Kształcenie nauczycieli w uczelniach pedagogicznych daje solidne przygotowanie zawodowe. Ponad 80% nauczycieli ma wykształcenie wyższe magisterskie. Na Zachodzie większość z nich ma tylko licencjat. Mamy głębsze przygotowanie przedmiotowe. Nasi nauczyciele uczą się przez pięć lat jednego przedmiotu, mają w tym zakresie znacznie szerszą wiedzę.
Ale jednocześnie przygotowanie do zawodu jest znikome. Przystępując do pracy po raz pierwszy młody nauczyciel ma za sobą paręset godzin wykładu z historii doktryn pedagogicznych i psychologicznych, ma także króciutką praktykę w szkole, gdzie niejednokrotnie jest „upychany” na przypadkowo dobrane lekcje, nie wszyscy bowiem przyszli nauczyciele mają to szczęście, że trafią na kogoś, kto potrafi być dla nich prawdziwym mentorem.
Podstawowe wykształcenie nauczyciela odbywa się według dawnych wzorców: wykłady, seminaria, ćwiczenia audytoryjne. Przyszły nauczyciel jest biernym odbiorcą przekazywanych mu treści, które niejednokrotnie polegają na odczytywaniu podręcznika akademickiego, jakby wykładowca nie dowierzał, że student sam może tę książkę przeczytać i w dodatku zrozumieć jej treść. Nauczyciele z kolei powielają ten model nauczania nawet wśród czwartoklasistów. A więc mitem jest, że jesteśmy dobrze kształceni.
Tworzenie obowiązującego dokumentu standardów dla nowoczesnego kształcenia nauczycieli ciągle jest opóźniane, mimo że już kilka ekip ministerialnych się do tego przymierzało. A przecież istnieją inne wzorce.
Miałam okazję przeglądać podręcznik „Education & Professional Studies” (EPS) z Uniwersytetu w Bath (Wielka Brytania) dokładnie opisuje założenia teoretyczne i procedury praktycznego przygotowania nauczyciela szkoły średniej do zawodu. Wraz z dydaktyką przedmiotową (subject didactics, sd) EPS tworzy komponent przygotowania zawodowego nauczyciela (pgce). Opisane są w nim cele, treści i organizacja studiów, a także tydzień po tygodniu czynności, które musi wykonać przyszły nauczyciel. Spędza on czas między uczelnią, gdzie przygotowuje się do pracy w szkole, a szkołą, w której czynnie poznaje planowanie zajęć, ocenianie, kierowanie klasą i inne niezbędne umiejętności.
Gdyby nasi nauczyciele przechodzili kurs kierowania klasą – nie doszłoby zapewne do skandalu w toruńskim technikum, krakowskim liceum i wielu innych nieujawnionych miejscach! Program z Bath, podobny do wielu programów kształcenia nauczycieli w krajach rozwiniętych, pozwala rozwinąć wiedzę i umiejętności w czterech głównych dziedzinach dotyczących pracy nauczyciela. Są to:
- | Wychowawcza rola nauczyciela (na pierwszym miejscu!), umiejętności interpersonalne, kształtowanie postaw uczniów i ich bezpieczeństwo. |
- | Procesy uczenia się/nauczania, indywidualizacja procesu edukacyjnego, dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych, równość szans w dostępie do edukacji. |
- | Program szkolny i ocenianie. |
- | Rozwój zawodowy nauczyciela. |
Następnie wszystkie te zagadnienia są szczegółowo rozpisane na zadania w każdym tygodniu rocznego stażu. Zawierają też wykaz opracowań, które musi przygotować student pedagogiki opisując swoje doświadczenia. Tymczasem kształcenie nauczycieli w Polsce ogranicza się w zasadzie do punktu 3 – programu szkolnego i oceniania! Bo jak się okazało, wbrew założeniom twórców reformy, rozwój zawodowy ma mało wspólnego z rzeczywistym dążeniem do mistrzostwa.
Co można zatem zrobić? Przede wszystkim należy doprowadzić do zmian w kształceniu nauczycieli i to nie tylko w przygotowaniu do pełnienia roli nauczyciela, ale także badać predyspozycje osobowościowe do wykonywania tego trudnego zawodu. Należałoby wcielić w życie nowoczesny nadzór pedagogiczny – nie biurokratyczny, ale wspierający szkoły w rozwoju. Wyrzućmy ze szkoły papiery! I jeszcze to wszystko, co zależy od nas, nauczycieli:
- Starać się porządnie i uczciwie uczyć,
- Nie poddawać się presji złych obyczajów, demoralizacji,
- Polubić naszych uczniów, szkołę i siebie w roli nauczyciela!
(Opracowanie ukazało się w numerze 2/2008 magazynu „Awangarda w edukacji”, publikujemy obszerne jego fragmenty, część 3/3)