Kolejne reformy i próby udoskonalenia systemu edukacji w Polsce wcale nie sprawiają, że szkoły stają się lepsze. Rodzice, nauczyciele i wreszcie uczniowie mają tylko wrażenie pogłębiającego się chaosu (nazwa ruchu „NIE dla chaosu w szkole” nie wzięła się z niczego). Wiele osób obserwujących edukację nie waha się porównywać współczesnej szkoły do koszar czy więzienia. Dokąd zatem zmierza polska szkoła? Czy na pewno w dobrym kierunku?
Aleksandra Szyłło, reporterka „Dużego Formatu” w „Gazecie Wyborczej” postanowiła zbadać, dlaczego polska edukacja od lat zmaga się z tak poważnymi problemami, oraz zapytać, jaka mogłaby i powinna być nasza szkoła. „Godzina wychowawcza. Rozmowy o polskiej szkole” to szczególna książka. Rozmówcy, specjaliści od edukacji i wychowania (Krystyna Starczewska, Jacek „Jac” Jakubowski, Łukasz Ługowski, Jacek Strzemieczny, Romuald Sadowski, Maria Mach, Elżbieta Piotrowska-Gromniak) odpowiadają na pytania, „dlaczego jest, jak jest?” i „co zrobić, żeby było inaczej?”, ale przywołują też wspomnienia i dzielą się własnymi doświadczeniami. Mówią o tym, po co nam szkoła, a przede wszystkim – wychowanie.
„Moi rozmówcy przyrównują naszą publiczną szkołę do koszar, więzienia, szpitala (uzdrowimy cię z ignorancji, nalejemy odpowiednią dawkę oliwy do głowy). Uczeń jest potrzebny szkole, gdy dzięki dobrze pisanym testom podnosi jej notowania w rankingach.” – pisze Aleksandra Szyłło we Wstępie. „Gdy szkoła jest potrzebna uczniowi, bo ten na przykład ma kryzys, albo jest chory, albo jego rodzice się kłócą – zaczyna się problem. Szkoła znacznie chętniej bierze, niż daje. Bierze na własne konto chwałę i laury swoich najlepszych uczniów, nawet jeśli zdobyli je ciężką, pozaszkolną pracą, na przykład z rodzicami i korepetytorami.”
Bo czy nie wystarczy taka demokracja w szkole, że uczniowie wybiorą, dokąd chcą jechać na wycieczkę i jakie plakaty powieszą sobie w korytarzu? No nie, właśnie nie wystarczy. Demokracji można uczyć tylko poprzez jej głębokie doświadczenie, a nie rozmawianie o niej. I to doświadczenie musi dotyczyć zasadniczych spraw – Krystyna Starczewska
Jednym z dokumentów, które muszą być opracowane i uchwalone w każdej szkole jest Program Wychowawczy. Prawdopodobnie w wielu szkołach na początku roku szkolnego rodzice są zaskakiwani taką wiadomością od dyrekcji: „Witam, przesyłam Program Wychowawczy Szkoły… i proszę Radę Rodziców o jego uchwalenie… najlepiej do jutra”. Jest to poniekąd najważniejszy dokument, który mówi o sferze wychowania w szkole, ale dla zarządzających szkołą ma on przeważnie „tylko” wartość dokumentu wymaganego przez system. Czyli musi być. I tyle. Nie ważne jak powstaje (można go przecież szybko skopiować ze strony innej strony zmieniając tylko nazwy szkoły…), nie ważne jakie zawiera wartości (najlepiej wpisać Miłość, Wiara, Nadzieja, bo przecież do nich się nikt nie przyczepi…), nie ważne, czy ktoś go przedyskutował, przemyślał (czy miał na to czas…), czy wiąże z nim rzeczywiście jakieś działania wychowawcze (czy tylko załączamy długą listę działań podejmowanych przez szkołę, bo kto udowodni, że Program nie był realizowany…). To tylko papier. Można w nim napisać wszystko, bo przecież i tak nikt nie będzie na to zwracał uwagi… To znaczy poza nadzorcą systemu, bo jak nie będzie uchwalony przez rodziców, to ostatecznie dyrektor dostanie po uszach.
„Szkoła abdykowała z wychowywania, bo „Szkoła uczy, wychowują rodzice” – to kolejna często powtarzana „prawda”. Wielu tematów szkoła woli nie dotykać.” – pisze Aleksandra Szyłło. „Historia współczesna? Najistotniejsze bieżące wydarzenia społeczne? Miliony uchodźców? Seks? Nie wiadomo, czy można uczyć o tym w szkole, prawda? Bo niby jak? Opierając się na faktach? A czy w tych kwestiach są w ogóle jakieś fakty, czy to tylko „wrażliwe tematy, które lepiej poruszać w domu, zgodnie z poglądami rodziców” – nieraz to słyszałam, od różnych rodziców właśnie.”
„Rady szkoły, czyli zebrania uczniów, rodziców i nauczycieli, które mają kompetencje, by decydować o wielu ważnych kwestiach, istnieją w kilku procentach polskich szkół. Demokracja rozumiana jako samorządność szkoły jest teoretyczna. Samorząd uczniowski ma takie kompetencje, że może zdecydować o wystroju sali gimnastycznej na zabawę. Główne zadanie Rady Rodziców to zbieranie kasy i łatanie szkolnego budżetu tam, gdzie nie starcza z podatków. Plus pieczenie ciast na szkolne wigilie i dostarczanie kwiatów dla pań (koniec roku, Dzień Nauczyciela itepe, itede). W praktyce realne decyzje dotyczące szkoły podejmuje Rada Pedagogiczna. Sama.” – czytamy we Wstępie. Pewnie są w Polsce szkoły, w których tak nie jest. Ale ile jest szkół, które właśnie tak funkcjonują?
Dobra szkoła to nie ta, do której chodzą uczniowie wykazujący się największymi osiągnięciami w skali bezwzględnej, tylko ta, w której uczniowie robią największy postęp w stosunku do tego, z czym przyszli. Być lepszym od samego siebie – to jest sukces dostępny dla każdego! – Maria Mach
Coraz więcej rodziców ma poważny „zgryz” – gdzie posłać dziecko do szkoły? Do jakiej szkoły? Albo jak uciec z tej szkoły do innej (bo może będzie lepiej). „Godzina wychowawcza” to książka obowiązkowa dla dyrektorów i nauczycieli. Trochę jak spojrzenie w lustro (tak nieco z lotu ptaka). Warto spojrzeć i zastanowić się, czy nie warto czegoś zmienić. W końcu szkoła nie jest tylko po to, aby „wlewać wiedzę w puste łby”.
Metryczka publikacji:
„Godzina wychowawcza. Rozmowy o polskiej szkole.”, Aleksandra Szyłło,
Wydawnictwo Czarne, Warszawa, 2016, ISBN: 978-83-8049-457-2.
Patronem medialnym książki jest Edunews.pl.
(Źródło: Wydawnictwo Czarne, opr. red.)