Strona 1 z 2Nauczanie historii do lamusa? Wielu młodym by się to podobało. Z niepokojem jednak przeczytałem artykuł Czesława Wróbla pt. "O marginalizacji procesu kształcenia historycznego", który ukazał się w majowym numerze „Edukacji i Dialogu” i poświęcony jest ocenie kształcenia historycznego w związku z wprowadzeniem nowej podstawy programowej.
Zastanawiam się, czy wypowiedź ta jest
przykładem swoistej paranoi historycznej, czy może zwykłego
niezrozumienia sedna współczesnych czasów i sensu edukacji?
Historyczny, przestarzały język
Młodzież dziś mówi inaczej, myśli i „kombinuje” inaczej, jak dorośli wychowani w dawnej szkole, która - na szczęście dla młodych - odchodzi do lamusa (dlaczego tak powoli?). Myślę o szkole wiedzowej i jakoś tam wychowującej, czy raczej może manipulującej uczniami - w imię idei jedynie słusznej? Właściwie, to już na wstępie ww. artykułu, w pierwszym zdaniu, widać dość jednoznacznie, z kim czytelnik ma do czynienia. Sam użyty tu język wskazuje na historyczność, zmurszałość, myślenia autora. Po co np. stosować termin „proces kształcenia” czy „proces nauczania”, skoro to drugie, wszyscy wiedzą, że jest procesem? A samo pojęcie „nauczanie” też powinno szybko być zastąpione terminem zasobniejszym - „edukowanie”. Zadaniem szkoły jest organizować uczenie się! Ale pytanie jest takie, czy dziś, u progu lat 10 XXI wieku, myśleć historycznie - to coś pożądanego czy może przestarzałego? Czy jest prawdą, że godnym miejscem dla historii, i szerokiego jej nauczania, są tomy historii i półki w muzeum lub skierowanie do lamusa?
Historia jest trendy
Pamiętam, kilka lat temu na okładce, już dziś nieistniejącego, czasopisma „Ozon” był znamienny napis "Historia jest trendy". Utkwił mi on w pamięci, nie tylko jako okładkowy wyzywający napis, ale przede wszystkim z tego powodu, że choć lubię historię i wiele z niej pamiętam (nawet wszystkich polskich królów jestem w stanie wymienić z pamięci - ale po co?), to od lat lansuję wśród nauczycieli innowacyjną i przyszłościową orientację w edukacji oraz mocno przewartościowałem swój stosunek do historii. Jestem nauczycielem biologii i geografii, nie historii, oraz konsultantem ds. informacji edukacyjnej i innowacji pedagogicznych. Stąd, warto chyba zapytać i rozważyć:
Historyczny, przestarzały język
Młodzież dziś mówi inaczej, myśli i „kombinuje” inaczej, jak dorośli wychowani w dawnej szkole, która - na szczęście dla młodych - odchodzi do lamusa (dlaczego tak powoli?). Myślę o szkole wiedzowej i jakoś tam wychowującej, czy raczej może manipulującej uczniami - w imię idei jedynie słusznej? Właściwie, to już na wstępie ww. artykułu, w pierwszym zdaniu, widać dość jednoznacznie, z kim czytelnik ma do czynienia. Sam użyty tu język wskazuje na historyczność, zmurszałość, myślenia autora. Po co np. stosować termin „proces kształcenia” czy „proces nauczania”, skoro to drugie, wszyscy wiedzą, że jest procesem? A samo pojęcie „nauczanie” też powinno szybko być zastąpione terminem zasobniejszym - „edukowanie”. Zadaniem szkoły jest organizować uczenie się! Ale pytanie jest takie, czy dziś, u progu lat 10 XXI wieku, myśleć historycznie - to coś pożądanego czy może przestarzałego? Czy jest prawdą, że godnym miejscem dla historii, i szerokiego jej nauczania, są tomy historii i półki w muzeum lub skierowanie do lamusa?
Historia jest trendy
Pamiętam, kilka lat temu na okładce, już dziś nieistniejącego, czasopisma „Ozon” był znamienny napis "Historia jest trendy". Utkwił mi on w pamięci, nie tylko jako okładkowy wyzywający napis, ale przede wszystkim z tego powodu, że choć lubię historię i wiele z niej pamiętam (nawet wszystkich polskich królów jestem w stanie wymienić z pamięci - ale po co?), to od lat lansuję wśród nauczycieli innowacyjną i przyszłościową orientację w edukacji oraz mocno przewartościowałem swój stosunek do historii. Jestem nauczycielem biologii i geografii, nie historii, oraz konsultantem ds. informacji edukacyjnej i innowacji pedagogicznych. Stąd, warto chyba zapytać i rozważyć:
- |
Czy faktycznie nowa podstawa programowa niesie jakieś zagrożenia? |
- |
A może do łask wraca dziś historia i nauczanie jej w szkołach, skoro
historii są 2 godziny lekcyjne w tygodniu, a biologii i geografii jedna? |
- |
Czy prawdą jest (czyją jest to prawdą?), że historia uczy i wychowuje? |
- |
Czy nauczanie historii w szkole pokazuje człowieka i zasoby dobrych przykładów? |
- |
Co zmieni się w szkole na lepsze przez zwiększenie liczby godzin nauczania historii? |
- |
Na czym polega istota i jakie ma znaczenie przyszłościowa orientacja edukacji? |
Zainteresowanie historią
Czy młodzież dziś interesuje się historią i polityką? Owszem, część młodych interesuje się historią, ale dla znacznej część młodych ludzi ani historia, ani obecne wydarzenia polityczne, nie są ciekawe i wydają się zbędne. Dla niektórych historia jest ciekawa, wręcz pasjonująca, a dla innych nie. Niepokojące są fakty, gdy licealista uczy się w klasie matematyczno-fizycznej, a do matury wybiera biologię, albo gdy mówi, że najbardziej lubi historię, a na życie wybiera biologię czy geografię. Z badań wynika, że tylko 1% młodzieży w Polsce interesuje się polityką i ogląda codzienne wiadomości. Uważa na przykład, że miejsce historii jest w muzeum i w IPN. Dziś, gdy pytam młodych o historyczne wydarzenia i rozmawiam o patriotyzmie – odpowiadają, po co o tym mówić? Gdy zachęcam do udziału w wyborach – pytają, a po co im te wybory? Szkoła, tj. te jej górnolotne apele rocznicowe, szkolne akademie na stojąco, na które „spędza się” wszystkie klasy i z których pewnie korzyść dla uczniów jest taka, że przepada dana lekcja, skutecznie wielu młodych zniechęca do celebrowania obchodów i nawet do rozmowy o polityce i patriotyzmie.
Młodzież na obchodach rocznic
Zdziwiony jestem, gdy czytam, jak redaktorzy gazet opisując wydarzenia związane z obchodzeniem w Polsce różnych rocznic często podnoszą larum, że nie da się zrozumieć, dlaczego nauczyciele, dyrektorzy szkół czy też same władze oświatowe, nie zadbają (nie zmuszą?) o to, żeby młodzież uczestniczyła w tak ważnych, żywych lekcjach historii i patriotyzmu. Czy one wielkie i żywe - to nie wiem. A komu są one potrzebne - może samym kombatantom? Oczywiście, najlepiej jest mieć pretensje do nauczycieli i dyrektorów szkół, ale zupełnie nie w tym sedno. Czy jednak udział młodzieży w takich, często wzniosłych i patetycznych uroczystościach, zwykle obowiązkowy, przymusowy, a nie spontaniczny i z własnej woli – jest faktycznie żywą lekcją patriotyzmu? Wielka jest w tym pewnie naiwność wielu dorosłych.
W swojej szkole uczestniczyłem w pięknej szkolnej akademii z okazji Święta Niepodległości 11 listopada. Po imprezie, jedni licealiści mówili, ze to była ładna akademia, a inni, że to była czysta propaganda. Wzruszony byłem ich szczerością. A komu przyznałem rację? Warto przecież młodych zapytać, co o tym myślą? Jak widzą swój udział w obchodach i patriotycznych uroczystościach, czy chcą większej liczby godzin historii w szkole? A może organizować z takich ww. ważnych okazji coś innego, ciekawszego dla młodych ludzi? Czy te obchody są dla władz i kombatantów, czy może właśnie dla „zwykłych” ludzi? Może warto trochę wysilić mózg, własną pomysłowość, i zrobić coś ciekawego dla społeczeństwa? Warto też zapytać, jaka jest dziś młodzież? Czego ona oczekuje i czy jej zdaniem warto dziś być patriotą? Czy młodzież jest taka jak my?
Piękno historii i patriotyzmu
Żyjemy teraz w Europie w czasach pokoju, choć nie wszędzie na świecie tak jest. W szkołach rozmawia się i dyskutuje z młodzieżą o problemach kraju i narodowych wartościach, bohaterach, wydarzeniach, ale i o pięknej przyrodzie, geografii itd. Stawia się przed młodymi pytanie, jak dziś okazywać swój patriotyzm w czasach pokoju? Jeśli odpowiedź na pytanie o sens uczenia patriotyzmu - miłości do ojczyzny - jest pozytywna, to rodzi się jednocześnie pytanie, jak to zrobić najlepiej, najskuteczniej i najdelikatniej? I to jest zasadnicze pytanie do historyków i nauczycieli historii. Jak uczyć, aby nie zrażać, stresować i odstraszać historią, a faktycznie zainteresować nią?
Czytaj dalej...