Laptop to dziś codzienność. USB, dysk zewnętrzny, twardy, płyty, przejściówki, linki, porty, pliki cookie i inne techniczno-informatyczne hasła to dla mnie już „normalny” język. Dzielnie opanowałam PowerPointa, edytor tekstów i inne programy. Wydawało mi się, że umiem już zapanować nad nową, wirtualną rzeczywistością i to ja nią rządzę. Aż pewnego dnia...
... w mojej pracowni pojawiła się ona – TABLICA INTERAKTYWNA: wielka, biała, śliczna i, o zgrozo, z nowymi przyciskami, oprogramowaniem i sterownikami!
Przyjechał Pan (z firmy, której nazwy nie mogę tu podać) i w 20 minut (ok. 10 minut montował tablicę) przedstawił nam możliwości owego cudu techniki. Pan pojechał, a ja zostałam z nowym cudem TI i z nową rzeczywistością do poznania.
Więc do dzieła! Po raz kolejny musiałam zgłębić tajniki i funkcje nowego urządzenia. Aby nie zagubić się w gąszczu różnych przycisków i wejść, wyznaczyłam sobie kolejne kroki postępowania (jak w wychowaniu do trzeźwości):
Krok 1. Podłączyć wszystkie kable: do laptopa, projektora, Internetu, głośników i wreszcie do tablicy interaktywnej.
Krok 2. Zorientować (tak, tak, to nowy termin, który przy obsłudze tego cuda techniki trzeba znać) tablicę (wtedy Ona precyzyjnie odczytuje to, co ja na niej napiszę).
Krok 3. Włączyć program tablicy i nie pomylić niczego (które to środowisko tablicy, a które Windowsa, gdzie jest wskaźnik myszki, dlaczego nie chce mi się włączyć żółty pisak i, na wszystkie świętości, jak zapisać te pliki!!!).
Krok 4. Z miną pokerzysty realizować lekcję – opanować mega zaangażowanie uczniów w lekcję i kompetentnie odpowiadać na wszystkie pytania, dotyczące zazwyczaj, a jakże, tablicy interaktywnej.
Krok 5. Ochłonąć po lekcji.
Procedurę tę powtarzam codziennie rano i, z dumą to stwierdzam, idzie mi już bardzo dobrze (powoli moja procedura zaczyna się zamykać w 3. krokach). Tablica interaktywna daje naprawdę duże możliwości. Lekcje historii prowadzi się bardzo dobrze i jedyne, na co mogę narzekać, to nadaktywność uczniów. Pracuję w gimnazjum i w każdej klasie młodzież równie chętnie chce pracować z tym sprzętem. Świetnie idzie praca z tekstami źródłowymi i ikonografią, a prawdziwym hitem jest zawsze praca z mapą. Korzystam m.in. z map zamieszczonych na płytach Wydawnictwa Szkolnego PWN oraz skanuję te z foliogramów dołączanych przez wydawnictwo. Dowolny materiał danego działu można zapisać i na lekcjach powtórzeniowych odtwarzać go w formie animacji (nie robię jeszcze konkurencji filmowi „Avatar”, ale przecież dopiero się uczę).
Podsumowując moje dotychczasowe doświadczenia, śmiało mogę powiedzieć, że warto pracować z tablicą interaktywną. Oczywiście, lekcja wymaga od nauczyciela dokładnego przygotowania, ale dzięki temu zajęcia stają się naprawdę dynamiczne i ciekawe. Jeśli spokojnie opanuje się te przykładowe 5 kroków, to każdy będzie mógł powiedzieć o sobie: „zwierzę technologii informacyjnej – to JA!!!”.
PS. A jeśli podłączycie tablicę i nadal nic nie będzie działało, to sprawdźcie, czy włączyliście wtyczkę do prądu.
(Notka o autorze: Bernadetta Czerkawska – uczy w gimnazjum j. polskiego, historii i wiedzy o społeczeństwie. Jest również instruktorem teatralnym i trenerką Akademii Szkoły Uczącej Się Centrum Edukacji Obywatelskiej)
Przyjechał Pan (z firmy, której nazwy nie mogę tu podać) i w 20 minut (ok. 10 minut montował tablicę) przedstawił nam możliwości owego cudu techniki. Pan pojechał, a ja zostałam z nowym cudem TI i z nową rzeczywistością do poznania.
Więc do dzieła! Po raz kolejny musiałam zgłębić tajniki i funkcje nowego urządzenia. Aby nie zagubić się w gąszczu różnych przycisków i wejść, wyznaczyłam sobie kolejne kroki postępowania (jak w wychowaniu do trzeźwości):
Krok 1. Podłączyć wszystkie kable: do laptopa, projektora, Internetu, głośników i wreszcie do tablicy interaktywnej.
Krok 2. Zorientować (tak, tak, to nowy termin, który przy obsłudze tego cuda techniki trzeba znać) tablicę (wtedy Ona precyzyjnie odczytuje to, co ja na niej napiszę).
Krok 3. Włączyć program tablicy i nie pomylić niczego (które to środowisko tablicy, a które Windowsa, gdzie jest wskaźnik myszki, dlaczego nie chce mi się włączyć żółty pisak i, na wszystkie świętości, jak zapisać te pliki!!!).
Krok 4. Z miną pokerzysty realizować lekcję – opanować mega zaangażowanie uczniów w lekcję i kompetentnie odpowiadać na wszystkie pytania, dotyczące zazwyczaj, a jakże, tablicy interaktywnej.
Krok 5. Ochłonąć po lekcji.
Procedurę tę powtarzam codziennie rano i, z dumą to stwierdzam, idzie mi już bardzo dobrze (powoli moja procedura zaczyna się zamykać w 3. krokach). Tablica interaktywna daje naprawdę duże możliwości. Lekcje historii prowadzi się bardzo dobrze i jedyne, na co mogę narzekać, to nadaktywność uczniów. Pracuję w gimnazjum i w każdej klasie młodzież równie chętnie chce pracować z tym sprzętem. Świetnie idzie praca z tekstami źródłowymi i ikonografią, a prawdziwym hitem jest zawsze praca z mapą. Korzystam m.in. z map zamieszczonych na płytach Wydawnictwa Szkolnego PWN oraz skanuję te z foliogramów dołączanych przez wydawnictwo. Dowolny materiał danego działu można zapisać i na lekcjach powtórzeniowych odtwarzać go w formie animacji (nie robię jeszcze konkurencji filmowi „Avatar”, ale przecież dopiero się uczę).
Podsumowując moje dotychczasowe doświadczenia, śmiało mogę powiedzieć, że warto pracować z tablicą interaktywną. Oczywiście, lekcja wymaga od nauczyciela dokładnego przygotowania, ale dzięki temu zajęcia stają się naprawdę dynamiczne i ciekawe. Jeśli spokojnie opanuje się te przykładowe 5 kroków, to każdy będzie mógł powiedzieć o sobie: „zwierzę technologii informacyjnej – to JA!!!”.
PS. A jeśli podłączycie tablicę i nadal nic nie będzie działało, to sprawdźcie, czy włączyliście wtyczkę do prądu.
(Notka o autorze: Bernadetta Czerkawska – uczy w gimnazjum j. polskiego, historii i wiedzy o społeczeństwie. Jest również instruktorem teatralnym i trenerką Akademii Szkoły Uczącej Się Centrum Edukacji Obywatelskiej)
(Źródło: Biuletyn Uczyć Łatwiej, Wydawnictwo Szkolne PWN, wiosna 2010)