Po latach zwykle okazuje się, że podczas tych wszystkich godzin spędzonych w szkole najważniejszych rzeczy nauczyliśmy się na przerwach. Jednak dla tysięcy dzieci nauka na szkolnych korytarzach i boiskach nie jest wcale przyjemna i dużo bliżej jej do szkoły przetrwania. Jill Vialet, członkini międzynarodowej organizacji Ashoka, postanowiła zmienić szkołę przetrwania w szkołę umiejętności społecznych. Od 20 lat uczy ich przez sport i zabawę.
To miało być zwyczajne spotkanie dyrektora szkoły podstawowej w Oakland w Kaliforni z kierowniczką muzeum na temat wzajemnej współpracy. Jill Vialet, która pełniła tę drugą funkcję, przybyła na miejsce w czasie dużej przerwy i była świadkiem bójki z udziałem trzech uczniów. Usłyszała też od dyrektora, że nie była to wyjątkowa sytuacja, a przemoc podczas przerw to największe wyzwanie, z jakim mierzyły się władze tej szkoły. Wtedy właśnie uznała, że dzieciom bardziej od dodatkowych lekcji sztuki potrzebne jest lepsze zagospodarowanie czasu, który już spędzają w szkole. Zdecydowała, że trzeba zaproponować im ciekawe zajęcia rozwojowe, a najlepiej sprawdzi się w tej roli dziedzina, którą sama bardzo lubiła jako mała dziewczynka – sport.
Jill w dzieciństwie próbowała sił w niemal każdym sporcie, ale najbardziej ciągnęło ją do dyscyplin uważanych za odpowiednie głównie dla chłopców. Lubiła zwłaszcza gry zespołowe. Należało wykazać się w nich nie tyle sprawnością fizyczną, co umiejętnościami współdziałania w grupie, a w tym była świetna. Już wtedy zauważyła, że w sporcie może chodzić o coś więcej niż samą radość z wybiegania się. Odkryła, że za jego pomocą można nauczyć się budowania relacji w zespole – tak podczas meczu, jak i w życiu. Dziś twierdzi, że wiele życiowych wyborów zawdzięcza doświadczeniom wyniesionym ze szkolnych boisk. Sportowy duch tozabawwarzyszył jej także podczas studiów na Harvardzie, gdzie grała w drużynie rugby. Jednak wtedy zaczął ją także wyciągać aktywizm społeczny. Podjęła się wyjazdu na Alaskę, gdzie prowadziła warsztaty ze sztuką przetrwania i rozwoju umiejętności twórczych, inspirując w ten sposób miejscową młodzież do działania. Po tych doświadczeniach trafiła do Kaliforni, gdzie w Oakland przez kilka lat prowadziła Muzeum Dziecięcej Sztuki. Jako dyrektor tej placówki często sięgała po niestandardowe metody oddziaływania na dzieci przez sztukę, a doświadczenia zdobyte podczas tego okresu zaprezentowały później przy uruchomieniu największego z jej projektów – organizacji Playworks.
Powstała ona w 1996 r. jako Sports4Kids (obecnej nazwy używa od 2009 r.) i od początku zajmuje się głównie wypełnieniem uczniom czasu podczas długich przerw w lekcjach. W większości amerykańskich szkół lekcje zorganizowane są w taki sposób jak i w Polsce, że zwykłe przerwy dają tylko wystarczająco czasu, by uczniowie dotarli na kolejna lekcję, za to w środku dnia jest jedna kilkudziesięciominutowa przerwa na posiłek, relaks i zabawę. Teoretycznie brzmi to dobrze, jednak praktyka wielu szkół pokazuje, że uczniowie zagospodarowują ten czas w mało owocny sposób. Dla niektórych jest to wręcz najtrudniejsza pora dnia, gdyż wtedy spotykają się z agresją ze strony rówieśników. Badania Instytutu Gallupa pokazują, że w USA aż 89% problemów związanych z łamaniem zasad szkolnej dyscypliny przez uczniów ma miejsce podczas przerw na lunch, gdyż nauczyciele nie są w stanie zapanować nad chaosem, który ma wtedy miejsce.
Recepta, jaką Jill znalazła na ten problem, jest bardzo prosta i skuteczna. Odpowiednio przeszkoleni edukatorzy przysłani do szkoły przez Playworks w czasie przerwy angażują dzieci w proste gry zespołowe. Udział w nich jest dobrowolny, jednak zajęcia mają tak atrakcyjną formę, że uczniowie chętnie w nich uczestniczą. Dzieci poznają gry i same stają się odpowiedzialne za wspólną zabawę, a nie sportową rywalizację, na szkolnych boiskach i korytarzach. Bawią się same i także samodzielnie rozwiązują konflikty, najczęściej grając w kamień-papier-nożyce. Przy stale malejącej liczby lekcji sportowych w amerykańskich szkołach oraz coraz większej ilości godzin, jaką młodzież spędza w cyfrowym świecie, czyli z reguły w bezruchu. Raporty tworzone przez niezależne instytucje edukacyjne zgodnie wskazują, że dzieci w USA mają za mało ruchu, co prowadzi do problemów ze zdrowiem, nienotowanych nigdy wcześniej u osób w tym wieku. Zajęcia sportowe prowadzone podczas przerw lunchowych pozwalają przynajmniej w minimalnym stopniu odwrócić ten trend. Uczniom, którzy podczas zabawy poczują "miętę" do sportu, Playworks proponuje dodatkowe aktywności już po lekcjach.
Jednak ideą zajęć organizowanych przez Playworks nie jest jedynie stworzenie dzieciom okazji, by się wybiegały i nie broiły tyle. Jak podkreśla Jill w artykule opublikowanym w ubiegłym roku na portalu Huffington Post, wspólna zabawa zabawa na szkolnym boisku, podczas której dzieci czują się bezpiecznie, jest niezbędnym elementem ich społecznej i emocjonalnej edukacji. Uczą się wtedy współpracy, sprawiedliwości, empatii i traktowania innych z szacunkiem. Jill przytacza też wyniki badań, które wyraźnie wskazują, że dzieci, które musiały w swoich szkołach możliwość nabycia tego rodzaju miękkich umiejętności, łatwiej dostają się na studia wyższe i mają większe szanse znalezienia pracy po ich ukończeniu.
Kierowana przez Jill Vialet organizacja zaczynała od zajęć prowadzonych w dwóch szkołach w Berkley w Kaliforni. Dziś jest obecna już w 23 stanach USA, a do 2020 r. zamierza dotrzeć ze swoim programem aż do 7 tys. szkół. Jak obiecuje Jill, już niebawem każdego dnie 3,5 mln dzieci od rana nie będzie mogło doczekać się długiej przerwy.
Więcej informacji:
http://www.playworks.org/about
(Źródło: Ashoka w Polsce)