Tuż przed Kongresem Obywatelskim gościem radia TOK FM była dr Marzena Żylińska z Nauczycielskiego Kolegium Języków Obcych w Toruniu, ekspertka od procesów uczenia się i neuropedagogiki. Mówiła o szkole - o tym, że szkoła utrudnia proces uczenia się. Warto posłuchać ciekawej rozmowy, którą przeprowadził Jakub Janiszewski.
Od dekady możemy zaglądać swobodniej w uczące się mózgi i zobaczyć, co się w nich dzieje. Te badania pokazują, że stworzyliśmy system szkolny, który jest kontraproduktywny, przeszkadza się uczyć. Widać to dobrze zwłaszcza po maluchach, które idą do szkoły: „siadaj Jasiu, nie pytaj, tu nikogo nie intersuje, co cię interesuje (...), my tu teraz będziemy realizować program...“
W swoim blogu po audycji w radio (patrz: Czy nauka może być przyjemna?) dr Żylińska napisała: „za każdym razem, gdy uświadamiam sobie, jak wielu uczniów nudzi się w szkole (patrz: raport „Szkoła bez przemocy”), ogarnia mnie żal. Tych strat nigdy już nie uda się nadrobić!!! Z badań nad mózgiem wynika bowiem niezbicie, że neurony umierają (i to dosłownie!) z nudów. Gdy dzieci w wieku sześciu lat idą do szkoły, w ich płacie czołowym występuje największa ilość połączeń neuronalnych. Wszystko jest ze wszystkim połączone. Ta gęsta sieć połączeń jest największym darem natury! Jednak stabilizują się, czyli zostają utrzymane, jedynie te połączenia, które są używane. Mózg kieruje się bowiem zasadą: używaj albo wyrzuć. O tym, ile z tych połączeń mózg zachowa, zależy od różnorodności podejmowanych przez dzieci aktywności. Im bardziej są aktywne, im więcej modalności bierze udział w procesie poznawania świata, tym lepiej. Każdy zmysł ma w mózgu swoją reprezentację. Dzieci uczą się dzięki temu, co widzą, słyszą i co robią. Szczególne znaczenie przypada tu dłoniom. Jak pokazuje filogeneza, rozwój gatunku Homo Sapiens przyspieszył, gdy nasi przodkowie zaczęli używać narzędzi. Ta aktywność wpływała stymulująco na rozwój ludzkiego mózgu i tak dzieje się również dziś. Ręce mają bowiem ogromną reprezentację neuronalną. Dlaczego więc, mimo wiedzy na temat procesów uczenia się, sadza się sześciolatki w ławkach i każe im słuchać? W ten sposób wyłącza się naturalne mechanizmy, w które wyposażyła je natura.“
Może jednak trzeba zrezygnować z obowiązku szkolnego, skoro funduje się dzieciom tylko szkolną „kaszankę“ zamiast uczenia się? Dość przygnębiające wydają mi się rozmowy z ekspertami, którzy udowadniają, jak mało sensu jest w edukacji firmowanej przez urzędników z MEN i podległych mu instytucji.
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym)