Obraz pacjenta przed kuracją odchudzającą

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Jest rzeczą fantastyczną, że po dojściu do władzy niedawna opozycja podtrzymuje zamiar „odchudzenia” podstawy programowej. Wiceministra Katarzyna Lubnauer ogłosiła nawet, że redukcje wyniosą od 5 do 20%, choć nie doprecyzowała, czy objętości, czy tylko treści obowiązkowych, w ich sążnistych i drobiazgowych wykazach. W zapowiedziach jest również przedsięwzięcie daleko bardziej ambitne, bo stworzenie całkowicie nowej wersji tego dokumentu (nawiasem mówiąc, jest to kilka różnych dokumentów, ale dla uproszczenia pozostaniemy tutaj przy liczbie pojedynczej). Efekty „odchudzania” mają wejść w życie już od kolejnego roku szkolnego, na nową wersję przyjdzie poczekać dłużej, co jest oczywiste, bo to ogromna praca do wykonania.

Problem podstawy programowej dotyczy nie tylko jej zawartości, ale również sposobu traktowania. Tak jak byt określa świadomość, tak stopień szczegółowości podstawy determinuje sposób pracy nauczycieli, którzy – pod czujnym nadzorem dyrektorów placówek – z poświęceniem „realizują” zapisy tego dokumentu. Co ciekawe, koncentrują się przy tym zazwyczaj na szczegółowo wyliczonych treściach, a nie na znacznie ogólniejszych celach, nie mówiąc już o warunkach realizacji. Po prostu treści najłatwiej odznaczyć jako „zrealizowane”.

Począwszy od niniejszego artykułu, w kilku kolejnych opublikuję garść analiz i rozważań, które moim zdaniem mogą być przydatne, zarówno w pracy nad „odchudzeniem” podstawy programowej, jak tworzeniem jej w zupełnie nowej wersji. Na początek przyjrzymy się aktualnie obowiązującej wersji tego dokumentu, która jest „w realizacji” od 2017 roku. Jako reprezentatywną próbkę wybrałem do analizy przedmiot, który jest moją pierwotną specjalnością zawodową – biologię, w zakresie szkoły podstawowej.

Najpierw nieco statystyki. Dokument stanowiący fundament programu nauczania tego przedmiotu od piątej do ósmej klasy, w łącznym wymiarze mniej więcej 180 lekcji, zajmuje 14 stron Dziennika Ustaw i liczy około 32 tysiące znaków. Składa się z trzech części. W pierwszej zebrano 18 celów kształcenia. W części drugiej znajdują się „treści nauczania – wymagania szczegółowe”. Ujęte w dokładnie 192 punktach, podpunktach i podpunktach podpunktów. Część trzecia, to dwie strony „Warunków realizacji”.

Gdyby ograniczono się do samego wykazu celów kształcenia, nie byłoby potrzeby pisania tego artykułu. Są całkiem sensowne i łatwo dałyby się powiązać z innymi przedmiotami w jedną spójną wizję kształcenia. To jednak byłoby zbyt proste.

W części szczegółowej wypisano niemal wszystko, co znajdowało się w poradniku metodycznym dla nauczycieli liceów, gdzieś tak pół wieku temu. Cały przegląd systematyczny świata istot żywych. Anatomię i fizjologię człowieka, umiejscowionego niczym korona stworzenia, czyli zaraz po ssakach. Na koniec garść informacji nieco bardziej współczesnego pochodzenia. O homeostazie, czyli regulacji wewnętrznej, ale tylko w odniesieniu do organizmu, broń Boże niecałej biosfery, choć skutki zaburzenia jej homeostazy niemal codziennie widzimy obecnie za oknem. Ciut o ewolucji – tutaj człowiek szczęśliwie nadal pochodzi od małpy. Ekologię i ochronę środowiska, które jako żywo przypominają mi, jak w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku uczyłem dzieci, że biotop+biocenoza=ekosystem (potem zmądrzałem…). Twórcy podstawy dorzucili od siebie mutualizmy, komensalizm, strukturę troficzną ekosystemu i destruentów. Dla przypomnienia – mówimy o szkole podstawowej. I na koniec „zagrożenia dla różnorodności biologicznej” – kiedy uczeń spełni wcześniejsze sto wymagań dotyczących znajomości różnych organizmów, na marginesie tego dowie się, że niektóre z nich przeszły już do historii. A że będzie to pod koniec ósmej klasy, można śmiało założyć, że nikt nie zawróci sobie głowy nieprzyjemnymi szczegółami.

Zwracam uwagę, że wymagań jest więcej niż przewidzianych lekcji w szkole. Poza tym wiele spośród nich obejmuje bardzo obszerne zagadnienia. Oto przykłady pojedynczych wymagań:

Uczeń przedstawia środowisko życia, cechy morfologiczne oraz tryb życia skorupiaków, owadów i pajęczaków oraz wskazuje cechy adaptacyjne umożliwiające im opanowanie różnych środowisk.

Śmiało Czytelniku, sięgnij do pamięci – przecież na pewno uczyłeś się o cechach morfologicznych oraz trybie życia skorupiaków, owadów i pajęczaków. Okaż kreatywność i wymyśl, jak to wymaganie „zrealizować” kreatywnie, a zarazem tak, by uczeń zapamiętał – wszak za kilka lat jakiś kolejny mędrzec, tym razem z CKE, umieści to w arkuszu egzaminacyjnym! Wiem, wiem, że na razie nie planuje się rozbudowy egzaminu ósmoklasisty, ale presja na to co i raz pojawia się w publicznej debacie.

Uczeń wymienia gruczoły dokrewne (przysadka, tarczyca, trzustka, nadnercza, jądra i jajniki); wskazuje ich lokalizację i podaje hormony wydzielane przez nie (hormon wzrostu, tyroksyna, insulina, glukagon, adrenalina, testosteron, estrogeny i progesteron) oraz przedstawia ich rolę.

Szybko, proszę, rola poszczególnych hormonów – w wersji zrozumiałej dla piętnastolatka. Proste? Owszem, jak się ma pięćdziesiątkę i starzejąc, sięga po poradniki medyczne, ale już niekoniecznie dla młodego człowieka, który jest na etapie przekonania, że będzie żył wiecznie.

Uczeń przedstawia wybrane czynności życiowe protistów (oddychanie, odżywianie, rozmnażanie).

Wiesz Czytelniku, co to są protisty? Tak, to gratuluję – w takim razie przedstaw ich czynności życiowe (ale pamiętaj, że to grupa organizmów zróżnicowana jak chyba żadna inna, więc nie wykręcaj się uogólnieniami). A może nie znasz protistów? Tylko nie tłumacz się, że nie studiowałeś biologii – cały czas mowa o szkole podstawowej, a dokładniej (w myśl zaleceń autorów podstawy) – o klasie piątej, czyli dzieciach co najwyżej 11-letnich.

Pozostało jeszcze 189 wymagań szczegółowych. Przyznaję uczciwie, niektóre są prostsze. Ale tylko niektóre.

O ile omówione tutaj wymagania budzą zgrozę, o tyle umieszczone na końcu podstawy warunki jej „realizacji” wywołują rozczulenie. Łza się człowiekowi kręci w oku, kiedy czyta:

Przedmiot biologia powinien służyć kształtowaniu postawy ciekawości poznawczej, poprzez zachęcanie uczniów do stawiania pytań, formułowania problemów, krytycznego odnoszenia się do różnych informacji, dostrzegania powiązań nauki z życiem codziennym oraz związku między różnymi dziedzinami nauki. Nabyta przez ucznia wiedza (wiadomości i umiejętności) powinna mieć zastosowanie w rozwiązywaniu bliskich mu problemów.

Albo:

Zajęcia z biologii powinny być prowadzone we właściwie wyposażonej pracowni. Ważnym elementem jej wyposażenia powinien być projektor multimedialny, tablica interaktywna oraz komputer z zestawem głośników i z dostępem do internetu, a także odpowiednie umeblowanie, w którym będzie można gromadzić sprzęt laboratoryjny oraz pomoce dydaktyczne wykorzystywane w różnych okresach roku szkolnego. Istotne jest, aby w pracowni znajdował się sprzęt niezbędny do przeprowadzania wskazanych w podstawie doświadczeń i obserwacji, tj. przyrządy pomiarowe, przyrządy optyczne, szkło laboratoryjne, szkiełka mikroskopowe, odczynniki chemiczne, środki czystości, środki ochrony (fartuchy i rękawice ochronne, apteczka). Ważnymi pomocami dydaktycznymi w każdej pracowni powinny być przewodniki roślin i zwierząt, proste klucze do oznaczania organizmów, atlasy, preparaty mikroskopowe (protisty, tkanki roślinne, tkanki zwierzęce), modele obrazujące wybrane elementy budowy organizmu człowieka (np. model szkieletu, model oka, model ucha, model klatki piersiowej).

O ile się orientuję, większość nauczycieli biologii tylko na podstawie tego ostatniego zapisu powinna niezwłocznie poinformować swoich przełożonych, koniecznie na piśmie, o braku możliwości „realizacji” podstawy programowej z powodu niezapewnienia przez szkołę opisanych w niej warunków nauki.

Dobrze, żarty na bok. Wiem, że obecnie obowiązująca wersja tego dokumentu dla szkoły podstawowej została skrytykowana na wszystkie możliwe strony. Wiem również, że w żaden sposób nie dało to do myślenia MEN-owskim decydentom z poprzedniego politycznego rozdania. Wręcz przeciwnie, z uporem godnym lepszej sprawy głosili oni, że jest to dokument nowoczesny, o spiralnym układzie treści, który doskonale nadaje się do realizacji w szkole.

Jeśli chodzi o biologię, to wierutne kłamstwo. Ten dokument w części szczegółowej jest absurdalnie obszerny; zawiera więcej wymagań, niż jest lekcji biologii w planie nauczania klas 5-8. Zawiera treści ułożone w sposób wymuszający pamięciową naukę, w układzie systematycznym, który był może dobry pół wieku temu, ale który ignoruje, że systematyka świata istot żywych stała się w międzyczasie marginesem nauk biologicznych, podejmujących obecnie wiele innych zagadnień bardziej istotnych z punktu widzenia ludzkości. Ze względu na przyjęty układ treści oraz ich nadmiar wyklucza możliwość nawet tylko zaprezentowania uczniom wymaganej tematyki, nie mówiąc już o utrwaleniu wiadomości i umożliwieniu zastosowania ich w praktyce. Określa warunki realizacji, których nie jest w stanie spełnić przeciętna szkoła.

Miarą tego, jak daleko wkroczyliśmy do krainy niewiary w nauczycieli, niech będzie porównanie z podstawą programową przedmiotu przyroda z roku 1999. Otóż mieściła się ona na niespełna dwóch stronach Dziennika Urzędowego, a katalog treści zawierał zaledwie 35 punktów, w większości interdyscyplinarnych, przeznaczonych do „realizacji” podczas przeszło 300 lekcji w ciągu trzech lat nauki. Pisanie podręcznika do takiej podstawy było przyjemnością i przygodą intelektualną. Nauczanie tym bardziej. Kiedy pomyślę o kolejnych szefach MEN, którzy w kilku krokach zniszczyli tę konstrukcję, ogarnia mnie bezsilna rozpacz. Niestety, ignorancja oraz brak wyobraźni i empatii okazały się apolityczne.

Marzę, żeby nowe kierownictwo MEN wyciągnęło wnioski ze smutnych doświadczeń ostatnich dwudziestu lat. Niech bardziej zaufa nauczycielom, w jak największym zakresie pozostawiając im prawo doboru treści do mądrze i w sposób spójny określonych celów kształcenia. A gdyby jeszcze udało się zapewnić takie warunki realizacji, jakie tak pięknie opisano w obowiązującej dzisiaj podstawie, moglibyśmy, ostrożnie, żeby nie zapeszyć, liczyć na realną zmianę na lepsze.

 

Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.

 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Kasia napisał/a komentarz do Rady nietrafione i rady pożyteczne
Dyrektora, a zwłaszcza dyrektorkę, cechuje żądza władzy. Arogancja ze strony dyrektorki w moim liceu...
Jacek Ścibor napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Moim zdaniem i Maciej Sysło i Robert Raczyński mają rację - obie wypowiedzi trafiają w sedno problem...
Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie