Ktoś niezwiązany zawodowo z systemem oświaty przeoczył zapewne wiadomość, że 30 sierpnia została podpisana nowelizacja rozporządzenia Ministra Edukacji i Nauki o nadzorze pedagogicznym. Spieszę więc donieść o tym ważnym wydarzeniu cytatem z oficjalnego komunikatu ministerstwa:
„Zniesienie ewaluacji zewnętrznej, wewnętrznej i monitorowania jako form nadzoru pedagogicznego, które generują biurokrację szkolną, to główne założenia rozporządzenia podpisanego 30 sierpnia br. przez Ministra Edukacji i Nauki Przemysława Czarnka. Dzięki tym zmianom nauczyciele nie będą obciążeni nadmiernymi obowiązkami biurokratycznymi.”
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że pan minister jest bardzo aktywny w mediach, więc z całą pewnością nie raz i nie dwa ogłosi publicznie, jako swój kolejny sukces, ulżenie biurokratycznej niedoli belfrów. Już w maju zapowiadał bowiem zmiany: Mniej biurokracji, więcej pracy z uczniem i zdecydowanie większe wynagrodzenia. No i proszę – zdaje się przebijać z urzędowego komunikatu – pierwsza obietnica spełniona!
Obawiam się, że osoby niezorientowane mogą przyjąć to za dobrą monetę. Ba, nawet w gronie nauczycieli pojawiły się głosy, że to krok we właściwym kierunku. Chciałbym więc na użytek nieświadomych (oraz naiwnych) rzucić nieco światła na tę kwestię.
Przede wszystkim proszę przyjąć do wiadomości, że w zacytowanym powyżej komunikacie MEiN zawarte są trzy prawdy księdza Tischnera. Jest też istotne niedopowiedzenie.
Świento prawda, że rozporządzenie znosi ewaluację zewnętrzną, wewnętrzną i monitorowanie, jako formy nadzoru pedagogicznego. Tys prawda, że generowały one jakąś część szkolnej papierologii. G…o prawda, że dzięki tym zmianom nauczyciele „nie będą obciążeni nadmiernymi obowiązkami biurokratycznymi”. Wyjaśnienie tego ostatniego za chwilę, najpierw jednak o istotnym niedopowiedzeniu, którym jest brak w urzędowym komunikacie informacji, że rozporządzenie wzmacnia instytucję kontroli. Tymczasem właśnie ufundowanie całego systemu edukacji na kompletnym braku zaufania do ludzi i obawie przed kontrolą powoduje rozkwit biurokracji w placówkach oświatowych. Także z tego powodu twierdzenie, że nauczyciele będą mogli teraz poświęcić więcej czasu uczniom proponuję włożyć między bajki.
Przyjrzyjmy się zmianom, jakie wprowadził minister Czarnek. Zniesienie ewaluacji zewnętrznej, czyli oceny placówek według jednolitego w całym kraju szablonu, to ostateczne pogrzebanie biurokratycznego misterium, rozwiniętego za pieniądze unijne jeszcze za poprzedniej władzy. Po wyschnięciu źródełka funduszy rzecz praktycznie znikła z oświatowego krajobrazu, więc trudno mówić o ulżeniu biurokratycznej mitrędze nauczycieli.
Zniesienie obowiązku ewaluacji wewnętrznej, czyli badania w każdym roku szkolnym przez zespół pedagogiczny samodzielnie wybranych obszarów funkcjonowania swojej placówki, faktycznie ograniczy nieco nakład pracy, może nie całej rady, ale osób biorących udział w tej czynności. Podobnie jak likwidacja monitoringu, który w wydaniu dyrektora mógł dotyczyć różnych aspektów pracy, choć najczęściej realizacji podstawy programowej. Z tym ostatnim nauczyciele większości szkół radzili sobie ostatnio coraz mniejszym nakładem czasu, korzystając z możliwości oferowanych przez dziennik elektroniczny. Zresztą nadal będą odnotowywać tematy i pozostaną odpowiedzialni za realizację podstawy, i nadal – w przypadku kontroli – będą musieli udowodnić, że tę podstawę realizują.
W sumie, żadna to wielka ulga, bowiem prawdziwe obciążenie kryje się w stosach papierów produkowanych w związku z pracą z dziećmi o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Fachowiec wie, co kryje się pod hasłami WOPFU i IPET i ile biurokratycznej mitręgi się z tym wiąże. Do tego dochodzi dokumentacja, mająca na celu zabezpieczenie się przed… rozmaitymi zarzutami. To często jest inicjatywa dyrekcji lub nawet samego nauczyciela, ale wypływająca ze zbiorowej mądrości, że w oświacie liczy się tylko to, co jest na papierze i w ten sposób daje się udokumentować. I to są prawdziwe źródła szkolnej biurokracji, na przykład stosów oświadczeń, jakie podpisują rodzice podczas pierwszego zebrania. Każda kontrola, jakiej można się spodziewać, opiera się bowiem przede wszystkim na analizie dokumentacji.
Symptomatyczne jest to, że zniesiono ewaluację wewnętrzną, będącą (jednak) narzędziem zbiorowego wysiłku w celu przyjrzenia się własnej działalności, na rzecz kontroli, sprawowanej przez kuratora nad placówką i przez dyrektora nad podległymi mu pracownikami. To zmiana jakościowa, wpisująca się w wieloletni plan uczynienia ze szkół miejsca, w którym przekazywane są treści nakazane przez państwo, a wpływ społeczności szkolnej i samorządu terytorialnego na program działania – ograniczony do absolutnego minimum.
Niepozornym rozporządzeniem minister Czarnek czyni kolejny krok w kierunku uczynienia z systemu edukacji narzędzia kształtowania młodego pokolenia w duchu określonym przez partię rządzącą. Podąża w ten sposób szlakiem wytyczonym wcześniej na Węgrzech. Kolejnym krokiem według tego wzorca będzie zatrudnianie dyrektorów szkół i nauczycieli przez kuratoria lub inną instytucję państwową, specjalnie powołaną do tego celu. Niemożliwe? Zobaczymy. Ja w każdym razie nie zdziwię się, jeśli w ministerialnych propozycjach zmiany statusu zawodowego nauczycieli marchewka, w postaci zwiększonych wynagrodzeń, zostanie powiązana z przejściem na zatrudnienie ich przez państwo, a nie samorządy, jako urzędników państwowych. A ile samodzielności mają urzędnicy, proszę sobie dopowiedzieć.
Już kilka razy zdarzyło mi się dobrze przewidzieć dalsze działania władz. Obym tym razem nie miał racji.
Jeżeli komuś z Czytelników ten artykuł wydaje się traktować o sprawach drugorzędnych, to zapewniam go, że bardzo się myli. Gra o wychowanie młodego pokolenia na modłę partii obecnie rządzącej trwa w najlepsze, a minister Czarnek zdobył kolejny bastion. Tymczasem Suweren nadal sprawia wrażenie zadowolonego...
Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.