Wywiad z Pawłem Łukasiakiem, Prezesem Akademii Rozwoju Filantropii w Polsce, która uruchomiła Program „Moje Stypendium”. Celem Programu jest wyrównywanie szans edukacyjnych, motywowanie uczniów i studentów do dalszego rozwoju osobistego i pracy, a także popularyzacja idei stypendiów edukacyjnych w Polsce.
Katarzyna Karpa-Świderek: Trudno Polsce zarzucić, że rząd nie wspiera szkolnictwa wyższego: obok finansowania uczelni, wydaje 2,5 mld złotych rocznie na stypendia naukowe, socjalne czy ministerialne, a jednak z roku na rok opuszczają nas tysiące maturzystów szukających możliwości nauki za granicą. Gdzie tkwi błąd?
P.Ł.: Moim zdaniem, w polskiej polityce stypendialnej zapomnieliśmy o tym, że stypendium powinno spełniać dwa cele: pierwszy – socjalny, spójnościowy, wyrównujący szanse i drugi - pobudzenie aspiracji, pomoc w budowie kapitału ludzkiego. W Polsce dominuje ten pierwszy. Przeznaczamy na stypendia socjalne, czyli pomoc dla gorzej sytuowanych studentów, prawie całą pulę środków i... paradoksalnie przegrywamy, bo nie udaje się tych szans wyrównać. Wygląda to tak, że wolimy dać stypendium w formie 300 złotych miesięcznie każdemu, czyli taką zapomogę, bowiem nawet jeśli nie zostanie ona dobrze wykorzystana, to ten fakt mniej rzuca się w oczy, niż gdybyśmy zaryzykowali i dali mniejszej liczbie osób po 2000 złotych, ofiarowując im prawdziwą szansę na rozwój, awans społeczny, artystyczny czy naukowy. Kryterium oceny sytemu edukacji nie jest przecież to, ile osób dostanie dyplom uczelni na niskim poziomie, ale to, co te osoby sobą reprezentują. My, pod względem innowacyjności, jesteśmy na szarym końcu Europy ...
K.K.Ś.: To jednak duża odpowiedzialność...
P.Ł.: Oczywiście. Trzeba dać stypendia tym, którzy najbardziej na nie zasługują, wprowadzając zasady konkurencji, organizując konkursy. Nie dokonaliśmy jeszcze mentalnego przełomu. Żyjemy w systemie rynkowym, a w stypendiach stosujemy „urawniłowkę”, czyli każdemu po równo. Mamy więc pieniądze, ale je marnujemy.
K.K.Ś.: Ale przecież stypendia nie muszą pochodzić tylko z budżetu państwa. Fundatorzy mogą być różni...
P.Ł.: Tak, ale ciągle dominują pieniądze rządowe. Rynek stypendiów oferowanych przez uczelnie prywatne jest jeszcze bardzo wąski. To się może jednak zmienić w nowym okresie programowania UE. Uczelnia będzie mogła otrzymać nawet półmilionową dotację na projekty, w których będzie współpracować z biznesem przy programach stypendialnych. Wydaje mi się, że tu jest jakaś nadzieja. Coraz częściej też powstają małe programy stypendialne fundowane przez społeczność lokalną.
K.K.Ś.: Mógłbyś podać jakieś przykłady?
P.Ł.: Nidzicki Fundusz Lokalny - organizacja, która wspiera zdolną młodzież z 4 gmin: Nidzica, Janowo, Janowiec Kościelny i Kozłowo. Na ich stypendia dla uczniów i studentów składają się nie tylko firmy czy instytucje, ale także pracownicy 9 zakładów pracy - poprzez comiesięczne odpisy od wynagrodzeń. Sami stypendyści też są zaangażowani w działalność organizacji, kwestując na rzecz innych, potrzebujących wsparcia. Ten przypadek to jednak pozytywny wyjątek i do Ameryki ciągłe nam jeszcze daleko. Tam prawie każda społeczność ma swój program wsparcia dla uzdolnionej młodzież oparty na darowiznach. Wokół niego tworzy się dużo lokalnych wydarzeń – festyny rodzinne, koncerty. Ludzie w USA wychodzą z założenia, że jeżeli nie zadbają o młode pokolenia, to przegrają. To jest wyścig, bitwa o młodzież, stawianie żywych pomników... My już częściowo straciliśmy szansę na rozwój.
K.K.Ś.: Tak, nasze żywe pomniki stoją "na zmywaku” w Anglii lub uczą się w zagranicznych uczelniach. Od czego powinniśmy zacząć, żeby zachęcić ich do powrotu i zawalczyć o tych, którzy zostali?
P.Ł.: Od usunięcia barier. Jedną z nich jest prawo podatkowe, które skutecznie ogranicza chęć prywatnego biznesu do finansowania programów stypendialnych. Prawo to jest też dyskryminujące dla prywatnych sponsorów. To bardzo skuteczna kotwica, nie pozwalająca rozwijać się systemowi stypendialnemu. Kolejnym absurdem jest to, że większość stypendiów można otrzymać dopiero od drugiego roku studiów, a to właśnie na pierwszym roku jest najtrudniej. Na szczęście pojawiają się już przykłady stypendiów mających na celu zapełnienie tej luki. Takim znaczącym przykładem są Stypendia Pomostowe przyznawane przez łódzką Fundację Edukacyjną Przedsiębiorczości, prowadzoną przez prof. Jerzego Dietla.
K.K.Ś.: Jak w tym systemie błędów i wypaczeń wygląda obecnie sytuacja maturzysty z małego miasteczka, którego nie stać na studiowanie w dużym mieście?
P.Ł.: Jeżeli urodził się w Nidzicy, może zgłosić się do lokalnego programu i dostać wsparcie, stypendium u siebie, ale jeżeli miał pecha i urodził się gdzie indziej, zostaje mu internet. Polecam naszą stronę www.mojestypendium.pl i zamieszczone na niej wyszukiwarki stypendiów. Warto też podzwonić do biur karier na uczelniach. Może będą mieli coś, czego nie znajdziemy w internecie.
K.K.Ś.: Jaki powinien być pierwszy krok, który zmieni studenta w partnera państwa i biznesu?
P.Ł.: Musi się odbyć debata publiczna, taki czas refleksji. Najlepiej w czasie matur, kiedy młodzi dostają kredyt zaufania, otrzymując świadectwo maturalne, to uczelnie powinny wykazać się dojrzałością i stworzyć wspólny front z organizacjami pozarządowymi, ponad podziałami, w kierunku upowszechnienia informacji o dostępnych dla nich możliwościach dalszego kształcenia, stypendiach, no i oczywiście zlikwidować wymienione już bariery.