Na zajęciach z dydaktyki studenci biologii z ekscytacją i bez trudu przedstawiają to, co uważają za esencję edukacji biologicznej. Coś dziwnego jednak dzieje się, gdy wracają z praktyk w szkołach...
Studenci biologii na pierwszych zajęciach przygotowania dydaktycznego do zawodu nauczyciela mają za zadanie sformułować własnymi słowami, jakie są najważniejsze cele szkolnej edukacji biologicznej. Dzieje się to zanim jeszcze zajrzą do opasłych tomów podstawy programowej, zanim poznają struktury lekcji, taksonomie celów, nawet zanim obejrzą jeden z wykładów Sir Kena Robinsona czy Sir Davida Attenborough. Studenci mają sfomułować cele edukacji przyrodniczej na poziomie ogólnokształcącym, tak jak to sami czują i rozumieją. Wyobrażając sobie przeciętnego Kowalskiego i zwykłą Nowak, którzy po skończeniu szkoły nie będą się więcej zajmowali biologią.
Z ekscytacją i bez trudu studenci przedstawiają to, co uważają za esencję edukacji biologicznej (a nawet edukacji szkolnej w ogóle): edukacja zdrowotna i rozumienie funkcjonowania własnego ciała; uczenie wrażliwości na przyrodę, na ludzi, świat i kulturę; umiejętności badawcze i ciekawość pozwalające na samodzielne poznanie świata, który nas otacza; umiejętność ocenienia źródeł oraz wiarygodności informacji; zdolność krytycznego myślenia; świadomość wpływu człowieka na środowisko, wykorzystanie wiedzy w praktyce w życiu; zaangażowanie w życie społeczne; umiejętność uczenia się.
Gdy studenci wracają z praktyk w szkołach, po prowadzeniu swoich pierwszych lekcji, mówią: nie da się realizować takich celów. Bo przecież na lekcji mamy zrealizować temat, materiał i treści. Może te istotne cele zrobią się same, przy okazji, gdy zrealizujemy poprawnie lekcje, jak zaliczymy klasówkę i wystawimy oceny?
Obserwacje rzeczywistości szkolnej przedstawiane przez studentów wskazują, że w gonitwie za treścią nauczyciel gubi to, co najważniejsze. A przecież najważniejsze cele edukacji nie zrealizują się same, przy okazji. Nauczyciel musi włożyć duży wysiłek, wbrew rzeczywistości szkolnej, aby głównym zadaniem edukacyjnym było kształtowanie wrażliwości przyrodniczej, umiejętności obserwacji i analizy oraz zrozumienie kilku podstawowych procesów biologicznych. Konkretne treści mogą być tylko przykładami dla zobrazowania i ćwiczenia tych najważniejszych kompetencji. Dopiero patrząc z dystansu na lekcje, podręczniki i podstawę programową biologii, z lotu ptaka i z perspektywy pozaszkolnej widać, że nie ma w nich nadrzędnego sensu. Zapisane w podstawie programowej ważne i dość spójne z ideami studentów cele kształcenia są martwe w praktyce szkolnej.
O potrzebie zmiany praktyki uczenia przedmiotów przyrodniczych pisze i mówi się już od dawna. Każdy wspominając swoje lekcje biologii w szkole żałuje, że nie było tam mikroskopowania, obserwacji, wycieczek w teren, doświadczeń, lub było ich bardzo mało. Że to, co pojawiło się w szkole, było nieprzydatne. Że pamięta się cykl przemiany pokoleń paproci, ale nadal nie wiadomo po co. Że te rozsiane po mózgu fragmenty wiedzy biologicznej nie tworzą żadnej spójnej wizji świata przyrodniczego i nie pomagają rozstrzygać problemów w życiu.
Przecież rozumienie procesów biologicznych leży u podstaw decyzji z życia codziennego między innymi związanych z własnym zdrowiem i kuracjami medycznymi, trybem życia, dietą, dbaniem o środowisko czy wyborem produktów w sklepach. Jak mówi David Attenborough: ludzie nie zaczną chronić świata natury, jeśli wcześniej nie pokochają i nie zrozumieją go. Gdyby lekcje biologii w szkołach były realizowane mądrzej – w społeczeństwie nie zdobywałyby popularności poglądy antyszczepionkowe , pani dietetyk w radio nie uzasadniałaby konieczności spożywania dużej ilości zielonych warzyw tym, że chlorofil natlenia nasz organizm, konsumenci nabiału nie daliby się nabrać, że produkt bez etykiety „wolny do GMO” jest gorszy, a politycy nie przekonywali, że wystarczy sadzić drzewa, aby zapobiec zjawiskom ocieplania klimatu na Ziemi.
Wyzwaniem dla dydaktyki pozostaje więc to, jak nie stracić z oczu najistotniejszych celów edukacji biologicznej. Nauczyciele i dydaktycy, myślmy o tym JAK uczyć bardziej aktywnie, bardziej społecznie, bardziej projektowo, ciekawiej, z uwzględnieniem indywidulanych potrzeb… ale przede wszystkim nieustannie wracajmy do pytania PO CO uczymy.
Notka o autorce: Joanna Lilpop – absolwentka Wydziału Biologii UW, współtworzyła i kierowała BioCentrum Edukacji Naukowej oraz Fundację BioEdukacji. Opracowywała i wdrażała programy edukacyjne w środowisku edukacji pozaformalnej. Wykładowczyni w Szkole Edukacji PAFW i UW, gdzie uczy przyszłych nauczycieli dydaktyki biologii oraz sztuki nauczania.
***
Trwa rekrutacja na jedyne w Polsce bezpłatne dzienne studia podyplomowe dla nauczycieli. Studia są realizowane przez Szkołę Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego, aby zwiększać kompetencje polonistów, historyków, biologów i matematyków, budować prestiż zawodu nauczyciela i zmieniać polską szkołę na lepsze. Więcej informacji na stronie www.szkolaedukacji.pl