Ten wrzesień jest po wieloma względami inny niż znane nam do tej pory. Pytania dotyczące względów bezpieczeństwa mnożą się, odpowiedzi wciąż brakuje. A do tego wydłużony czas, w którym uczniowie byli pozbawieni własnego towarzystwa. Czy łatwo w tej atmosferze zaczynać kolejny rok szkolny? Wszystko zależy od nas.
Nie ukrywam, że tegoroczny powrót do szkoły nie należał do łatwych. Złożyło się na to wiele czynników. Przeprowadzka szkoły, pandemia, niemal pół roku izolacji dla dzieciaków z klasy. W tych warunkach wszystko mogło pójść nie tak. Mogło, ale tak się nie stało.
Już na początku muszę zaznaczyć, że ciesze się, że w szkole, w której uczę, te pierwsze dni poświęcone zostały na zajęcia z wychowawcą. Każda klasa spędzała czas zgodnie z własnym pomysłem i potrzebami (albo propozycją nauczyciela). Nie było tradycyjnych zajęć, na nie jeszcze przyjdzie czas. Póki co, oswajaliśmy się ze sobą (zwykle we wrześniu miał miejsce wyjazd integracyjny, ale tegoroczna sytuacja zmieniła nasze plany, więc choć taki mały zamiennik był niezwykle korzystny).
Chodźmy na spacer!
Nie wiem, jak wyglądało to u pozostałych, u nas plan był prosty: dajemy sobie czas na rozmowy. Mniej lub bardziej poważne. Na temat i nie tylko. Dlatego pierwszego z dwóch dni, które mieliśmy do dyspozycji, wybraliśmy się na spacer edukacyjny „Łódź znana i nieznana”. Młodzi ludzie mieli za zadanie wykonać zdjęcie wybranego obiektu (architektonicznego, muralu, rzeźby), który ich zainteresował. Na najbliższej godzinie wychowawczej opowiedzą o nim (uzasadniając swój wybór). Warto zaznaczyć, że elementy nie mogły się powtarzać (trzeba było między sobą ustalić, kto, co fotografuje).
Wycieczkę uważam za bardzo udaną. Oprócz tego, że zrobiliśmy mnóstwo kroków, dzieciaki ze sobą cały czas rozmawiały. A podczas dwóch dłuższych przerw mieliśmy możliwość wykonania pierwszego z zaplanowanych ćwiczeń integracyjnych i omówienia najważniejszych kwestii organizacyjnych, obowiązujących w najbliższym czasie.
Trzy informacje o mnie
Ponieważ do naszego zespołu dołączyły dwie nowe osoby, uznałam, że dobrze by było, byśmy się wszyscy nieco poznali (jak się okazało, był to doskonały pomysł, ale o tym później). Poprosiłam więc, by każdy przedstawił się, dzieląc z resztą trzema istotnymi dla niego wiadomościami. Rozmaite rzeczy były tu wymyślane, najistotniejsze jednak, że trzeba było zapamiętać, co mówią pozostali. Na wyrywki sprawdzaliśmy swoją pamięć, wracając kilkukrotnie do wcześniejszych prezentacji. Od nich również rozpoczęliśmy rozmowę kolejnego dnia. Pierwszego postawiłam na swobodny przepływ słów pomiędzy poszczególnymi dziećmi. Kiedy mieliby się nacieszyć swoim towarzystwem, jeśli nie teraz?
Drugi dzień poświęciliśmy na piknikowanie. Wybraliśmy się do pobliskiego parku, by tam, w sprzyjających okolicznościach przyrody, oddawać się błogiemu lenistwu. No dobrze, może nie tak całkiem leniuchowaliśmy. Rozłożywszy się na kocykach, po przypomnieniu „trzech informacji o sobie” z poprzedniego dnia (daliśmy radę, choć nie było łatwo), przeszliśmy do dalszych aktywności.
Spotkanie z emocjami
Bardzo ważna jest dla mnie rozmowa o emocjach. Miedzy innymi dlatego pierwsze ćwiczenie polegało na przywołaniu prawdziwej lub hipotetycznej sytuacji, która wywołuje w nas określony rodzaj uczuć. Uczniowie losowali spośród przyniesionych przeze mnie <kart emocji> i po chwili zastanowienia, dzielili się swoimi spostrzeżeniami z resztą klasy. Każdy kto chciał, mógł odnieść się do omawianego stanu emocjonalnego i podać własny przykład sytuacji, która może go wywołać. Cieszę się, że po latach wspólnej pracy młodzi ludzie dość otwarcie potrafili opowiadać o tym, jak się czują w określonych warunkach. Krzepiące to i dające nadzieję na przyszłość.
Drugim zadaniem było odpowiedzenie na pytanie: jak się czuję (dziś, w sytuacji, w której się znaleźliśmy). Nie było to jednak takie proste. Należało bowiem nawiązać w swojej wypowiedzi do ilustracji z karty <dixit>, którą się wylosowało (wykorzystałam talię do samodzielnego druku). Nie wiem, czy znacie te metaforyczne karty opowieści. U mnie goszczą od jakiegoś czasu, pozwalając na rozwijanie uczniowskiej wyobraźni. A tym razem wcale nie było tak prosto. Nie każdy chciał i potrafił zinterpretować to, co było na obrazku w sposób odpowiadający aktualnemu stanowi. Ale przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo!
Rundka
Trzecie, prawie ostatnie ćwiczenie, to potrójna rundka. Ze względu na to, że moja klasa przybyła w liczbie piętnastu osób (na szesnaście możliwych), stworzyliśmy pięć trzyosobowych zespołów (choć oryginalnie powinny powstać pary). Spośród przyniesionych na zajęcia tematów/ pytań wylosowałam pięć. Nie wszystkie na raz, rzecz jasna. Ćwiczenie polegało na tym, by opowiadań o wskazanym przeze mnie zagadnieniu przez około 40 sekund. Po tym czasie osoba opowiadająca zmieniała się, a po kolejnych 40 sekundach znów następowała zmiana. Tak, że w każdej grupie, każdy młody człowiek wypowiedział się. Wtedy następowała zmiana zespołów (jedna osoba szał w prawo, druga w lewo, a trzecia zostawała na miejscu). W nowych trójkach dzieciaki mówiły o nowych rzeczach i tak, aż do momentu, gdy składy wróciły do pierwotnej konfiguracji. W ramach podsumowanie młodzi ludzie wypowiadali się na temat tego, co było dla nich łatwe, a co trudne w tym zadaniu. Poza tym mogli się podzielić najciekawszymi, ich zdaniem odpowiedziami kolegów i koleżanek.
Dzień zakończyliśmy odpowiadając na serię pytań z cyklu: co mnie zaskoczyło? co mnie zaciekawiło? o czym chciałbym się więcej dowiedzieć? Tradycyjna forma podsumowania... I tu własnie padały słowa, że miło było dowiedzieć się czegoś nowego nie tylko tych, którzy dołączyli do zespołu, ale również o tych, o których myślało się, że dobrze się ich już zna (mądre mam dzieci, prawda?).
Jeśli mam być szczera, to muszę przyznać, że nie mogłam sobie wymarzyć lepszego startu w nowy rok szkolny. Uważam że gdybyśmy od razu rozpoczęli tradycyjne zajęcia, to i tak przeważałaby chęć bycia ze sobą, rozmawiania, więc poziom koncentracja mógłby nie być satysfakcjonujący (ani dla uczniów, ani dla nauczycieli). Poza tym, zawsze warto zadbać o to, by wszyscy czuli się komfortowo i bezpiecznie. Trudno o bardzie sprzyjające warunki tworzenia pozytywnej atmosfery pracy, niż te, które nam stworzono i które, mam nadzieję, dobrze spożytkowaliśmy...
Notka o autorce: Joanna Krzemińska jest nauczycielką języka polskiego w Szkołach Prywatnych "Mikron" w Łodzi. Prowadzi własny blog edukacyjny Zakręcony Belfer, w którym ukazał się niniejszy artykuł. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Licencja CC-BY.