O tym, że jako nauczyciel powinienem kształtować postawę patriotyczną swoich uczniów, wiem zarówno z tradycji mojego zawodu, jak z treści podstawy programowej. Ta ostatnia wprost nakazuje wprowadzać dzieci i młodzież w świat wartości, wśród których wymienia „patriotyzm i szacunek dla tradycji”, zaś w innymi miejscu stwierdza, że kształcenie i wychowanie w szkole „sprzyja rozwijaniu postaw patriotycznych”. Niestety, nie definiuje samego pojęcia, pozostawiając problem interpretacyjny, z którym jako wychowawca młodzieży, a tym bardziej dyrektor szkoły muszę się zmierzyć.
Poświęcam temu felieton z myślą o tych koleżankach i kolegach po fachu, którzy w poczuciu misji pedagogicznej nie boją się wykraczać poza ramy nauczania swojego przedmiotu, i podobnie jak ja mają kłopot z obowiązującą obecnie wersją patriotyzmu à la polonaise. No i o rodzicach uczniów, wśród których z pewnością znajdują się osoby o bardzo różnych spojrzeniach na to zagadnienie.
O tym, że powinienem prezentować postawę patriotyczną, wiem niemal od zarania swojego życia. Nigdy nie miałem wątpliwości, że jestem Polakiem, mówię po polsku, mieszkam w Polsce i tę Polskę dzielę z trzydziestoma kilkoma milionami rodaków. Szkoła w czasach PRL-u tę moją świadomość rozwinęła i ugruntowała, nie próbując nawet zastąpić jej kosmopolityzmem, a jedynie bez większego skutku poczuciem solidarności z innymi narodami, wybranymi, ale oczywiście nie w znaczeniu biblijnym. Temat ożył po latach w mojej świadomości przy okazji Święta Niepodległości, które w tym roku spędziłem na kolejnej wyprawie Klubu Pytolotników, tym razem na Pogórzu Przemyskim (niezorientowani znajdą więcej informacji o Klubie tutaj, na stronie 41). W celu bardzo patriotycznym, a mianowicie uwiecznienia najpiękniejszych zakątków tamtej okolicy w tworzonym wspólnie albumie „Skarby Natury w Polsce”, który zamierzamy wydać jako epitafium dla odchodzącego w niebyt gimnazjum w czerwcu 2019 roku.
Dzień 11 listopada spędziliśmy zatem na wędrówce przez błotniste pagórki na południe od Przemyśla. Tam problem patriotyzmu dopadł mnie w postaci pytania, jakie zadała koleżanka-nauczycielka – dlaczego nie uczciliśmy dotąd tego wyjątkowego święta. Na przykład, śpiewając hymn. Trochę zdziwiony spytałem, gdzie mielibyśmy śpiewać. Otóż trzeba było rano, przed wyjściem na wycieczkę, ale jeśli już nie, to tu i teraz, to znaczy pod zielonym sklepieniem świerkowego lasu. Moje zdziwienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy okazało się, że wśród młodzieży też są zwolennicy takiego świętowania. Opcja patriotyczna okazała się jednak w mniejszości, więc powędrowaliśmy dalej, a ja obiecałem jedynie, że uczcimy ten dzień uroczystą kolacją, która zresztą i tak była w planie, i odbyła się wieczorem w restauracji „Dominikańskiej” w Przemyślu.
Wieczorem, po powrocie do miejsca noclegu oddaliśmy się tradycyjnej o tej porze wśród Pytolotników grze towarzyskiej (tym razem było to „6. bierze!” – genialne, bardzo polecam), kątem oka zerkając w telewizor, gdzie TVP1 pokazywała migawki z Marszu Niepodległości. Widać było gęsty tłum ludzi, po horyzont ulicy, i las biało-czerwonych flag. Transparentów, o których informowały później opozycyjne media i jakieś dwie trzecie Europy, w tym przekazie nie było. W kontrze zaprezentowano rzadkie, bezładne zbiegowisko z czarnymi zwiniętymi flagami, a może parasolkami, które zidentyfikowałem (głos w telewizorze był wyłączony) jako kontrmanifestację Obywateli RP. Całe to telewizyjne widowisko propagandowe kompletnie nie przyciągnęło uwagi pochłoniętej grą młodzieży, podobnie zresztą jak dzień wcześniej transmisja z meczu Polska-Urugwaj. Obojętność młodych wobec patriotycznych uniesień powinna mnie, sumiennego pedagoga zmartwić, a przecież ucieszyła. Co stało się punktem wyjścia do głębszych przemyśleń, którym dzień później oddałem się podczas podróży powrotnej do Warszawy, spędzonej za kierownicą Pytolota.
Przede wszystkim od razu zadeklarowałem (wtedy wobec siebie, a teraz wobec Czytelników bloga) absolutny brak gotowości umierania za ojczyznę. Wyznaję zasadę, którą pięknie wyraził Jimmy di Griz, zwany Stalowym Szczurem, bohater cyklu powieściowego mojego ulubionego autora science-fiction, Harry’ego Harrisona. Otóż ów di Griz, połączenie na skalę kosmiczną Jamesa Bonda z MacGywerem i Indiana Jonesem, w swoich rozlicznych zmaganiach z przeciwnikami używał przede wszystkim broni, która eliminowała wrogów, ale ich nie zabijała. Na przykład, granatów ogłuszających albo kapsułek usypiających. Zapytany („Stalowy Szczur prezydentem”) dlaczego oszczędza wrogów, nawet narażając własne życie, wyłożył takie oto credo:
Wszystko, co mam, to tylko jedno życie, (…). Dlatego też uważam, że najgorszym, co można zrobić innej osobie, to pozbawić ją tej jedynej możliwości istnienia. Dopuszczalne jest to tylko w obronie własnej lub najbliższych, jeśli nie ma innej możliwości, by przeżyć. Tylko zadufani w sobie głupi politycy lub wykonujący ich rozkazy tępi wojskowi zabijają ludzi dla ich własnego dobra. Nie wspominając naturalnie o fanatykach religijnych robiących to, by tychże ludzi zbawić. Ale ich miejsce jest w zakładzie dla obłąkanych…(…).
Polski patriotyzm AD 2017 w sposób szczególny akcentuje znaczenie czynu zbrojnego, gotowości czynnej obrony ojczyzny, poświęcenia dla niej, heroicznej śmierci. Czci żołnierzy broniących beznadziejnej sprawy, ubiera małe dzieci w repliki powstańczych hełmów. Politycy na różne sposoby głoszą, że gdy zaistnieje taka potrzeba, mamy być gotowi do czynów heroicznych. Ale prawo decydowania o tym, czy zaistnieje, uzurpują sobie.
Wspominamy bohaterów II wojny światowej – niektórzy z nich jeszcze żyją, jesteśmy im winni dobrą pamięć, ale przecież nie naśladownictwo. Historia ludzkości trwa wystarczająco długo, by to wreszcie pojąć. Przerażające masakry I wojny światowej toczyły się pomiędzy armiami, które ruszyły na front pełne patriotycznych uniesień. W Polsce czcimy (i słusznie) pamięć patriotów, którzy ginęli w obronie ojczyzny w ciągu sześciu potwornych lat II wojny światowej, ale przecież byli oni ofiarami rzeszy innych patriotów (Für Führer, Volk und Vaterland), których Hitler przekonał, że Niemcy są ponad wszystko i dla narodu niemieckiego warto kłaść na szali swoje życie. Taaak, pojęcie patriotyzmu skojarzone z pojęciem narodu jest bardzo subiektywne i bardzo pojemne, a przez to stanowi śmiertelnie niebezpieczne narzędzie w rękach polityków, na całym zresztą świecie.
Oczywiście w chwili próby, w obliczu zagrożenia siebie samego lub moich najbliższych, być może zdołałbym wznieść się na wyżyny bohaterstwa i poświęcenia. Nie wiem tego i mam nadzieję, że nigdy się nie dowiem. Ale wiem na pewno, że nie zamierzam wychowywać patriotów gotowych na śmierć w imię ojczyzny. Wierzę, choć ta wiara poddawana jest obecnie trudnej próbie, że ludzkość osiągnęła taki stan świadomości i taki stan relacji ekonomicznych, że konflikty zbrojne stopniowo mają coraz mniejszy sens. Jest ich zresztą obecnie w skali świata dużo mniej niż w XX wieku.
Czy w zamian za brak gotowości oddania życia za ojczyznę mam coś innego do zaoferowania? Tutaj mały rachunek sumienia. W roku stanu wojennego mój ojciec, zadomowiony już wówczas od lat we Francji, zaoferował mi możliwość studiowania w Paryżu. Podziękowałem grzecznie, ale bez namysłu i do dzisiaj jestem wdzięczny tacie, że ani nie nalegał, ani nigdy nie okazał żalu z tego powodu. Przez wiele kolejnych lat uczyłem harcerzy, że warto postępować zgodnie z Prawem Harcerskim, poznawałem z nimi tradycję skautową z należnym szacunkiem dla naszych poprzedników, ale koncentrowałem działalność na tym, co dobrego możemy robić tu i teraz. Od trzech dekad podobnie postępuję wobec uczniów jako nauczyciel i dyrektor szkoły. Zabieram głos w debacie publicznej, krytykuję to, co mi się nie podoba, czasem organizuję jakieś działania, które – jak wierzę – przynoszą pożytek społeczeństwu. Pracuję, płacę podatki, staram się być uczciwy. To wszystko uważam za patriotyczne, choć w takim wymiarze uniwersalnym – Węgier postępujący podobnie do mnie byłby niezłym patriotą węgierskim, Litwin – litewskim, i tak dalej. Z rodakami znad Wisły łączy mnie wspólnota języka, wspólnie przeżywane kłopoty z polityką i gospodarką, ale już nie ze wszystkimi przekonanie, którego nie podzielam, o jakiejś wyjątkowości Polski i Polaków. Nie wykluczam tych, którzy decydują się zamieszkać za granicą, ani obcokrajowców osiedlających się w Polsce.
Jako pedagog uważam, że szacunek dla tradycji jest potrzebny. Nie mam nic przeciwko szkolnym obchodom świąt i rocznic, w których znajdzie się miejsce dla odświętnego ubrania, stosownej deklamacji, wspólnej refleksji. I tylko tyle. Patriotyzm, który rozumiem tak, jak tutaj opisałem, wykształca się u młodych ludzi w codziennym życiu, świadectwem dawanym przez dorosłych.
Na zakończenie chciałbym zwrócić uwagę Czytelnika na znamienną różnicę w definicjach patriotyzmu zaczerpniętych z dwóch różnych źródeł, naukowego (do którego dzisiaj mało kto zagląda) i popularnego (odzwierciedlającego panujący powszechnie pogląd):
Słownik Języka Polskiego: silne przywiązanie, miłość, najczęściej do ojczyzny, poczucie więzi społecznej oraz chęć, gotowość poświęcenia się dla własnego narodu, przy jednoczesnym poszanowaniu innych narodów, ich praw i kultur (podkr. JP).
Wikipedia: postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęć ponoszenia za nią ofiar i pełną gotowość do jej obrony, w każdej chwili. Charakteryzuje się też przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobiste, a także gotowością do pracy dla jej dobra i w razie potrzeby poświęcenia dla niej własnego zdrowia lub czasami nawet życia. Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury czy języka. Patriotyzm oparty jest na poczuciu więzi społecznej, wspólnoty kulturowej oraz solidarności z własnym narodem i społecznością (podkr. JP).
Nie pozwólmy narzucić sobie drugiej definicji. Wychowujmy młode pokolenie zgodnie z tą pierwszą!
A politykom dedykuję słowa piosenki, której z patriotycznym wzruszeniem słuchałem z kasety w mroczne wieczory stanu wojennego:
Przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał,
Wrogów poszukam sobie sam.
Dlaczego k…a mać bez przerwy
Poucza ktoś, w co wierzyć mam?!
Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Zespołu Szkół STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się pierwotnie w blogu autora.