Uczeń jest ważniejszy od programu

Szkoły i uczelnie
Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

jakość edukacjiNatrafiłam ostatnio w Internecie na anonimowy cytat odnoszący się do [naszej polskiej] szkoły: „Człowiek uczy się przez całe życie, z wyjątkiem lat szkolnych”. Jestem pełna podziwu dla nieznanego autora, który tak krótko i dosadnie opisał szkolną rzeczywistość, która dotyczy przecież setek tysięcy, lepszych czy gorszych, uczniów w całym kraju.

 

Staje się ona koszmarnym doświadczeniem nie tylko dla uczniów słabych, bo ci po prostu nie dają sobie rady z realizacją szkolnego programu, lecz jest nie do zniesienia także, a może przede wszystkim, dla zdecydowanej większości uczniów średnio uzdolnionych, którzy za wszelka cenę starają się sprostać wymaganiom nauczycieli, choć często wychodzi im to mizernie.

 

Proces, który dokonuje się w szkołach, trudno nazwać nauką. Są to raczej nieprzemyślane, bezcelowe i mechaniczne czynności nauczyciela, które służą jedynie wyszkoleniu uczniów w pamięciowym i bezrefleksyjnym przyswajaniu materiału szkolnego. W szkole nie jest ważną długotrwała wiedza i wcale nie chodzi o nauczenie czegokolwiek.

 

Wydawać by się mogło, że w czasach, gdy tyle się mówi o dostosowywaniu wymagań do możliwości uczniów, zasada 3 x Z (zakuć, zdać, zapomnieć) straciła na aktualności. Nic bardziej mylnego! Gdy widzę, jak moja córka, uczennica pierwszej klasy liceum, przychodzi po szkole zrozpaczona, bo pani od angielskiego zadała do nauczenia się w ciągu dwóch dni 140 słówek, a pan od historii będzie na najbliższej lekcji pytać od początku roku, bo zbliża się koniec semestru, więc musi wystawić oceny, to nieraz ogarnia mnie wściekłość na nauczycieli. Nauczycielka francuskiego – też z uwagi na koniec semestru – zadaje z lekcji na lekcję pracę pisemną na co najmniej stronę maszynopisu. Do tego matematyczka zadaje prace domowe na poziomie rozszerzonym i zupełnie nie przejmuje się tym, że zaledwie trzy-cztery osoby wiedzą, o co w nich chodzi.

 

Moja córka nie należy wprawdzie do superuzdolnionych, ale jest bardzo ambitna i naprawdę solidną uczennicą. Jak może stara się spełniać oczekiwania nauczycieli (czy uczenie się powinno polegać na spełnianiu oczekiwań nauczycieli?), ale niestety fizycznie, a raczej psychicznie nie jest w stanie sprostać wszystkim wymaganiom w sposób, który by ją satysfakcjonował. Dlatego zdarza się, że przychodzi ze szkoły mocno zdołowana, bo z jakiejś klasówki dostała tylko trójkę, mimo że się do niej dobrze przygotowała. „No i po co ja się tyle uczyłam? Wystarczyło przejrzeć tematy i na jedno by wyszło”.

 

W takich sytuacjach muszę jej przypominać, że uczy się dla siebie, a nie dla nauczyciela, i że ważniejsza niż ocena z przedmiotu jest zdobyta przez nią wiedza. Po cichu zastanawiam się jednak, że tak naprawdę to tę wiedzę nauczyciele mają w głębokim poważaniu i dlatego jako dorośli ludzie niemal nic nie pamiętamy z tego, czego „uczyliśmy się”, a raczej co staraliśmy się sobie przyswoić w szkole.

 

W ostatnich dniach szał zadawania obszernych prac domowych z dnia na dzień, zapowiedzianego przepytywania od początku roku i niezapowiedzianych kartkówek sięgnął zenitu. Zaczęłam więc namawiać córkę, by zrobiła sobie dzień przerwy i po prostu nie poszła do szkoły. Tylko w jedno popołudnie niech się zrelaksuje, wyjdzie na spacer, poczyta fajną książkę. Zaproponowałam jej nawet, że jak chce, to może jeden dzień zostać w domu, żeby odpoczęła i odespała, bo rzadko kładzie się przed północą. Nie było nawet mowy! „Czy ty wiesz mamo, jakie miałabym zalęgłości? Sama sobie bym zaszkodziła!” – odpowiedziała moja pociecha, wzięła książki i poszła się uczyć.

 

Zastanawiam się, czy z niewiedzy, czy z konieczności dowartościowania się, każdy nauczyciel za najważniejszy uznaje przedmiot, którego uczy. W efekcie okazuje się, że w szkole nie są ważni uczniowie, a zaczynają się liczyć jedynie przedmioty nauczania. Nikogo nie obchodzi, czy uczeń daje sobie radę ze wszystkimi szkolnymi obowiązkami, ważne żeby materiał ze wszystkich przedmiotów został w całości „przerobiony”. Porządek zostaje całkowicie odwrócony – to nie program nauczania jest dla ucznia, ale uczeń jest dla programu. Dlatego nie mają znaczenia kondycja psychiczna ucznia i jego możliwości psychorozwojowe tylko to, na jakim etapie realizacji materiału jest nauczyciel.

 

Słuchając relacji innych rodziców i patrząc na moja córkę, ze smutkiem muszę przyznać, że polska szkoła nie uczy dzieci, polska szkoła realizuje jedynie programy nauczania, a nauczyciele zamiast zachęcać i wprowadzać uczniów w fascynujący świat wiedzy, zamiast być przewodnikami i mentorami, stają się biurokratami, kurczowo trzymającymi się bezdusznych zapisów.

 

Nic wiec dziwnego, że uczniowie nie lubią chodzić do szkoły, że nie lubią matematyki, a nawet lekcji WF-u! Jest rzeczą niepojętą, że młodzi ludzie, dla których ruch i wszelkiego rodzaju aktywność, w tym fizyczna, są czymś naturalnym, unikają zajęć sportowych. Z drugiej jednak strony jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, gdy pani czy pan od WF-u – trzymając się ściśle programu nauczania – realizuje po kolei wszystkie hasła programowe, nie zważając na zainteresowania czy możliwości swoich uczniów...

 

Drodzy Nauczyciele, przestańcie wreszcie zachowywać się jak bezduszne cyborgi. Nie pracujecie z zaprogramowanymi robotami, tylko z wrażliwymi młodymi ludźmi, których nie można obarczać pracą ponad siły, bo to może im tylko zaszkodzić, nawet jeśli zrealizują cały program nauczania.

 

(Gazeta Szkolna, 31.01.2008)

Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie