Kiedy Kartezjusz szukał niepodważalnej prawdy doszedł do wniosku, że nie da się zaprzeczyć twierdzeniu "Cogito ergo sum" - myślę, więc jestem. Nie sądzę, aby 'myśleniem' nazywał uczenie się na pamięć dat, nazwisk, wzorów czy definicji. Dlaczego więc w szkołach ciągle tak dużo jest słuchania, przepisywania, uczenia się na pamięć, zamiast myślenia i samodzielnego dochodzenia do wiedzy?
To się powoli zmienia, ale jeszcze daleka droga przed nami. Widzę w domu u moich dzieci jak bardzo niekorzystna jest proporcja zapamiętywania wobec rozumienia. Czasami nie chodzi tu nawet o same lekcje, co o sposoby sprawdzania wiedzy. Znam przypadki nauczycieli, którzy pracują na lekcjach projektowo, ale potem i tak oceniają znajomość definicji, a nie proces myślowy czy zrozumienie omawianych zagadnień. To oznacza, że chociaż na lekcjach uczniowie myślą, to w domu muszą wkuwać na pamięć. Tak, wiem - pewnych rzeczy po prostu trzeba nauczyć się na pamięć. Ale przecież to tylko cząstka!
W opinii publicznej ciągle wszechobecna jest [błędna zresztą – przyp. red.] teoria, że nauczyciel "przekazuje wiedzę" - jeśli tak, to staje się bezużyteczny, bo wiedza (i to dużo bogatsza niż ma nauczyciel) jest ogólnodostępna, często po jednym kliknięciu. A poza tym wiedza nie jest pałeczką, którą można przekazać - gdyby tak było wystarczyłoby coś przeczytać czy wysłuchać i już by się tę wiedzę miało. A przecież wiemy, że nie jest to takie łatwe. Tylko że samo uczenie się na pamięć też niewiele daje, gdyż jedną z pierwszych zasad, którą dzieci opanowują w szkole jest zasada 3Z. Dużo bardziej ceniona u nauczyciela powinna być nie jego wiedza przedmiotowa, ile jego umiejętność prowokowania do myślenia. Tego nie potrafi Wikipedia ani ChatGPT (jeszcze)...
Śmiem twierdzić, że jeśli nauczyciel „przekazuje wiedzę”, to uczniowie się nie uczą. Do uczenia się niezbędne jest ... myślenie. Uczeń ma nie tylko odbierać, ale także przetwarzać informacje. Jeśli lekcja zaprojektowana jest w taki sposób, że uczniowie mają rozwiązać problem, to sami sięgną po niezbędną wiedzę (po to jest np. podręcznik), przegadają ją, "przepracują", zrozumieją (jeśli nie, to podejdą do nauczyciela po pomoc), wyciągną wnioski i zaproponują rozwiązanie. Takie lekcje są głośne, ale jest w nich niesamowita energia, moc twórcza - czasami dzieje się magia. Magia rozumienia otaczającego nas świata.
Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze da się w danej partii materiału sformułować problem do zbadania przez uczniów. Jak wtedy pobudzić myślenie? Proponuję samodzielne wykonywanie przez uczniów notatek (nie przepisywanie podręcznika, tylko przetwarzanie informacji i zapisywanie / rysowanie ich w wybranej przez siebie formie). To wymaga, aby pokazać uczniom różne rodzaje notatek i zachęcić każdego do wyboru takiej, która pasuje mu najbardziej. Warto też zachęcać naszych podopiecznych do pokazywania swoich notatek kolegom i koleżankom, tłumaczenia, zadawania pytań i znajdywania części wspólnych.
Ta ostatnia sugestia zbliża nas do kolejnego ważnego elementu lekcji, podczas których pobudzamy myślenie - do refleksji. Dla mnie to niezbędna część procesu uczenia się. Uczniowie powinni być zachęcani do kwestionowania, zadawania pytań, wyciągania wniosków, podsumowywania. To nie jest trudne: czasami wystarczy zarezerwować na to ostatnie 5 minut przed dzwonkiem i zacząć od polecenia: "Opowiedz koledze / koleżance o tym, czego się na tej lekcji nauczyłeś". Można dodać: "Co było dla ciebie trudne / zaskakujące? Jak zamierzasz utrwalić wiedzę? Co pomogło ci zrozumieć temat?" Dzięki takim pytaniom uczniowie mają możliwość przeanalizować proces uczenia się i swoje myślenie.
Co ma zrobić nauczyciel, który od lat wierzy, że jego zadaniem jest "przekazać wiedzę"? Powinien zacząć od refleksji nad własną pracą. Krytycznej refleksji. Warto zadać sobie pytania o to, jak pracują moi uczniowie, co wiedzą, jak sprawdzam ich wiedzę, co sprawdzam, co lubią uczniowie podczas lekcji, co jest najbardziej efektywne... i wreszcie: co mogę zmienić w swojej pracy, aby pomóc uczniom się uczyć? Proponuję wypisać kilka haseł, a potem przeformułować je na wyzwania, wybrać najłatwiejsze i zacząć wcielać je w życie. Zaczynając od najłatwiejszego mamy większe szanse na osiągnięcie sukcesu, a sukces motywuje nas do dalszej zmiany. Kiedy już uda nam się z tym pierwszym, warto podjąć kolejne wyzwanie, a przy tym stale obserwować, co dzieje się z uczniami - jak zmienia się ich uczenie się i motywacja do działania. Dacie radę! Trzymam kciuki.
Notka o autorce: Ewa Przybysz-Gardyza - koordynatorka programu Asy Internetu w Fundacji Szkoła z Klasą, edukatorka i trenerka z 18-letnim stażem w pracy jako nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej i języka angielskiego w szkole podstawowej. Autorka materiałów edukacyjnych. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Specjalizuje się w pracy metodą Design Thinking, a o swoich pomysłach na rozwój edukacji w Polsce pisze na blogu Dla Nauczycieli, z którego pochodzi niniejszy artykuł.