To będzie historia budująca. O tym, że można - mając inne wykształcenie - zobaczyć w zawodzie nauczyciela to wszystko, co jest w nim piękne i z powodzeniem wykonać duży wysiłek, by nauczycielem zostać. Cieszyć się tym bez żadnych warunków wstępnych. Dostrzegać w ludziach dobro. Mądrze korzystać z ocen, nawet cyferkowych. I nadawać głębokie znaczenie pojęciu "relacje".
Ja dzisiaj jestem tylko kronikarzem, ale upowszechniam tę historię z ogromną radością. Panie i Panowie, kurtyna w górę!
***
Dawno, dawno temu, przed internetowymi wiekami (czyli gdzieś tak cztery lata temu), nawiązując do szkolnych obchodów Święta Edukacji Narodowej napisałem na blogu o przedstawieniu „The Goatfather”, brawurowo odegranym przez gimnazjalistów na oczach zachwyconej widowni (dla ciekawych: TUTAJ). Autorką dramatu była mama dwójki naszych ówczesnych uczniów, dziś już absolwentów STO na Bemowie, pani Magda Piotrowska, której w zachwycie poświęciłem w tym samym artykule okolicznościowy pean.
(…) przy okazji obchodów tegorocznego Święta Edukacji Narodowej, chciałbym podziękować pani Magdzie Piotrowskiej za wszystko, co wniosła do naszej społeczności przez minione dziesięć lat, a czego „The Goatfather” jest tylko wisienką na torcie. Za sympatyczne e-maile przy okazji każdego zakończenia roku. Za zawsze pogodną minę. Za szczerą i życzliwą troskę o szkołę, pełną dobrej woli i gotowości pomocy. Za czas poświęcony naszym szkolnym talentom literackim. Wierną i pełną refleksji lekturę „Wokół szkoły”. Fantazję i pomysły, które czyniły i czynią świat bardziej kolorowym. I rodzicielskie credo, zapisane w okolicznościowym artykule, napisanym z okazji 25-lecia Szkoły:
"Są dwie rzeczy, w które chciałabym wyposażyć swoje dzieci zanim wyfruną z gniazda we własną, autonomiczną dorosłość. Pierwszą z nich są korzenie, drugą – skrzydła.
Korzenie to stabilny, pełen życzliwości, wzajemnego szacunku i zrozumienia dom rodzinny, ciepło domowego ogniska, gwarantowana na zawsze i absolutnie bezwarunkowa, rodzicielska miłość. (…) Skrzydła to otwartość na świat. To optymizm i wiara w swoje możliwości, konsekwentne dążenie do obranych celów. To ciekawość świata, swobodna, kolorowa, niczym nie skrępowana wyobraźnia, skłonność do śmiałych marzeń i dalekosiężnych, ambitnych planów, odwaga w sięganiu po to, co nieoczywiste i trudne, upór i wytrwałość w obronie własnych przekonań, elastyczność i umiejętność przystosowywania się, akceptacja zmian, nadzieja i pogoda ducha, poczucie własnej wartości, świadomość wewnętrznej siły, wiedzy, talentów, wyjątkowości, a jednocześnie gotowość do ciężkiej pracy, skromność, pokora i cierpliwość."
Tak, tak..., jako rodzic w STO na Bemowie Pani Magda ze wszech miar zasłużyła na moją wdzięczność, dołączając do grona tych, których jako dyrektor nigdy nie zapomnę. I po odejściu jej dzieci ze szkoły tym by się zapewne wszystko skończyło, gdyby nie "magiczny wpływ dyrektora Pytlaka", który skłonił ją – według jej własnego oświadczenia – do ostatecznego zerwania z wyuczoną profesją psychologa biznesu i podjęcia studiów polonistycznych, z granitowym postanowieniem zostania nauczycielką. Zdaje się, że w owym oświadczeniu użyła nawet słowa „mentor”, co jest zapewne grubą przesadą, ale jakże dla mnie przyjemną!
Zbliżając się do końca studiów pani Magda podjęła pracę w jednej z warszawskich publicznych podstawówek, regularnie racząc swoich fejsbukowych znajomych relacjami „Polonusa Pedagogusa z Kampinosu”. Jedna z opisanych historii, nie dość, że mnie zachwyciła, to wydała się też ciekawa z punku widzenia toczącej się obecnie bez wytchnienia debaty na temat beznadziejności polskiej szkoły w ogóle a zacofanych i opornych na zmiany nauczycieli w szczególności. Przytaczam ją tutaj zatem ku pokrzepieniu serc, w odrobinę zmienionej za zgodą Autorki formie, zachowując jednak wiernie wszystko, co ważne dla istoty rzeczy.
Akt pierwszy (październik 2020 roku)
Adaś, mój uczeń, klasa czwarta, indywidualna ścieżka nauczania, wagarowicz-uciekinier-recydywista, zmora grona pedagogicznego. Zła sława wyprzedza go na kilometry…
- Adasiu, dlaczego nie odrobiłeś pracy domowej?
- Bo mama nie umiała zrobić tego głupiego ćwiczenia - odparł zbuntowany Adaś, marszcząc czoło.
- Mama może nie umieć, ale ja tobie zadałam to ćwiczenie i tobie wyjaśniałam, jak je zrobić.
- Ale ja dalej nie wiem i w ogóle głupi ten polski!
Wymięty zeszyt i otwarty piórnik poleciały z impetem przez pół sali, zamaszystym gestem zmiecione przez Adasia z ławki.
ALARM! Myśl, kobieto! Egzamin z tego zdałaś na piątkę! Myśl!!!
Wskazania do pracy z uczniami niedostosowanymi społecznie lub zagrożonymi niedostosowaniem społecznym...uczeń zagrożony niedostosowaniem społecznym to bardzo trudny uczeń, z bardzo specyficznymi zachowaniami, wymagającymi od nauczyciela szczególnego podejścia... uczniowie ci, na skutek trwałych, nieodwracalnych niepowodzeń, tracą możliwość opanowania podstawowych wiadomości i umiejętności, które potrzebne są do aktywnego udziału w życiu społecznym... należy ukierunkować aktywności ucznia poprzez stworzenie warunków do rozwoju zainteresowań, wzmacnianie poczucia własnej wartości, samooceny, odpowiedzialności za własne działania...modyfikować wzory zachowań, wskazywać innych, alternatywnych i adekwatnych do sytuacji...
- Adasiu, spróbujmy to zrobić razem. Przekonasz się, że to proste. Jak podzielisz na sylaby wyraz "gruszka"?
- A mogę na tablicy?
- Możesz, Adasiu.
- A mogę inny wyraz?
- No dobrze, zaproponuj inny i podziel go poprawnie na sylaby.
Na to Adaś, z pełnym zadowolenia uśmiechem, odmalował kredą na tablicy wielki napis KUR-WA.
- Dobrze podzieliłem, proszę pani? - zapytał, patrząc na mnie wyzywająco.
- Tak, Adasiu, dobrze.
- I co, nie będzie pani na mnie wrzeszczeć?
- Dlaczego miałabym wrzeszczeć?
- Bo wszyscy to robią.
- Ja nie zamierzam, Adasiu. Poprawnie podzieliłeś wyraz na sylaby, więc cieszę się, że potrafisz to robić. Zrobię zdjęcie tablicy i wyślę go twojej mamie, żeby i ona wiedziała, jak doskonale dzielisz na sylaby - sięgnęłam po telefon, a Adaś błyskawicznie starł swoje dzieło z tablicy.
- O, widzę, że wolałbyś, żeby to pozostało między nami, tak? Zgoda. W takim razie pracujemy dalej. Czy każdy wyraz da się podzielić i przenieść do następnej linijki?
- Nie - odpowiedział Adaś.
- Zgadza się! A czy mógłbyś podać przykłady takich wyrazów?
Wiadomo, co wykaligrafował na tablicy Adaś: wielki wyraz HUJ.
- Dobry przykład, proszę pani?
- Dobry, Adasiu. Masz rację: chodzi o wyrazy jednosylabowe, czyli takie, które mają tylko jedną sylabotwórczą samogłoskę. Tylko zrobiłeś błąd ortograficzny. Ten wyraz pisze się przez "ch".
Adaś osłupiał.
- I co, nadal nie będzie pani wrzeszczeć?
- Dlaczego miałabym wrzeszczeć? Cieszę się, że rozumiesz podział wyrazów na sylaby. Teraz oboje wiemy, że potrafisz odrobić zaległą pracę domową.
- I pewnie poskarży pani na mnie mamie?
- Adasiu, jeśli już, to poinformuję mamę, że dział o sylabach i głoskach masz w małym paluszku, i że już wiesz, jak zrobić zadane ćwiczenia. I jestem pewna, że na następnej lekcji pokażesz mi, że znasz również piękne słowa i wiesz, jak je poprawnie dzielić przy przenoszeniu do następnej linijki.
Adaś patrzył na mnie podejrzliwie. W tym momencie weszła do sali jego wychowawczyni.
- No i jak Adasia zachowanie na polskim? - zapytała ze srogą miną. - Bo na historii pani gardło zdarła przez niego, jak zawsze.
Adaś zacisnął nerwowo usta i spojrzał na mnie wyczekująco.
- A ja muszę dziś Adasia pochwalić. Bardzo dobrze opanował materiał z ostatniej lekcji - powiedziałam. Na te słowa Adaś wyprostował się, spojrzał na wychowawczynię triumfalnie i bez słowa opuścił salę, po raz pierwszy nie trzaskając drzwiami...
Na następnej lekcji polskiego usiadł grzecznie w ławce, miał odrobioną zaległą pracę domową, zeszyt i podręcznik.
- Twoja klasa pisała ostatnio na lekcji baśń, Adasiu. Chciałabym, żebyś i ty teraz napisał.
- No co pani? Przecież ja nie potrafię - zachmurzył się Adaś po swojemu.
- A ja wiem, że potrafisz. Spróbuj, a ja ci w razie potrzeby będę pomagać.
I ten niewspółpracujący od zerówki Adaś, dyżurny szkolny łobuz, na którego nauczyciele ciągle zmuszeni są wrzeszczeć i zdzierać gardła, przygryzł w skupieniu język i przez 45 minut pisał swoją własną, pierwszą w życiu baśń. Na końcu odczytał ją głośno - z dumą i niedowierzaniem, że to jego własne dzieło. A ja pierwszy raz widziałam dobrą pogodę na jego zwykle zagniewanej, zbuntowanej, zachmurzonej twarzy…
- Adasiu! Ty masz talent pisarski! Gratuluję ci, wspaniała baśń! Wstawiam ci do dziennika okrągłą, pękatą piątkę. Brawo!
Na wszystkich kolejnych przerwach tego dnia Adaś, który dotąd nigdy nie dostrzegał na korytarzach nauczycieli, przybiegał do mnie na dyżury z różnymi dziećmi i mówił:
- Pani Magdo, oni mi nie wierzą, że dostałem piątkę i że napisałem bajkę. Niech pani im powie - prosił.
- Potwierdzam, że Adaś napisał znakomitą baśń, za którą dostał piątkę - mówiłam za każdym razem, a Adaś promieniał... Po raz pierwszy zobaczyłam, jaki to ładny chłopczyk, gdy się radośnie uśmiecha i nie walczy z demonami w swojej głowie...
Dlaczego odnoszę wrażenie, że to pierwszy szkolny sukces Adasia...?
I czy to na pewno wina Adasia...?
Trzecie Prawo Polonusa Filologusa z Kampinosu: "Praca nauczyciela jest jak praca sapera..."
***
Minęło ponad pół roku. Tuż przed zaplanowanym na 17 maja powrotem do szkoły na fejsbuku pani Magdy znalazłem dokończenie tamtej historii.
***
Akt drugi (maj 2021 roku)
Pamiętacie Adasia - mojego niesfornego, zbuntowanego ucznia z czwartej klasy?
Gdy go poznałam we wrześniu, sława najmłodszego w historii szkoły wagarowicza-recydywisty wyprzedzała Adasia o milę. Gdy na grudniowej radzie pedagogicznej opowiedziałam o nadzwyczajnych postępach Adasia w nauce i zachowaniu, odpowiedziała mi... grobowa cisza. Odezwała się jedynie pani dyrektor, wyraźnie uradowana, choć nie tyle przemianą Adasia, bo w nią raczej nikt nie uwierzył, ile moim "niepoprawnym optymizmem, którego bardzo nam w szkole potrzeba, bardzo potrzeba." Na koniec pierwszego semestru Adaś miał 5+ z polskiego i same trójki i dwójki ze wszystkich pozostałych przedmiotów; wzorowe zachowanie wg pani od polskiego i naganne według pozostałych nauczycieli. No, po prostu niezręczna sytuacja...
W ostatni wtorek na radzie pedagogicznej znów pochwaliłam Adasia, choć tym razem już w strachu... Tym bardziej, że miałam znacznie więcej do powiedzenia, bo Adam w istocie dokonywał rzeczy niezwykłych w drugim semestrze. Gdy brawurową mowę pochwalną na temat tego świetnego dzieciaka zakończyłam informacją, że na świadectwie Adaś będzie miał szóstkę z polskiego, spodziewałam się ciszy arcygłuchej, hipergłuchej i do potęgi niezręcznej... Tym razem jednak moje koleżanki ochoczo zabrały głos w sprawie Adasia, który - jak się okazało - na początku drugiego semestru niemal wszystkim nauczycielom oświadczył, że skoro mógł mieć na półrocze piątkę z plusem z polskiego, to na koniec roku może mieć również z innych przedmiotów, i że on taki właśnie ma zamiar! Efekt...? Adaś na świadectwie będzie miał wiele piątek i dwie szóstki!!! Z naczelnego łobuza szkoły zmienił się w klasowego prymusa!!! Nikt nie podzielał mojego dobrego zdania o Adasiu w grudniu, teraz wszyscy się zgodzili, że zaszła w tym dziecku niezwykła przemiana!!!
Prawdopodobnie nigdy nie zapomnę tego chłopca. Na zawsze pozostanie dla mnie bliskim sercu potwierdzeniem, że wiara w potencjał drugiego człowieka daje mu moc zdobywania szczytów. Że człowieka stać na wielkie czyny, jeśli tylko ktoś w niego uwierzy. Bo jeśli inni w nas wierzą, to my też uwierzymy, że możemy dosięgnąć gwiazd, być lepsi, spełniać marzenia, odnosić sukcesy.
Za namową Adasia podczas całej nauki zdalnej regularnie i z premedytacją łamałam dyrektorskie wytyczne dotyczące zasad pracy zdalnej z uczniami. Na prośbę rodziców oraz kierując się dobrem dzieci, dyrekcja zarządziła 30-minutowe lekcje on-line i bardzo nalegała, by ich nie przedłużać. Tymczasem mój Adaś każdą lekcję polskiego rozpoczynał zdaniem: "Dzień dobry, pani Magdo. Możemy mieć dziś 50 minut razem? Proszę!" Czekał na mnie na Teamsach dziesięć minut przed każdą lekcją i prosił, żebyśmy wcześniej zaczynali i później kończyli…
Nie pamiętam już, kiedy widziałam na czole Adasia tę ciemną, gradową chmurę, którą nosił bez przerwy, gdy poznaliśmy się we wrześniu. Za to znam kilkanaście różnych uśmiechów, którymi rozjaśnia ekran mojego komputera od miesięcy.
W poniedziałek zobaczymy się nareszcie w realu.
"Mama powiedziała, żebym w poniedziałek nie brał do szkoły okularów" - oznajmił dziś Adaś podczas lekcji. "Dlaczego, Adasiu?" - zapytałam. "Bo mama mówi, że jak się będę z panią tak mocno mocno witać, to całe mi się powyginają."
"Mama ma świętą rację, Adasiu. Lepiej nie wkładaj w poniedziałek okularów!"
***
Oszczędzę Czytelnikowi długiego komentarza, bo historia mówi sama za siebie. Podzielę się tylko refleksją, jaka nasunęła mi się od razu po przeczytaniu oryginalnego wpisu na fejsie.
To oczywiste, że najważniejsze są relacje między uczniem i nauczycielem. Ale okazuje się, że odsądzane przez wielu od czci i wiary cyferkowe ocenianie może spełnić rolę motywującą, pozwalając dziecku i otoczeniu wyrazić w prosty sposób uczyniony przezeń postęp. Bo tak naprawdę możemy korzystać z różnych narzędzi i wszystkie one mogą okazać się skuteczne, jeśli nauczyciel jest przede wszystkim dobrym człowiekiem.
Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.