Nie chodzi o to, aby posadzić 3-latka przy stole i oznajmić, że teraz oto porozmawiamy o finansach. Ale powinniśmy wykorzystywać różne codzienne sytuacje, aby poruszać ten temat. Podobnie, jak opisujemy czy wyjaśniamy dziecku otaczający je świat, tak też warto mówić o pieniądzach jak o naturalnej części naszego życia - radzi dr Agata Trzcińska, psycholog i ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z Magdaleną Kuszewską.
Magdalena Kuszewska: Mam wrażenie, że w Polsce nie rozmawia się z kilkuletnimi dziećmi o pieniądzach, bo „nie wypada” albo „jeszcze nie czas”. Kiedy jest odpowiedni moment, aby zacząć? Jak to zrobić?
Dr Agata Trzcińska: Bardzo naturalnie. I to już wtedy, gdy dzieci zaczynają mówić, bo im wcześniej, tym lepiej. Oczywiście, nie chodzi o to, aby posadzić 3-latka przy stole i poważnie oznajmić, że teraz oto porozmawiamy o finansach. Ale powinniśmy jako rodzice czy opiekunowie wykorzystywać różne codzienne sytuacje, aby poruszać ten temat. Podobnie, jak opisujemy czy wyjaśniamy dziecku świat, tak też warto mówić o pieniądzach jak o naturalnej części naszego życia, np. podczas robienia opłat w banku czy zakupów w sklepie; wtedy wszystko wyjdzie naturalnie.
MK: Wiele dzieciaków oczekuje, że dorośli kupią wszystko, o co one poproszą. Sugerować najmłodszym, że coś jest za drogie?
AT: Dzieci muszą nauczyć się także tego, że nie stać nas na wszystko. Jednakże istotny jest język, jakim się komunikujemy. Ważne, aby odmawiając dziecku zakupu nowej zabawki, nie przekazywać mu własnych lęków i obaw, szczególnie w sytuacji, w której mamy kłopoty finansowe.
Trzeba o tym mówić delikatnie, aby nie obarczać dzieci odpowiedzialnością za domowe finanse. Lepiej pokazać, że mimo wszystko sobie radzimy.
Zamiast mówić dziecku: „Nie kupię ci tego, bo mamy kłopoty finansowe i ledwo wystarcza nam pieniędzy na inne ważne rzeczy”, lepiej powiedzieć: „Mama teraz nie ma jeszcze nowej pracy, nie kupimy więc nowej zabawki i nie pojedziemy na ferie, ale staramy się z tatą rozwiązać problem. Nadrobimy.” Warto też w takiej sytuacji zaproponować dziecku coś w zamian, coś co nie wymaga nakładów finansowych – na przykład wspólną zabawę starymi zabawkami.
MK: Dorośli, rozmawiając z dziećmi o finansach, używają często zdrobnień typu „pieniążki”. Dobrze czy źle?
AT: Tłumacząc dzieciom świat finansów, musimy dostosowywać język do wieku dziecka – nie będziemy przecież kilkulatkowi tłumaczyć zawiłości oprocentowania kredytu na mieszkanie czy indeksów giełdowych. Ale zupełnie nie ma potrzeby używania w komunikacji infantylnego języka i zdrobnień typu „pieniążki”. Tego typu zdrobnienia są w mojej ocenie niewłaściwe, bo sugerują, że finanse to coś niewiele wartego, śmiesznego. Coś, co można mieć lub nie mieć, lub wydać ot, tak…
MK: Rozmowa o pieniądzach to często także rozmowa o wartościach. Niedawno jedna ze znajomych mam usłyszała od dziecka pytanie: czy jesteśmy bogaci? „Tak - odpowiedziała - Mamy co jeść i gdzie mieszkać, i mamy siebie. Jesteśmy bogaci”. Piękne!
AT: Dzieci zaskakują nas różnymi pytaniami i rzeczywiście często sprawy finansowe są powiązane z rozmowami o wartościach, potrzebach, celach. Już kilkuletnie dzieci zaczynają się zastanawiać, czy są biedne, czy bogate w porównaniu do innych. Warto w takich sytuacjach pokazać dziecku, że nie tylko pieniądze są ważne, że są inne istotne wartości.
Możemy powiedzieć dziecku, że dla nas ważniejszy niż pieniądze jest wspólny czas z rodziną, ciekawe wspomnienia i radości dnia codziennego.
A pieniądze, choć ułatwiają nasze życie, nie świadczą o tym, jakimi jesteśmy ludźmi. Jednak ważne jest, aby rodzice sami wiedzieli, co dla nich jest istotne. Są przecież osoby, które za najważniejszą wartość i cel w życiu uważają wysokie zarobki. Ich dzieci siłą rzeczy nabędą podobnego przekonania.
Warto zwrócić uwagę, że rodzice przenoszą na dzieci różne utarte poglądy. „Ucz się pilnie, bo wtedy znajdziesz dobrą pracę i będziesz dobrze zarabiać, a wtedy inni cię będą szanowali”… Takimi wypowiedziami sygnalizujemy, że pieniądze i szacunek idą w parze, a to nie jest reguła.
Lepiej przekazać dziecku, że pieniądze to instrument, który ułatwia codziennie funkcjonowanie.
MK: Kiedy dziecko może stać się materialistą?
AT: Kiedyś w psychologii panował pogląd, że materializm może pojawić się w wieku szkolnym, kiedy dzieci zaczynają rozumieć znaczenie marek i łączyć je ze statusem społecznym. Nowe badania jednak dowodzą, że już przedszkolaki mają szansę stać się materialistami. Wiemy też na pewno, że dzieci różnią się między sobą podejściem do spraw materialnych. W dużej mierze jest to sprawa wychowania. Jeśli dla rodziców ważne są rzeczy materialne, to dla dziecka prawdopodobnie też będą. Jednak nie chodzi tylko o rodziców, którzy za priorytet uważają finanse czy bogactwo.
Badania pokazują, że tendencje materialistyczne dzieci stają się silniejsze, gdy dziecko ma niską samoocenę albo brakuje mu poczucia bezpieczeństwa oraz wsparcia rodziców i rówieśników. Czasem, jeśli dziecko nie ma zapewnionego poczucia bezpieczeństwa lub akceptacji, wybiera rzeczy materialne jako substytut.
MK: A czy i kiedy zacząć dawać kieszonkowe? I czemu ono służy?
AT: Kieszonkowe, którego jestem zwolenniczką, to narzędzie edukacji ekonomicznej. Jeśli chcemy wychować mądrze człowieka, który potrafi gospodarować pieniędzmi, to warto je wprowadzić. Zwykle rodzice decydują się na dawanie kieszonkowego wtedy, gdy dziecko zaczyna szkołę podstawową. Nadal jednak w Polsce wielu rodziców albo nie daje w ogóle kieszonkowego, albo robi to nieregularnie.
Pamiętajmy, kieszonkowe to nie jest prezent ani nagroda, tylko coś, co ma służyć uczeniu posługiwania się pieniędzmi, planowania wydatków oraz kształtowaniu nawyków oszczędzania i rozsądnego wydawania pieniędzy.
Kieszonkowe to określona suma pieniędzy, którą dziecko otrzymuje regularnie, zgodnie z umową. W przypadku małych dzieci zwykle raz na tydzień, w przypadku starszych zaś raz na miesiąc.
MK: Jak ustalić wysokość kieszonkowego?
AT: Tu nie ma jednej prostej odpowiedzi. Kieszonkowe zależy od sytuacji finansowej rodziny oraz od potrzeb dziecka. Istotne jest także to, jakie możliwości wydawania pieniędzy ma dziecko, np. czy w szkole jest sklepik, czy nie. Ważne, aby kwoty kieszonkowego nie były zbyt duże. Dlaczego? Wróćmy do roli edukacyjnej kieszonkowego. Jeśli z kieszonkowego dziecko będzie mogło kupić wszystko, co tylko zapragnie, to nie będzie miało żadnej motywacji do oszczędzania.
A kieszonkowe ma służyć między innymi temu, żeby wyrobić w dziecku nawyk oszczędzania. Przyda się to w przyszłości, do mądrego zarządzania finansami…
Z drugiej strony kieszonkowe nie może być zbyt niskie. Chodzi o to, żeby dziecko miało szansę, oszczędzając regularnie, uzbierać w maksymalnie pół roku pieniądze na coś, co jest dla niego atrakcyjne. Nic tak nie motywuje do dalszego oszczędzania jak sukces i radość, że samodzielnie udało się zebrać pieniądze na coś, czego się pragnie.
MK: A jeśli córka i syn wydają przedwcześnie całe kieszonkowe?
AT: Trudno. Ale w takiej sytuacji nie powinniśmy też dopłacać kolejnych sum. No chyba, że się umówimy, że udzielimy pożyczki na rzecz kolejnej transzy kieszonkowego. I kieszonkowe ma uczyć zarządzania finansami, to pozwólmy dziecku popełniać błędy! Pamiętam, jak się cieszyłam, kiedy moje dzieci wydały swoje pieniądze, które wcześniej dość długo trzymały. Wcześniej miałam poczucie, że to kieszonkowe nie spełnia w pełni roli edukacyjnej.
I kiedy dzieci wydały wreszcie wszystko, to nagle zrozumiały, że pieniądze się kończą. I że warto oszczędzać oraz planować przyszłe wydatki.
Bo pojawiają się przecież nowe potrzeby. Kiedy dziecko wyda całe swoje pieniądze, to jest to dobry moment, aby uświadomić mu, co by się stało, gdybyśmy my, dorośli, wydali zbyt szybko całą naszą wypłatę, na przykład rodzinie nie starczyłoby pieniędzy na jedzenie lub opłaty za mieszkanie. Warto zatem pozwolić dzieciom popełniać błędy – lepiej jest się przekonać o tym, co się dzieje, gdy pochopnie wydamy całe pieniądze w wieku kilku lat, niż wtedy, gdy jesteśmy dorośli. Ale o gospodarowaniu pieniędzmi warto rozmawiać. Na przykład o tym, jak i kiedy cena ma się do jakości, jak mądrze podejmować decyzje zakupowe.
Warto też zachęcać dziecko do refleksji nad swoimi wyborami – czy dany zakup był z perspektywy dziecka rozsądny, czy następnym razem podjęłoby taką samą decyzję?
MK: A jeśli dziecko za swoje kieszonkowe chce kupować tylko niezdrowe jedzenie, to co wtedy?
AT: Zanim zaczniemy dziecku wypłacać kieszonkowe, warto wspólnie ustalić zasady, na co można wydawać pieniądze, a na co nie. Byle konkretnie. Na przykład: nie kupujemy chipsów i hamburgerów z sieciówki. Po ustaleniu takich konkretnych zasad decyzje o tym, co kupić, powinny należeć do dziecka. Jeśli dziecko chce sobie kupić zabawkę wątpliwej jakości, to jest jego wybór i po to ma kieszonkowe.
Dzieci powinny podejmować własne decyzje i również móc uczyć się na swoich błędach.
Oczywiście rodzice powinni dyskutować z dzieckiem, pokazywać mu swój punkt widzenia, ale ostateczna decyzja o tym, czy coś kupić, czy nie, powinna być po stronie dziecka. Po dokonaniu przez dziecko zakupu rola rodziców wcale się nie kończy. Jeżeli kupuje rzeczy pod wpływem reklam czy emocji, można je zapytać, czy jest zadowolone z wyboru, czy mu się nadal dana rzecz podoba. I nie chodzi tu o udowadnianie dziecku swojej racji („A widzisz, mówiłem ci, że ta zabawka jest kiepska!”), ale o to, by zachęcić do refleksji. Być może jest ono bardzo zadowolone ze swojego wyboru.
MK: Kolejna rzecz. Czy należy płacić dzieciom za wykonywanie obowiązków domowych, jak odkurzanie czy wynoszenie śmieci? Część rodziców tak robi.
AT: Niezależnie od wieku dziecka, tego typu zasady nie powinny istnieć. W każdej rodzinie domownicy mają swoje obowiązki. Dorosłym nikt nie płaci za to, że podlewają kwiaty i robią zakupy. Także dzieci już od przedszkola powinny mieć określone obowiązki domowe, za które nie dostają pieniędzy. Nie oznacza to, że dzieci nie mogą w ogóle zarabiać.
Mogą to robić, wykonując dodatkowe prace poza domem (np. wyprowadzając psa sąsiada) lub w domu – pod warunkiem, że są to prace, które zwykle zlecamy innym i nie są one obowiązkiem żadnego z domowników (np. może to być odkurzanie samochodu).
MK: Na koniec pytanie - killer. „Ile zarabiasz, mamo?”. „Ile zarabiasz, tato?”. Coraz częściej dzieci zadają takie pytania. Co odpowiadać?
AT: Hmm, warto się najpierw zastanowić, dlaczego takie pytanie pada ze strony dziecka. I odpowiedzieć pytaniem na pytanie: „Po co ci ta wiadomość?”. Czasem uczniowie przechwalają się, ile ich rodzice zarabiają i dziecko chce wiedzieć, jak jest u niego w domu. Wtedy niekoniecznie powinniśmy rzucać konkretnymi sumami. Tym bardziej, że dla małych dzieci wysokość naszej pensji często jest zupełnie abstrakcyjna – nieważne, czy jest to najniższa krajowa, czy dziesięć średnich krajowych, to i tak można za to kupić bardzo dużo zabawek! Lepiej więc skupić się na ważnej informacji, że zarabiamy odpowiednio dużo, aby nakarmić rodzinę, opłacić mieszkanie i pojechać na wakacje.
***
Zachęcamy do obejrzenia całej rozmowy Magdaleny Kuszewskiej z dr Agatą Trzcińską w portalu ZdrowieFinansowe.pl.
Dostępny jest też Narzędziownik dla rodziców - Jak rozmawiać z dziećmi o finansach?
***
Artykuł jest częścią cyklu "Zadbaj o zdrowie finansowe", który powstał w projekcie Zdrowie finansowe realizowanym przez Fundację Think! w partnerstwie z ING Bank Śląski. Celem projektu jest pomoc w zbudowaniu większej pewności siebie i bardziej harmonijnych relacji z finansami. Zachęcamy, by przyjrzeć się swoim dochodom i wydatkom, planować je oraz podejmować bardziej świadome decyzje zakupowe. Ważnym elementem kompetencji finansowych jest umiejętność komunikowania postaw i potrzeb związanych z pieniędzmi między partnerami, jak również rodzicami i dziećmi. Dlatego dzielimy się wskazówkami i radami, jak prowadzić rozmowy o finansach domowych, by wspólnie troszczyć się o nie i mądrze nimi zarządzać w atmosferze szacunku i zrozumienia.
Zapraszamy na portal www.zdrowie finansowe.pl, gdzie znajdą Państwo więcej artykułów, filmów, infografik, animacji i narzędziowników. Mogą okazać się pomocne w zdobyciu wiedzy i nawyków związanych z gospodarowaniem własnymi zasobami finansowymi.