11 września – inauguracyjna w nowym roku szkolnym „narada” dyrektorów szkół niepublicznych z wizytatorami warszawskiego kuratorium. Użyłem cudzysłowu, bo trudno nazwać naradą zwykłą prezentację kolejnych aktów prawnych, ich projektów oraz zamierzeń nadzoru pedagogicznego. To raczej transmisja nowości prawnych do mas, okraszona możliwością zadania pytań, których zresztą nie było zbyt wiele. Bo o coż tu pytać Bogu ducha winne panie wizytator, bez krztyny entuzjazmu prezentujące powszechnie znane dokumenty, na których kształt nie miały żadnego wpływu, i których modyfikacja pozostaje całkowicie poza ich zasięgiem? Choćby nawet z górą setka uczestników tego spotkania wspólnie uradziła sporządzenie jakichś postulatów… Zdecydowanie, demokracja nie jest monetą obiegową w systemie edukacji.
Owszem, oficjalnie padło, że rozporządzenie o ocenie pracy zostanie znowelizowane, ale to przecież ogłosiła już wcześniej pani minister. Napomknięto o możliwej zmianie przepisu wymuszającego zatrudnianie nauczycieli tylko na umowie o pracę. Pożyjemy–zobaczymy, ale jeśli okaże się to prawdą, to znaczy, że deficyt pracowników szkół stał się tak palący, że dotarł nawet do świadomości głównej lokatorki gmachu przy Alei Szucha. Zaprezentowano też, „na wszelki wypadek”, sławne rozporządzenie o BHP w szkole, choć jest tajemnicą poliszynela, że kiedy w końcu zostanie podpisane, znikną z niego niektóre, najbardziej kontrowersyjne zapisy. Ale na razie lepiej, żebyśmy szykowali się na najgorsze. Jakbyśmy od dwóch lat przez cały czas nie szykowali się na najgorsze…
Ciekawostką, na której się zatrzymam, była informacja o ogłoszeniu 1 października Ogólnopolskim Dniem Tornistra. Słyszałem już wcześniej o tej inicjatywie naszej pani minister, ale dopiero w tym miejscu i z urzędowych ust uzyskałem potwierdzenie, że to nie żart primaoctobrisowy. Naprawdę pracownicy kuratoriów i inspektorzy SANEPID-u mają tego dnia odwiedzać szkoły i ważyć dziecięce tornistry. Nie mogąc wyjść z podziwu dla tak fantastycznej inicjatywy przeżyłem jednak istną galopadę pytań i wątpliwości, najróżniejszego zresztą sortu, którymi podzielę się tutaj z Czytelnikami.
Czy Ogólnopolski Dzień Tornistra jest świętem, czy tylko dniem pamięci? Jeżeli to pierwsze, to dlaczego mamy je obchodzić w gęstej atmosferze kontroli? Jeśli to drugie, to w porządku, można mieć nadzieję, że dzięki miłym gościom naprawdę go popamiętamy…
Na jakiej podstawie prawnej wprowadza się to święto/ten dzień pamięci? Czy pójdą za nim w przyszłości inne Dni, powiązane z równie ważnymi problemami, dotykającymi dzieci w szkole? Na przykład: Ogólnopolski Dzień „Dobrej Drugiej zmiany w edukacji”? Albo Dzień Pracy Domowej Odrabianej w Nocy?
Co począć w sytuacji, gdy większość uczniów nie korzysta z tornistrów? Wszak miewają także plecaki albo walizki na kółkach. Te ostatnie ciągną zresztą za sobą, a nie dźwigają…
Co w sytuacji, gdy rodzic przynosi do szkoły tornister, plecak czy cokolwiek innego za swoim dzieckiem? Czy przepisowe 10% należy odnieść do ciężaru ciała dziecka, czy może jednak rodzica?
Czy ważenie odbędzie się na legalizowanej wadze? W szkole takiej nie mamy. Czy nasi goście tego dnia przyniosą niezbędny sprzęt ze sobą?
Co w sytuacji, gdy uczniowie zechcą pognębić swoich nauczycieli i tego dnia włożą do swoich tornistrów cegły albo hantle? Ta intryga może się udać, bo wgląd do wnętrza uczniowskiego tornistra możliwy jest tylko w przytomności i za zgodą rodziców, bądź wymaga obecności policjanta.
Co zrobić, jeśli dzieci z sympatii dla nauczycieli lub za ich niecnym podszeptem nie przyniosą tego dnia nie tylko podręczników i zeszytów ćwiczeń (jeden dzień spokojnie bez nich przetrwamy), ale nawet piórników, maskotek, i innych niezbędnych przedmiotów, którymi na co dzień wypełniają swoje tornistry? A nawet drugiego śniadania?! W końcu tornistrowi też można przynieść ulgę w ciężkiej pracy, szczególnie w Dniu tak uroczystym…
A co będzie, gdy zdołamy jednak jakimś cudem opróżnić tornistry i przekonamy się, że one same, bez zawartości, pochłaniają połowę dopuszczalnego limitu wagi? Czy można będzie liczyć na dodatkowe 300+ na zakup może mniej efektownego, ale za to lżejszego wyposażenia?
Na tym zakończę ową tendencyjną listę pytań, a Czytelnika oburzonego szyderstwem z naprawdę istotnego problemu, jakim jest zbytnie obciążenie dzieci przyborami szkolnymi spieszę zawiadomić, że wcale nie neguję potrzeby działania w tym kierunku. Wyśmiewam tylko wykwit urzędniczej inicjatywy, prowadzący do działań urągających zdrowemu rozumowi, a co najważniejsze – z założenia kompletnie nieskutecznych. Problem może i powinien być dyskutowany w szkołach, a jego rozwiązanie (czyli częściowe chociaż odciążenie dzieci) po równo leży w rękach (głowach?) nauczycieli i rodziców. Tymczasem, zamiast sensownej i zgodnej współpracy mamy kolejny akt szczucia opinii publicznej na szkołę, bo przecież trudno sobie wyobrazić, że efektem stwierdzenia nadmiernej wagi tornistra będzie wskazanie rodziców jego właściciela jako winnych braku kontroli nad tym, co dziecko do niego włożyło. Raczej oberwie się nauczycielom albo dyrektorowi, który w tym punkcie nie wypełnił jednego z miliona swoich „elementarnych” obowiązków.
Na zakończenie pozwolę sobie zadać jeszcze jedno, tym razem śmiertelnie poważne pytanie. Szanowna Pani Minister, gdzie podziewają się e-podręczniki, w przygotowanie których od lat kierowany przez Panią urząd pompuje ciężkie miliony, i które już dawno miały zlikwidować przeciążenie uczniowskich tornistrów?! A ponieważ, póki co, to pytanie ma charakter wyłącznie retoryczny, proponuję ogłosić Prima octobris Dniem e-Podręcznika, Którego Nie Ma Na Uczniowskim Tablecie, Również Nieobecnym.
Natomiast tornistry można zważyć, jeśli już, to w dniu, kiedy nikt nie będzie się tego spodziewał.
Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się pierwotnie w blogu autora.