Sporo zamieszania wywołał
artykuł “Gospodarka w szkołach, głupcze!” opublikowany przez Gazetę Wyborczą 25.08 br. (można przeczytać na stronach
SGH). Gazeta doniosła, że w ramach projektowanej reformy edukacji zostanie ograniczona liczba godzin przedmiotu podstawy przedsiębiorczości w szkołach ponadgimnazjalnych, co
ograniczy możliwość przekazywania uczniom wiedzy na temat funkcjonowania gospodarki. Pomysł ten skrytykowali zgodnie przedstawiciele instytucji finansowych oraz uczelni ekonomicznych, którzy uznali, że
takie działanie może prowadzić wprost do pogłębienia analfabetyzmu ekonomicznego Polaków (niski poziom wiedzy ekonomicznej i finansowej potwierdza wiele badań prowadzonych w latach 2003-2007 m.in. przez NBP).
MEN oczywiście natychmiast zaprzeczył, jakoby liczba godzin tego przedmiotu zostanie obcięta, ale przy okazji w wydanym oświadczeniu optymistycznie dodał: „treści związane z radzeniem sobie z finansami (kredyty, odsetki, rachunki) są przedmiotem nauczania na kilku przedmiotach - nie tylko na lekcjach przedsiębiorczości - także na lekcjach matematyki i wiedzy o społeczeństwie.” Stop. Niestety, wydaje mi się, że optymizm ministerstwa jest kompletnie nieuzasadniony. Fragmentaryczne odnoszenie się to tematyki ekonomicznej i finansowej na innych lekcjach może i ma miejsce, ale jest to zupełny margines pracy nauczycieli. Czy nawet najlepszy matematyk będzie w stanie dobrze wyjaśnić, na czym polega oprocentowanie kredytu? Niestety tylko do pewnego stopnia. Wytłumaczy, w jaki sposób liczone jest oprocentowanie (zapewne poprawnie), ale czy powie, że do tego należy doliczyć różnego rodzaju opłaty, które również składają się na koszt kredytu (prowizja, ubezpieczenie), czy powie o wkładzie własnym – na pewno nie. Ten sposób nauczania o ekonomii i finansach jest najłagodniej mówiąc zbyt powierzchowny – może wprowadzać uczniów w błąd i w efekcie umacniać mity ekonomiczne, które świetnie się mają w głowach Polaków, między innymi dzięki wieloletnim już zaniedbaniom MEN w zakresie edukacji ekonomicznej i finansowej polskiego społeczeństwa.
Pozostaje liczyć na nowy przedmiot proponowany przez MEN, który nazwano „Ekonomia w praktyce”. Bardzo ciekaw jestem, jaki kształt będzie miał ten przedmiot i czy faktycznie stawiać będzie na praktyczne nauczanie. Jak do tej pory – o czym już pisałem – podstawy przedsiębiorczości w polskich szkołach są jednym z najmniej praktycznych przedmiotów, co potwierdzają negatywne oceny uczniów. Szkoda jednak, że MEN postanowił, że będzie to przedmiot do wyboru. To sprawia, że pomysł raczej okaże się chybiony. Ponieważ nie będzie to przedmiot maturalny, uczniowie nie będą go zapewne wybierać, a zatem po pewnym czasie funkcjonowania ktoś ważny w MENie uzna, że jest on niepotrzebny, no bo nie ma zainteresowania. W ten sposób błędne koło się zamknie, a młody Polak dalej będzie się uczyć na własnych porażkach i błędach finansowych, mam nadzieję, że przynajmniej klnąc przy tym ile wlezie na MEN, który wymyślił system edukacji nie przystający do warunków gospodarki rynkowej... Smutne to, ale niestety w naszych realiach wysoce prawdopodobne.
Ostatnie komentarze