Nie musisz? Może jednak czasem powinieneś…?!

fot. Adobe Stock

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Mikołaj Marcela anonsuje swoją kolejną książkę, pod bardzo atrakcyjnym tytułem: „Nie musisz”. Pisze: „Nie musisz być perfekcyjną mamą, najlepszym pracownikiem, wybitną profesjonalistką, wzorowym uczniem. Gdy czujesz zmęczenie lub – co gorsza – wypalenie, masz prawo do odpoczynku... Ale czy na pewno? Czy gdy sobie odpuścisz, nie usłyszysz, że jesteś leniwa, roszczeniowy, że brak Ci ambicji lub że to objaw słabości?”.

Autor poświęca swoje najnowsze dzieło wypaleniu, które jest, jego zdaniem, być może najpoważniejszym problemem współczesności, (…) nie tylko w pracy, ale także w szkole, rodzicielstwie i związku. Sam obserwuje to zjawisko z perspektywy milenialsa, która – jak deklaruje – pozwala mu dostrzec jego źródła i wskazać potencjalne rozwiązania, bez których możemy być pewni jednego: będzie tylko gorzej.

Zainteresowanych zakupem owego dzieła Mikołaj Marcela zachęca: Jeśli czujecie zmęczenie, wyczerpanie lub wypalenie wynikające z ciągłej presji sukcesów i osiągnięć, ta książka jest dla Was. Ale będzie ona także ważną lekturą zarówno dla milenialsów, jak i przedstawicieli innych pokoleń, którzy chcą zrozumieć, skąd bierze się dzisiejszy problem wypalenia właściwie we wszystkich sferach naszego życia.

Muszę przyznać, że o ile początkowo książki tego autora, a już szczególnie te krytykujące i podważające sens istnienia współczesnej szkoły, budziły mój sprzeciw i złość, o tyle z czasem zdążyłem się przyzwyczaić do prostych recept, które oferuje jako jedyne rozwiązanie wskazywanych przez siebie problemów. W ten sposób wychodzi naprzeciw społecznemu zapotrzebowaniu, bo większość ludzi łaknie, by ktoś zdjął z nich ciężar odpowiedzialności za zmagania z życiem, a to gwarantuje poczytność, popularność i – last but not least – sukces ekonomiczny. Mogę tylko pozazdrościć panu Mikołajowi pryncypialności, bo chociaż sam podejmuję na blogu zbliżone tematy (choćby ostatnio Co nam umarło i dlaczego?), to cały czas mam więcej wątpliwości niż precyzyjnych diagnoz, a co do recept, po prostu nie wierzę, że wystarczy napisać albo przeczytać książkę, by wszystko się dobrze ułożyło. Radykalna zmiana społeczna wymaga ogromnego wysiłku wielu ludzi, który muszą wesprzeć mądre decyzje rządzących.

Nie zamierzam tutaj recenzować wspomnianej książki ani jej autora. Do napisania tego artykułu skłoniła mnie po prostu niezgoda na tezę zawartą w tytule, przynajmniej jeśli odnieść ją do młodych ludzi. Jest myląca, a może być też niebezpieczna. Zacznijmy jednak od tego, że jest również nienowa.

Zachęcam do zapoznania się z broszurą Paula Lafargue’a – lekarza, filozofa, działacza ruchu robotniczego z przełomu XIX i XX wieku, pod wiele mówiącym tytułem Prawo do lenistwa. Autor występuje przeciwko zewnętrznemu przymusowi pracy, roztaczając piękną wizję świata pozbawionego owego przymusu. Swoje stanowisko świetnie uzasadnia. Z perspektywy czasu nie możemy jednak nie zauważyć, że ogromny wysiłek szerokich rzesz społeczeństwa ery przemysłowej przełożył się na postęp cywilizacyjny, z którego skorzystały następne pokolenia. Tymczasem idee marksistowskie, które propagował Lafargue, choć w założeniu piękne, przyniosły głównie nieszczęścia. A żeby uzupełnić doświadczenia historyczne przypomnę jeszcze, że ethos ciężkiej pracy legł u źródeł potęgi ekonomicznej tych państw europejskich, w których dominowała religia protestancka. Mądrość ludowa ujmuje to prosto – aby były kołacze, potrzebna jest praca.

Oczywiście czasy są inne i nie ma dzisiaj w naszym kręgu kulturowym przyzwolenia na indywidualne wyrzeczenia dla dobra przyszłych pokoleń. A może nie tyle go nie ma, co budzi się w bólach, wraz z rosnącą powoli świadomością, że zasoby Ziemi są bardzo ograniczone. Tym niemniej dominuje indywidualizm, wraz z nim przeświadczenie, że każdy zasługuje na powodzenie w życiu. Niestety, zanikła przy tym świadomość potrzeby wniesienia wkładu własnego.

Jeśli Mikołaj Marcela, głosząc „Nie musisz!”, ma na myśli „odczarowanie” sukcesu życiowego, świadome ograniczenie swoich aspiracji przez ludzi cierpiących na wypalenie, na rzecz większej harmonii w ich życiu, to wszystko w porządku. Ale jeśli hasło to ma stać się credo obecnego pokolenia, wkraczamy na niebezpieczną ścieżkę rozwoju. Aspiracje, dążenie do sukcesu, są bowiem od pokoleń motorem rozwoju i nie wynika to z jakiejś mylnej koncepcji filozoficznej, ale zwykłej ludzkiej natury.

W swojej codziennej pracy obserwuję kilka niepokojących zjawisk. Jednym jest ograniczenie aspiracji młodych ludzi. Wielu niechętnie stawia sobie nowe cele i łatwo się zniechęca po napotkaniu trudności w ich realizacji. Zaniechanie pracy, zdeprecjonowanie przyjętego wcześniej celu, to łatwe drogi ucieczki ze stresującej sytuacji. Martwi też bezradność i brak siły motywacyjnej wśród dorosłych, zarówno nauczycieli jak rodziców. Nie ma pomysłu, jak zachęcać młodych do dalszego wysiłku, do konsekwencji w działaniu. Jest to o tyle trudne, że musimy dbać równocześnie o ich dobrostan psychiczny, a jedno i drugie zazwyczaj pozostaje w sprzeczności. Oczywiście, powszechnie wiadomo, że sukces motywuje, ale dobrnąć do tego sukcesu, pokonując chwilowe kryzysy, jest wyzwaniem ponad siły większości. W swojej bezsilności dorośli starają się zapewnić młodym ludziom sukcesy dosłownie za wszelką cenę – rezygnacji z wymagań, ponoszenia dodatkowych kosztów (np. korepetycji), własnego udziału w działaniach, które powinny być domeną dziecka. No i sakramentalnym „Nie musisz!”, gdy młody człowiek się buntuje. A buntuje się także dlatego, że internet dostarcza mnóstwo wzorców sukcesu nie wymagającego pracy i mozołu.

Jestem głęboko przekonany, że ułatwiając życie dzieciom wcale nie działamy na ich korzyść. Że czasem należy powiedzieć „Musisz!”, albo przynajmniej „Powinnaś/powinieneś!”. I marzy mi się poradnik dla rodziców pod tytułem „Nie musisz, ale zrób to!”. W przeciwnym razie będą nam rosły zastępy wypalonych piętnastolatków, a o dziewięciu czy dziesięciu medalach olimpijskich z Paryża będziemy opowiadać, zaczynając: „za dawnych, dobrych czasów”.

Nie marzę o kulturze zapier***u, ale uważam, że powinniśmy budować szacunek dla ciężkiej pracy, ukierunkowanej na cel, a nie czynić dobre samopoczucie jedynym motorem postępowania i rozwoju.

 

Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Kasia napisał/a komentarz do Rady nietrafione i rady pożyteczne
Dyrektora, a zwłaszcza dyrektorkę, cechuje żądza władzy. Arogancja ze strony dyrektorki w moim liceu...
Jacek Ścibor napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Moim zdaniem i Maciej Sysło i Robert Raczyński mają rację - obie wypowiedzi trafiają w sedno problem...
Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie