Szkolić nauczycieli każdy może?

fot. Adobe Stock

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

W 1977 roku w Opolu mogliśmy usłyszeć piosenkę, do której słowa napisał Jonasz Kofta - „Śpiewać każdy może”. W mistrzowskim stylu wykonał ją śp. Jerzy Stuhr. Miała powstać tylko dla żartu, a jednak stała się hitem: Śpiewać każdy może, / Trochę lepiej, lub trochę gorzej, / Ale nie oto chodzi, / Jak co komu wychodzi. Parafrazując słowa utworu - szkolić każdy może… - chciałabym poświęcić nieco uwagi zjawisku, które obserwuję w przestrzeni edukacji już od dłuższego czasu, ale szczególnie intensywnie od czasu pandemii COVID. Rzecz będzie dotyczyła szkoleń dla nauczycieli, a moim zamiarem jest skłonić do refleksji (nauczycieli): z jakich ofert korzystamy?

Podkradanie dobrych treści edukacyjnych

W okresie pandemii ujawniła się w sieci ogromna rzesza osób, którzy prowadzili różnego rodzaju spotkania online i oferowali wiele materiałów mających pomóc nauczycielom w ich pracy zdalnej z uczniami. Niektórzy z nich pracowali pro bono (i trzeba im oddać wielki hołd!), ale też całkiem spora grupa dostrzegła w tej sytuacji po prostu okazję do łatwego zarobku, w duchu myśli „No i dobrze. Jest popyt, to jest i podaż”. Jak grzyby po deszczu, w sieci wyrosły dziesiątki serwisów i miejsc, w których można było się szybko i sprawnie „przeszkolić”. No właśnie - nie byłoby problemu, gdyby autorzy tych inicjatyw faktycznie poświęcili wiele godzin na przygotowanie wysokiej jakości materiałów. Niestety, gdy weźmiemy pod uwagę pochodzenie oferowanych w wielu takich „szkoleniach” materiałów, jak i przeanalizujemy kompetencje osób za nimi stojących - wygląda na to, że istnieje spora liczba cwaniaków, którzy z kopiowania cudzych treści i sprzedawania ich później jako własnych, bez zwracania uwagi na przepisy prawa autorskiego, zrobili całkiem niezły biznes. Powstały na przykład Facebookowe grupy, na których takie materiały były oferowane za odpłatnością. Kwoty były różne, często niewielkie, ale biorąc pod uwagę popyt wśród nauczycieli, wychodziły z tego całkiem poważne zarobki. Zdarzało się, że autor oryginalnych treści trafiał na swoje opracowania i próbował dochodzić swoich praw, ale posty były usuwane, albo był/a banowana/y. Mam wrażenie, że takie sytuacje nie wywoływały żadnych reakcji sprzeciwu wśród innych kupujących. Chęć „podszkolenia się” za „niewielkie pieniądze” i zdobycia „certyfikatu” za grosze często niestety przeważały nad uczciwością.

W taki sposób wielu moich znajomych zostało okradzionych z ich własności intelektualnych. Wielu ze zdziwieniem stwierdziło, że takie osoby organizujące „szkolenia” organizowały webinary za cenę identyczną, co autor, o tej samej treści, a nawet łudząco podobnej nazwie. Często przy tym wypierały się, mimo niezbitych dowodów, że nie są to ich treści, ani że stoi za nimi solidne doświadczenie zawodowe w obszarze doszkalania i doskonalenia zawodowego nauczycieli. Problem ten nadal istnieje i będzie istniał, dopóki na takie nieuczciwe propozycje odpowiadać będą nauczyciele…

Chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że takich czynów dopuszczają się też sami nauczyciele. Kradzież, na której często zarabiają, nazywają „dzieleniem się”. Przyłapane na gorącym uczynku, tłumaczą, że nie wiedzieli, ze to jest nielegalne! Jak osoba wykształcona, mająca misję edukacji przyszłych pokoleń, może nie zdawać sobie z tego sprawy! Ten proceder niesamowicie trafnie podsumowała Joanna Waszkowska, autorka bloga uczycielnica.blogspot.com: Nie, nie chodzi tu o żadne pieniądze czy odzieranie z godności. Chodzi o czystoludzką przyzwoitość, którą pandemia szybko zweryfikowała, gdyż ten czas zainspirował do działania równie dużo społeczników i aktywistów edukacyjnych, jak i osób żerujących na cudzej pracy

Jak sobie z tym radzić?

Czy można z tym coś jeszcze zrobić? Zawsze pozostaje droga prawna. Ale to złożona, czasochłonna i raczej skomplikowana pod wieloma względami sprawa. Bez gwarancji na jej pomyślne zakończenie. Możemy też lepiej zadbać o własne materiały udostępniane w sieci. Jeśli zależy nam, żeby nie były one wykorzystywane przez pseudo-szkoleniowców, zacznijmy od odpowiedniego oznaczania ich licencją. Na przykład wybierając wolne licencje (kiedy szczególnie zależy nam na dzieleniu się swoją wiedzą z innymi pedagogami) - wybierajmy licencję CC-BY-NC, czyli „Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0”. Wielu autorów treści edukacyjnych nie zdaje sobie sprawy, że to w pewien sposób chroni ich twórczość zamieszczoną w sieci. Nie uczą tego w szkołach…

Kiedy wykryjemy nieuprawnione wykorzystanie naszych materiałów u innych osób i firm, zawsze powinniśmy zostawić odpowiednie opinie na tych „firmowych stronach”. Nie jest to zbyt pewny sposób, bo, zwłaszcza na Facebooku, mogą one łatwo zostać skasowane przez nieuczciwych „szkoleniowców” (nieco lepiej jest na LinkedIn, gdzie takie opinie mogą już „zaboleć”). Istnieje też ryzyko, że - zwłaszcza w dobie AI - nasza opinia zaginie w gąszczu innych „pochwalnych”, generowanych przez boty i sztuczną inteligencję. Niestety trudno wierzyć opiniom - bardzo często są one zmyślone...

Czy dziecko może nas (nauczycieli) szkolić?

Skoro już poruszam wątek dostępnych dla nauczycieli szkoleń w sieci, warto poruszyć jeszcze jeden temat. Co myśleć o sprzedaży materiałów i organizowaniu szkoleń dla nauczycieli przez dziecko? Tak, są takie oferty i podobno wielu nauczycieli z nich korzysta. Czy uczeń szkoły podstawowej może szkolić dorosłych ludzi, którzy to raczej jemu powinni przekazywać wiedzę o świecie i technologiach? Wszak wielu z edukatorów ma tytuł nauczyciela mianowanego lub dyplomowanego, który to tytuł zakłada w pewnym stopniu biegłość w opanowaniu TIK i wykorzystywania ich podczas zajęć. Co sprawia, że nauczyciel korzysta z webinaru prowadzonego dziecięcym głosikiem, nawet nie widząc „szkoleniowca”. Piszę tu o jednym ze znanych przypadków na rynku szkoleniowym - chłopak, uczeń szkoły podstawowej, założył kilka firm o profesjonalnie brzmiących tytułach. Na jego stronie lata doświadczenia w szkoleniach nauczycieli określone są „5+”. Jak zaczynał musiał mieć około 8 lat! (sic!). Naprawdę, nikt tego nie chce zauważyć?

A może to efekt niskiej świadomości prawnej wśród nauczycieli. Brak zdawania sobie sprawy, że nieletni „szkoleniowiec” nie dysponuje pełną zdolnością do czynności prawnych, a dopiero od 13 r. ż. nabywa ograniczoną zdolność do czynności prawnych. Co oznacza, że bez osoby dorosłej ukrytej ze jego/jej plecami, nie jest w stanie legalnie nic zaoferować nam nauczycielom! Gdzie jest to krytyczne myślenie, które od kilku lat jest priorytetem polityki oświatowej państwa…

Wątpliwości budzi tez w tym wypadku źródło treści wykorzystywanych przez takiego małoletniego edukatora. Jak to możliwe, że oferowane kursy i materiały, są uważane za profesjonalne i dopasowane do potrzeb nauczycieli? Naprawdę nie ma bardziej wiarygodnych źródeł? Drodzy koledzy i koleżanki, zamiast korzystać z mało wartościowych i niepewnych tutoriali w różnych serwisach, naprawdę lepiej zapisać się na kursy płatne lub bezpłatne, ale prowadzone przez osoby, za którymi stoi rzeczywiście wieloletnie doświadczenie zawodowe. Polecam na przykład tygodniowe kursy etwinningowe.

Omawiany tu przypadek jest szczególny, bowiem w nieprzeciętnym zakresie jest wsparty różnymi działaniami marketingowymi i sieciowymi, które - jestem pewna - są zbyt skomplikowane i złożone, aby mogła się nimi zajmować osoba niepełnoletnia. Dostrzegam tu bardzo szerokie wykorzystanie w celowy sposób narzędzi AI (np. do generowania fałszywych opinii o danych szkoleniach, czy fałszywych profili „zadowolonych” klientów), akcje patronackie (aż dziw bierze, że tak dużo podmiotów obecnych na polskim rynku uwierzyło w tego młodego „szkoleniowca”), pozyskiwanie danych osobowych (notabene w różnych miejscach na jego stronach wpisane są amerykańskie dane kontaktowe i podmioty, które „niby” organizują jego działalność). Czy jesteście pewni, skoro już wasze dane zostały przekazane tym podmiotom, że potem nie zostaną gdzieś użyte w sieci do innych celów?

Na koniec warto dodać jeszcze jedno. Chłopiec, albo ktoś kto się pod niego podszywa, proponuje także „wsparcie pedagogiczne", które zakłada - oprócz szkoleń dla nauczycieli - konsultacje pedagogiczne! Naprawdę wybitny przypadek…

Na koniec

Zaczęłam się zastanawiać, czy akcja z małoletnim edukatorem nauczycieli nie jest przypadkiem wymierzona w edukatorów: ”Popatrzcie – ich kompetencje są tak niskie, że muszą korzystać z pomocy ucznia szkoły podstawowej”! Mam nadzieję, że nie, ale do końca nie jestem pewna…

Drodzy koledzy i koleżanki, szanujmy się! Owszem, korzystajmy i podziwiajmy wiedzę nawet i kilkulatków, chociażby oglądając filmiki i streamy z Minecrafta czy innych popularnych gier i aplikacji, ale… jeśli chodzi o nasz rozwój zawodowy i doskonalenie, jednak najpierw sprawdzajmy, z kim mamy do czynienia! Bo sobie samym możemy skutecznie zaszkodzić. Nie zwalniajmy się z myślenia!

 

O autorce: Iwona Cugier jest nauczycielką informatyki, trenerką i blogerką ( http://cyfrowitubylcy.blogspot.com/). Członkini grupy Superbelfrzy RP, pasjonatka nowoczesnych technologii i jej wykorzystania w nauczaniu i uczeniu się. Na Liście Honorowej Szerokiego Porozumienia na Rzecz Umiejętności Cyfrowych za działalność na rzecz rozwoju umiejętności cyfrowych w Polsce. Autorka programów szkoleniowych i scenariuszy dot. programowania, kształcenia kompetencji cyfrowych, nauki zdalnej. Niniejszy tekst jest zredagowaną i skróconą wersją postu, który zamieściła w swoim blogu 17.08.2024.

 

Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie