Myślę, że czas rozdzielić w edukacji problemy realne od pozornych. Także ja, w nieco "anarchistycznym" ataku na współczesną szkołę, czasem zwyczajnie przestrzelam. Skupiam się na krytyce drobiazgów - które same w sobie nie mają negatywnego przełożenia…
Weźmy trzy typowe obiekty do bicia.
Po pierwsze - problemem w moim przekonaniu nie są metody podawcze. Wcale nie jest tak, że metody aktywizujące są z założenia (zawsze i wszędzie) bardziej skuteczne (czyli lepiej służą rozwojowi ucznia) niż transmisja. Nie ma tu prostej reguły.
Uczniowie są zafascynowani Youtubem - a obecne tam filmy oparte są na jednokierunkowym przekazie. Nie przeszkadza to, by okazywały się jednym z najbardziej efektywnych narzędzi do uczenia się. Spora część informacji oraz umiejętności, z których dzisiaj korzystam znalazła się w moim posiadaniu właśnie dzięki słuchaniu/oglądaniu komunikatów pochodzących z tego medium.
To nie szkolne metody podawcze są problemem.
Problemem jest tematyka - oderwana od zainteresowań ucznia.
Problemem jest forma - czytanie z powerpointa może uśpić każdego.
Problemem są treści - których sensu uczeń nie rozumie, których nie potrafi wykorzystać w życiu.
Po drugie - problemem w moim przekonaniu nie są sprawdziany i kartkówki. Przeciwnie - mogą być świetną rozwojową zabawą. Czasem trudno młodych oderwać od testów na quizizzie czy na lap. Dobrze skonstruowane (np. w postaci pokoju zagadek) mocno angażują. Wciągają. A jednocześnie ćwiczą pamięć operacyjną, pobudzają mózg do aktywności, zwiększają efektywność zapamiętywania. I dają prostą informację zwrotną: "rozwiązałeś zadanie, uzyskałeś 90% możliwych do zdobycia punktów".
Uczniowie są zafascynowani grami - a tam przecież wciąż testowane są ich kompetencje. Ciągle są sprawdzani. Uczniów może znużyć kartkówka, wypełniona pytaniami z lektur, których zwyczajnie nie lubią. Ale zadajcie fanom Avengers, Harrego Pottera czy Gwiezdnych Wojen test sprawdzający znajomość szczegółów z tych uniwersów. Da im to sporo radochy i nie będą narzekać, że pyta się ich o drobiazgi.
Problemem nie są sprawdziany.
Problemem są treści, których znajomość mają oszacować - nieatrakcyjne dla uczniów, dotyczące zagadnień czy lektur, które ich nie wciągają.
Problemem jest forma - wpisywanie schematycznych odpowiedzi na kartce jest w stanie zanudzić każdego.
Problemem jest podejście dorosłych - stosowanie sprawdzianów jako narzędzi dyscyplinowania, wymuszania posłuchu czy wręcz zastraszania uczniów.
Po trzecie - problemem w moim przekonaniu nie są stopnie. Stopnie, traktowane jako diagnoza poziomu kompetencji (wskazanie, w którym miejscu się znajdujemy) są bardzo przydatne.
Jeśli uczeń dostanie precyzyjne wymagania, jeśli wie, czego się spodziewać i w efekcie np. otrzymuje 65% możliwych do zdobycia punktów... Co przekłada się na czwarty (4) stopień opanowania materiału z określonego działu... Co to w tym opresyjnego? Zwykła informacja. No chyba, że zaczniemy wyniki nadmuchiwać jak balony.
Uczniowie są zafascynowani grami - a tam przecież stopnie (odznaki, punkty, levele) są wszechobecne. To tylko narzędzia. To my decydujemy, jak je wykorzystamy, jaką nadamy im wartość. Problemem nie są stopnie szkolne.
Problemem jest używanie ich jako instrumentu władzy, wymuszania posłuchu, manipulowania uczniem.
Problemem jest wykorzystywanie stopni przez dorosłych do osiągania własnych celów (np. do uzupełniania własnych deficytów).
Problemem traktowanie stopni jako waluty handlowej (dobre oceny wymienia się u rodziców na konsolę).
Problem polskiej szkoły nie tkwi w metodach podawczych, testach czy ocenach. To samo występuje w mediach uwielbianych przez uczniów: grach, platformach z filmami, socjalmediach.
Problemem polskiej szkoły jest atmosfera - przepełniona strachem, presją, przymusem, nudą. A klimat szkoły tworzą ludzie.
Mózg uczy się najsprawniej, kiedy spełnionych jest kilka warunków:
- uczenie pozbawione jest przemocy, przytłaczającej presji, działamy dobrowolnie, w poczuciu bezpieczeństwa: wzajemnego zaufania, wzajemnej sympatii, wzajemnego szacunku;
- rozumiemy po co uczymy - mamy poczucie sensu, wiemy czemu to służy, możemy treści odnieść bezpośrednio do naszego życia, czujemy, że możemy je wykorzystać w praktyce, że jest to częścią czegoś ważnego;
- treści są dla nas atrakcyjnie, budzą w nas emocje, poruszają nas, wciągają, tworzą historię, która przemawia nam do serc i pobudza do działania;
- proces uczenia oparty jest na dobrej relacji - ludzie uczestniczący w nim kontaktują się z innymi, wymieniają się z nimi, współpracują i współzawodniczą, robią razem istotne rzeczy;
- uczący się traktowani są jako autonomiczne podmioty - mogą wybierać sobie zadania, własne ścieżki rozwoju, mają prawo do samodzielnych interpretacji, mogą na własny sposób przetwarzać wiedzę.
Jeśli w szkole spełnione byłyby te warunki - wszystko inne nie miałoby znaczenia.
Notka o autorze: Tomasz Tokarz - doktor nauk humanistycznych, wykładowca akademicki, trener kompetencji społecznych, coach, mediator. Koordynator merytoryczny w Centrum Innowacyjna Edukacja. Nauczyciel w kilku alternatywnych szkołach. Jego pasją jest pisanie o nowoczesnym obliczu edukacji i rozwoju osobistym.