Epidemia pouczania

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
Znamienne, że uczestników "Ziarna" i "Raju" różni nie więcej niż cztery metrykalne lata. Tu – dziesięciolatki, tam – czternastolatki. "Ziarno" ręcznie steruje gromadką potulnych prymusów, "Raj" próbuje odzyskać zbłąkane owieczki, niechętne kościelnej retoryce. Pomiędzy tymi dwoma programami widzę związek przyczyny i skutku. Im więcej sztucznego miodu w "Ziarnie", tym więcej hip-hopowego dziegciu w "Raju".

 

Jak to się robi

Kolejny przykład epidemii pouczania, na którą choruje telewizja publiczna, to program o gotowaniu "Kuchcikowo". Prowadząca zagania dzieci do siekania marchwi, po czym, po minucie zręcznej żonglerki naczyniami, prezentuje gotowe danie. Program jest chaotyczną gadaniną nad produktami spożywczymi – ani niczego nie wyjaśnia, ani nie zachęca do samodzielnego pichcenia. Jedynie wdzięk prowadzącej Cioteczki Palce Lizać ratuje tę smętną produkcję przed całkowitym blamażem.

 

Znam program o podobnej formule, realizowany w telewizji holenderskiej, a nagrodzony na festiwalu twórczości telewizyjnej Prix de Jeunesse. Tam dzieci gotują naprawdę. Niezależnie od tego, ile soku wyleją na siebie, ile obierek spadnie na podłogę, ile lukru przylgnie do uszu – brną dzielnie do kulinarnego finału, który zwykle wygląda jak rozgotowana tektura. Niemniej dziecięce wpadki i porażki dają małemu widzowi poczucie, że jakby nie sknocił pierwszego samodzielnego dania, to i tak będzie po stokroć zręczniejszy od telewizyjnych niezguł. Zabiegi kuchenne wykonywane są w przystosowanej do tego kuchni, a nie w studio umeblowanym jak buduar. Ponadto realizacja telewizyjna – powtórzenia, prezentacja receptury, zbliżenia i komentarz – wszystko to pozwala nadążyć za kuchennymi czynnościami i samodzielnie je powtórzyć. W „Kuchcikowie” to niemożliwe.

 

Całą żałosną bidę telewizji dziecięcej widać w programie "Angielski z jedynką". Kilku przypadkowych "cywilów", którzy władają językiem angielskim, odgrywa amatorskie skecze przed młodą publicznością. Program zrealizowany jak za króla Ćwieczka: kamera, trójka przebranych gadaczy plus oklaski. Może zamiast programu wystarczy pokazać linki do YouTube’a albo do podcastów w internecie, gdzie można znaleźć lepsze filmiki do nauki języka, które mają i tę przewagę, że można je odtwarzać po wielekroć?

 

A co zdecydowanie podoba mi się w publicznej telewizji dla dzieci?

Andrzej Maleszka, rzecz jasna. Mógłby zamieszkać na Woronicza z wielkim pożytkiem dla TVP. Cokolwiek zrobi, trafia w punkt. Najwyraźniej rozumie, dla kogo realizuje swoje filmy. Znakomity serial „Magiczne drzewo” w listopadzie ubiegłego roku uhonorowany został w Nowym Jorku nagrodą Emmy – najwyższym splendorem, jaki może uzyskać produkcja telewizyjna. Nie trzeba lepszego świadectwa profesjonalizmu. Dlaczego zatem telewizja nie szuka kolejnych Maleszków? Produkcja dla dzieci jest najbardziej rentownym przedsięwzięciem telewizyjnym – każdy serial dla młodzieży powtarzany jest do znudzenia po wielekroć. Amortyzuje się zatem szybciej i pewniej niż jakakolwiek inna produkcja, bo w miejsce dorastającej publiczności pojawiają się nowe roczniki widzów. Dlaczego zatem zawsze starcza kasy na telenowele i durne kabaretony, a brakuje na seriale dla młodzieży?

 

Podoba mi się „Bajkonurrr” – prosta czytanka w TVP Kultura, z udziałem sław, sensownie napędzająca chwalebny snobizm na czytanie książek. Najtańsza produkcja telewizyjna, bezpretensjonalna i miła. Na Jedynce warto oglądać dokumentalny serial "Kocham muzykę", w którym dzieci z różnych zakątków świata mówią o swojej muzycznej pasji, a my podążamy za nimi na próbach, lekcjach i popisach. Czy jest to prymitywny instrument koczowników, czy koncertowy fortepian – muzyka jest pretekstem, by przyjrzeć się obyczajom różnych kultur. Warta uwagi jest jeszcze przeznaczona dla dzieci starszych zwariowana kreskówka „Rozgadana farma" – współczesna, mocno alternatywna wersja bajek La Fontaine’a, inteligentna, z dobrymi dialogami, trochę w duchu "Shreka". Podoba mi się także Wojciech Mann i przemądrzałe dzieciaki w programie TVP 2 "Duże dzieci". Tutaj przynajmniej mam poczucie, że prowadzący słucha, a dzieci mają władzę nad tym, co mówią. A jeśli się wygłupią, to na własną prośbę i własny rachunek.


(artykuł ukazał się w Tygodnik Powszechnym, 18.03.2008)

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Ppp napisał/a komentarz do Zadania fakultatywne
Zadanie fakultatywne dla Pani:Uczeń ma do obsługi dziesięć przedmiotów (w liceum więcej), doba ma ty...
W miejsce dyskusji o tym jak będzie, proponowałbym również pomyśleć i o negatywnym scenariuszu, któr...
Jerzy T. napisał/a komentarz do O lekturach obowiązkowych w szkołach średnich 
@Aleksander Lubina: Słusznym wydaje się [...]A jeśli to założenie jest zwyczajnie fałszywe, to co? J...
Pora ostateczna to zmienić.
Nie do końca się zgadzam. Wywód Autora jest logiczny, ale pod warunkiem odwrócenia podstawowych zało...
PEŁNA ZGODA! Tylko, że to jest oczywiste od wielu lat i pozostaje zapytać, dlaczego nic nie jest w t...
Nie wiem co autorzy mają na myśli pisząc partnerstwo poznawcze między edukacją a technologią (AI). P...
Jan Soliwoda napisał/a komentarz do Metody głębokiego uczenia się
Ppp: obawiam się że ilość materiału jest sprzężona z innymi pozostałymi parametrami, takimi jak wiel...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie