Staram się godzić tradycję amerykańską z europejską (chociaż europejskie mają bardzo różne oblicze) i polską (chociaż i tu wiele zależy od regionu). Wszystko się zmienia. Już i w Stanach Zjednoczonych nie można mówić o takiej etyce uczniowskiej i studenckiej, jak jeszcze do niedawna.
Kilkanaście lat temu mój o wiele młodszy ode mnie kuzyn z Baltimore, na pytanie o ściąganie, gwałtownie zaprzeczył: „Nie, bo muszę wiedzieć, co mam nadrobić przed egzaminem. Podczas egzaminu jest to wykluczone. To oszustwo”. Moim uczniom wolno „ściągać”. Kto ściąga, ten już coś potrafi - rozumienie tekstu pisanego, pisanie, streszczenie.
Jeśli jednak uczeń odpisał od drugiego, to ma spory problem z chwilą, kiedy nie potrafi z tym nic zrobić, a zadanie oddał wyłącznie w celu uniknięcia oceny niedostatecznej. Wtedy ma olbrzymie kłopoty. Oj, bardzo poważne. Jeżeli jednak potrafi zadanie zrekonstruować ustnie lub pisemnie, to nie jest dla mnie problemem. Podczas sprawdzianu i tak nie odpisze. Uczniowie dostają do wyboru tematy przerobione. Tematy znane – bez zaskoczeń.
Każda próba ściągania wtedy jest równoznaczna z otrzymaniem oceny niedostatecznej, przy czym należy dodać, że ocen niedostatecznych i dopuszczających ze sprawdzianów nie wpisuję do dziennika. Każdy może mieć gorszy dzień.
Skąd pewność, że odpisywanie i gotowce są wykluczone. To proste. Uczennice i uczniowie otrzymują znaczone kartki, wszystko musi zostać w torbie, uszy odsłonięte a rękawy podwinięte, siedzą w jodełkę – ja stoję z tyłu…
Notka o autorze: Aleksander Lubina – nauczyciel języka niemieckiego w Gimnazjum nr 3 im. Noblistów Polskich w Gliwicach, 20 lat doradca i konsultant, 10 lat w komisjach ds. awansu zawodowego nauczycieli, pracował 9 lat w szkołach podstawowych, 10 lat w gimnazjach, 13 lat w liceach, 6 lat na uniwersytecie. Autor skryptów, poradników, śpiewnika – publicysta, pisarz, poeta.