Wysłuchałem do końca wystąpienia prof. Stanisława Czachorowskiego pt. Jak uniemożliwić ściąganie na egzaminach i kolokwiach?. W szóstej minucie zainteresowała mnie obietnica autora, że przedstawi „Jeden dobry sposób na to, by uniemożliwić całkowicie ściąganie.” Mam wątpliwości, czy to jest w pełni możliwe – jak sam, autor mówi, ściąganie jest częścią naszej „kultury uczenia się”. Bacznie jednak przysłuchiwałem się dalszym wywodom by poznać ten jeden dobry sposób.
Dalej w prezentacji pojawia się: „Sposób 1. Pozwolić na legalne korzystanie ze źródeł zewnętrznych.” Innych sposobów autor już nie wyróżnia – czy rzeczywiście jest to „Jeden dobry sposób”?
Rodzi się wiele wątpliwości. Zasadnicza wątpliwość tkwi w postawionym pytaniu: „Jak uniemożliwić uczniowi ściąganie”. Czy raczej nie powinniśmy pytać, „W jaki sposób testować, egzaminować, weryfikować to, co uczeń umie?” Z premedytacją, w tym pytaniu nie ma mowy o ściąganiu i innych pomocach, bo pytam o to „co uczeń umie”. Może ktoś powiedzieć, że umiejętność buszowania po sieci i „zaciągania” wiedzy innych osób, jest też pewną umiejętnością, to jednak bardziej trąci konektywizmem niż konstruowaniem własnej wiedzy. Warto przy tym pamiętać słowa Noama Chomskiego „Internet jest niezwykłą rzeczą, jeśli wiesz, czego szukasz.” I podobno Goethe miał powiedzieć „Znajduję to, co znam.” Chyba nie muszę przekonywać do słuszności tych myśli.
Jaki jest więc sposób na to, by przekonać się, co uczeń umie jednocześnie minimalizując ściąganie, ale faktycznie umożliwiając mu wykazanie się własną wiedzą. Tutaj kolejna wypowiedź, tym razem Alberta Einsteina z 1920 roku: „Większość nauczycieli traci czas na zadawanie pytań, które mają ujawnić to, czego uczeń nie umie, podczas gdy nauczyciel z dobrego zdarzenia stara się za pomocą pytań ujawnić to, co uczeń umie lub czego jest zdolny się nauczyć.” Dygresja: mój syn będąc w liceum wywiesił plakat z takim przesłanie na drzwiach gabinetu biologa, a później na tablicy ogłoszeniowej pokoju nauczycielskiego i miał „pod górę”, ja również!
Na postawione przeze mnie pytanie odpowiedziałem już blisko 10 lat temu tutaj, a ostatnio odniosłem się także do nauczania na odległość pod koniec artykułu pod tytułem Jak przyciągnąć ucznia … na odległość. W tym drugim tekście, propozycja weryfikacji wiedzy ucznia jest pochodną sposobu, w jaki on pracuje – ocena jest naturalnym wynikiem jego aktywności.
Proponuję przyjąć zasadę show your work – pokaż, jak pracujesz, show your understanding – pokaż, czy rozumiesz, którą stosuję w ocenie osiągnięć uczniów i studentów, a która w moim przypadku całkowicie wyeliminowała zjawisko ściągania w pejoratywnym sensie. A zatem, jak dzisiaj powinna wyglądać praca nauczyciela z uczniem/studentem, który ma łatwy dostęp do materiałów w sieci, często w gotowej postaci. Oczywiście uczeń, i nie tylko on, zawsze będzie starał się ułatwić sobie pracę. Ale jest nauczyciel, który odbiera efekty jego pracy. Jeśli jednak ograniczymy odbiór tych efektów do efektów końcowych, to nie powinniśmy się dziwić, że uczeń czy student dostarczy nam właśnie tylko efekt końcowy. Jeśli nie interesuje nas, jak on to uzyskał, i on o tym wie, to przecież sami się prosimy tylko o te efekty końcowe, których jest pełno w sieci.
W przypadku, gdy odbieramy efekt końcowy, program komputerowy, opracowanie lub wypracowanie, ten odbiór powinien być połączony z wyjaśnieniem, jak to otrzymałeś, jak to działa. Nawet mało doświadczony nauczyciel jest w stanie wtedy wykryć, czy uczeń opowiada o pracy zrobionej przez siebie, czy jest to raczej twór obcy. A jeśli nawet jest to twór obcy, ale uczeń potrafi go opisać, to świadczyć może, że zrozumiał materiał i potrafi go przedstawić, pozostaje jedynie kwestia legalności zapożyczenia – fakt zapożyczenia powinien być ujawniony.
Prowadzę projekty uczniowskie i studenckie, projekty z programowania, prace dyplomowe licencjackie, magisterskie i doktorskie. Mam stały kontakt z wykonawcami raz na 2-3 tygodnie oglądając postępy ich prac Jest wykluczone, aby pojawił się w pracy obcy element, z Nieba lub z Internetu, którego nie potrafiłby wyjaśnić uczeń czy student, a który byłby dla mnie zaskoczeniem.
Na koniec przykład good practice – dobrego doświadczenia. Prowadzimy konkurs Bóbr od 15 lat i w 2020 musiał odbyć się zdalnie, chociaż zgodnie z regulaminem uczniowie powinni pracować pod nadzorem nauczyciela. Przeraził nas wynik w konkursie Kangur, w którym liczba maksów z kilku w konkursie rozgrywanym pod nadzorem nauczyciela skoczyła do ponad 3,5 tys. w trybie zdalnym. Mnie to nie zdziwiło – czy nie można było oczekiwać takiego wyniku dając uczniom takie same zadania do rozwiązania, a faktycznie do wpisania czy odhaczenia rozwiązania? W Bobrze od lat, zadania, chociaż takie same dla wszystkich uczniów na danym poziomie edukacyjnym, to jednak są otwarte w tym sensie, że należy wpisać lub interaktywne otrzymać rozwiązanie, które powinno być wynikiem przeprowadzonego rozumowania (algorytmicznego, komputacyjnego). Tegoroczne wyniki zdalnej pracy uczniów zaskoczyły nas – nie odnotowaliśmy wspólnej pracy, ściągania (kilka lat temu za niesamodzielność musiałem zdyskwalifikować blisko 200 uczniów i 10 szkół). To zasługa typu zadań sprawdzających tok myślenia podczas ich rozwiązywania, zapewne różny u różnych uczniów. Bóbr jest konkursem informatycznym, ale proszę zajrzeć do zadań – nie mają korzeni w żadnym przedmiocie, dotyczą myślenia w różnych sytuacjach problemowych. Polecam zadania konkursowe z tego roku i minionych lat, można z nich korzystać na zajęciach, a wkrótce udostępnimy ich repozytorium.
O autorze: Maciej M. Sysło jest matematykiem i informatykiem, profesorem UMK w Toruniu i Uniwersytetu Wrocławskiego. Pracuje również w Warszawskiej Wyższej Szkole Informatyki. Od prawie 30 lat kształtuje edukację informatyczną w polskich szkołach; autor podstaw programowych, podręczników, poradników, oprogramowania edukacyjnego; organizator konferencji krajowych i międzynarodowych, prelegent i wykładowca.