla tej osoby, dla dobra własnego i całej rodziny!

Przyznam, że nie spodziewałem się spotkać jeszcze kogoś, kto zwraca uwagę na to, by z szacunkiem mówić o nauczycielach. Ba, gotowego wejść w zwarcie w rodzinie, by wytłumaczyć jak jest to ważne. Świadomego, że (cytuję dokładnie słowa znajomej): Przecież uczenie szacunku dla nauczyciela jest w interesie i dziecka, i całej naszej rodziny!.

Uściskaliśmy się na pożegnanie, ja z podziękowaniem za iskierkę nadziei, że potrzeba szacunku dla nauczycieli ma jeszcze miejsce w czyjejś świadomości. Że ktoś uważa szacunek dla innych w ogóle za kanon w wychowaniu młodego człowieka. Niestety, obawiam się, że to ginący gatunek, głównie w wieku emerytalnym...

Z perspektywy nauczyciela w codziennych kontaktach z dziećmi w szkole na różne sposoby widać, że wielu rodziców nie dba o wpojenie własnym dzieciom tego szacunku. Uczniowie powtarzają kwestie, które pojawiają się między rodzicami, choć nie powinny być przeznaczone dla ich uszu. Są traktowane „po partnersku”, co często oznacza brak refleksji nad tym, co się do nich mówi i czego są świadkami. Zwrócenie uwagi przez nauczyciela na niewłaściwe zachowanie dziecka coraz częściej jest odbierane niemal jako agresja, a nie informacja, którą warto wziąć pod uwagę w swoich rodzicielskich działaniach.

Krytycy moich poglądów chętnie obsadzają mnie w roli smętnego dziadersa, na którego widok gasną dziecięce uśmiechy. Cóż, być może, ale uważam, że pośród ogólnej fascynacji swobodą, ekspresją, „mam wolność słowa”, bez baczenia do kogo i w jakiej sytuacji, należy zwracać na to uwagę, choćby wołając na puszczy.

Jak powszechnie wiadomo, wprowadzono ostatnio w szkołach Standardy Ochrony Małoletnich. Przejrzałem kilka takich dokumentów i zauważyłem, że nie odnotowano w nich skierowanego do nauczycieli zakazu lekceważącego czy obraźliwego mówienia do ucznia o jego rodzicach. To jest albo poważne przeoczenie, albo świadectwo, że takie zjawisko stanowi absolutny margines. Zdarzało się kiedyś, podobnie jak bicie uczniów w szkole, dzisiaj jednak należy do przeszłości. Nauczyciel, który by obraźliwie odniósł się wobec dziecka do jego rodzica, zupełnie słusznie miałby sprawę dyscyplinarną. Może więc dałoby się to zorganizować w jakiś sposób symetrycznie?!

Standardy Ochrony Małoletnich w domu, stanowiące, między innymi, zakaz lekceważącego i/lub obraźliwego mówienia do swojego dziecka o innych ludziach?! Nawet tak mało dzisiaj poważanych nauczycielach...

 

Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.

Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie