Wszyscy pamiętamy nagrania, w których nauczycielowi zakłada się kosz na głowę. Okazuje się, że młodzież równie chętnie zamieszcza w sieci również nagrania przedstawiające szkolne bójki. Tzw. cyberprzemoc to coraz większy problem w szkołach. Niektóre nawet zabraniają całkowicie wnoszenia telefonów komórkowych na teren placówki. Czy słusznie?
Amerykańscy eksperci biją na alarm. W szkołach wzrasta liczba uczniów, którzy pragną zyskać swoje 15 MB sławy. 15 MB, bo takich rozmiarów jest zazwyczaj krótki filmik wideo nagrany telefonem komórkowym. Ulubionym tematem młodych nagrywaczy są szkolne bójki, w Polsce znane lepiej jako „solówki”. Oczywiście miały one miejsce w szkołach od zawsze, ale nigdy okrzyk „Biją się” nie powodował tego, że połowa zgromadzonych osób łapała za telefon i zaczynała nagrywać. Niektóre z takich amatorskich nagrań trafiają potem do sieci, a najlepsze doczekują się nawet miliona wejść. W zeszłym roku, Amerykańska opinia publiczna była zbulwersowana nagraniem z pobicia nastoletniej dziewczyny z Florydy. Pojawiły się postulaty zwiększenia kontroli tego, co umieszczane jest w sieci, którą powinny zająć się popularne serwisy takie, jak YouTube. Mimo tych apeli problem tylko się pogłębia, a wiele osób, które pracują w szkołach sugeruje, że możliwość publikacji takich nagrań tylko zachęca do coraz to nowych wybryków. Ofiary przemocy szkolnej zostają w ten sposób dodatkowo upokorzone tym, że ich prześladowania toczą się przed tak ogromna widownią. Jednorazowe pobicie jest bolesnym doświadczeniem, ale umieszczenie jego nagrania w sieci to niekończąca się gehenna, która trwa przez całą dobę, siedem dni w tygodniu.
Wątpliwa sława
Parry Aftab, szef grupy dbającej o bezpieczeństwo w sieci WiredSafety.org, tak komentuje tę sytuację: „Dzieciaki starają się zdobyć te 15MB sławy. Ich popularność wyznacza teraz liczba wejść na stronę, gdzie umieścili filmiki ze szkolnych potyczek”. Co gorsza, nie wszystkie nagrywane bójki są efektem spontanicznego wybuchu emocji. Bardzo często są wcześniej planowane, w formie podobnej do ustawek kibiców piłki nożnej, a walczący sami zabiegają o to, żeby ktoś nagrywał całe zdarzenie. Jedyną osobą, która niczego nie podejrzewa jest tylko zaatakowana ofiara – zazwyczaj słabsza i pozbawiona znajomych, którzy pomogliby jej się bronić. Psychologowie podkreślają, że cyberprzemoc różni się od tradycyjnych szkolnych przepychanek. Możliwość popisania się przed rówieśnikami powoduje eskalację przemocy i zachowania, które nie miałaby miejsca w innych okolicznościach. Poza tym relacje z bójek stają się inspiracją dla kolejnych, żądnych sławy młodych prześladowców.
Mimo, że po drastycznym przypadku z Florydy, przedstawiciele YouTube zapewniali, że zawartość serwisu podlega kontroli (system monitorowania przez społeczność użytkowników) to nadal można na nim znaleźć sceny szkolnej przemocy, nagrane w specyficzny sposób – niewyraźne, zrobione trzęsącą się ręką. Istnieją nawet osobne strony na których można oglądać tylko takie nagrania. Wiele z nich trafia też na uczniowskie blogi, gdzie nie podlegają już praktycznie żadnej kontroli. Niektóre walki są bardzo brutalne – prawdopodobnie bardziej, niż gdyby nie były przeznaczone do rozpowszechnienia. A to właśnie przemoc przyciąga najbardziej. Zresztą nagrania takie mogą być zazwyczaj oceniane za pomocą skali brutalności, a pod nimi można znaleźć tysiące przepełnionych przemocą komentarzy.
Cenzuro wróć?
Rodzice oraz nauczyciele martwią się tym, że walki postrzegane są jako rozrywka i sposób spędzenia wolnego czasu. Na nagraniach widać tymczasem bardzo poważne urazy, wybite zęby i zachowania, które mogą wręcz zagrażać życiu walczących, takie jak uderzenia w głowę. Coraz więcej szkół zabrania już nie tylko uczestniczenia w bójkach, ale karze również osoby, które je nagrywają. Nagrania używane są bowiem do szantażowania ofiar, które boją się ujawnienia kompromitujących sytuacji. Dwa lata temu, na YouTube zamieszczono nagranie z pobicia młodej licealistki. Jej matka powiedziała potem policjantom, ze nie była w stanie nawet go obejrzeć. Co ciekawe, okazało się, że walka była ustawiona, a pobita dziewczyna nie chciała wracać do szkoły z powodu kiepskich ocen. Narastający problem spowodował, że pojawiły się pierwsze próby wprowadzenia przepisów, które w otwarty sposób zmusiłyby serwisy umożliwiające dzielenie się wideo, do kontroli zawartości przesyłanych plików i natychmiastowe usuwanie tych, które naruszają zasady. Odpowiadając na te żądania, rzecznik YouTube, Scott Rubin, powiedział, że obecnie system już istnieje, ponieważ użytkownicy mogą zgłaszać naruszenia zasad serwisu i oflagowywać niebezpieczne nagrania, a wtedy administratorzy usuwają filmy. Ponieważ codzienne na stronie umieszczanych jest kilka milionów filmów, nie ma takiej możliwości, żeby pracownicy serwisu mogli je samodzielnie monitorować.
Czy odpowiedzią na te problemy jest cenzura stron społecznościowych? Z oczywistych powodów nie jest to technicznie możliwe, a wręcz zabiłoby ideę wolnego dostępu przyświecającą takim serwisom. Działania powinny zmierzać w dwóch kierunkach. Z jednej strony, szkoły muszą skutecznie walczyć z przejawami agresji – zarówno w odniesieniu do walczących, jak i nagrywających i upowszechniających nagrania. W tym celu nauczyciele a szczególnie wychowawcy, powinny nauczyć się korzystania z najpopularniejszych stron internetowych, takich jak YouTube, i wykorzystać sieć jako sprzymierzeńca w walce z przemocą szkolną. Tymczasem wielu nauczycieli zupełnie nie orientuje się, jakie serwisy odwiedzają ich uczniowie i gdzie potencjalnie można szukać np. dowodów prześladowania. Poza tym, kluczem do rozwiązywania takich problemów są działania prewencyjne, czyli edukacja medialna. Uczniom, zarówno w Stanach jak i w Polsce, brakuje świadomości tego, jak działają media internetowe i jak wielką siłę mogą mieć materiały, obrazy i nagrania umieszczane w sieci. Jak widać, pojawienie się Internetu ma zarówno pozytywne jak i negatywne konsekwencje, a przede wszystkim tworzy zupełnie nowe zjawiska, z którymi dotąd nie trzeba było się borykać. Z nowoczesną technologią nie można walczyć za pomocą zakazów i nakazów, bo postępu technologicznego nic nie jest w stanie zatrzymać. Kluczem jest rzetelna edukacja i pokazanie, jak wykorzystywać nowe technologie w sposób odpowiedzialny.
Czy odpowiedzią na te problemy jest cenzura stron społecznościowych? Z oczywistych powodów nie jest to technicznie możliwe, a wręcz zabiłoby ideę wolnego dostępu przyświecającą takim serwisom. Działania powinny zmierzać w dwóch kierunkach. Z jednej strony, szkoły muszą skutecznie walczyć z przejawami agresji – zarówno w odniesieniu do walczących, jak i nagrywających i upowszechniających nagrania. W tym celu nauczyciele a szczególnie wychowawcy, powinny nauczyć się korzystania z najpopularniejszych stron internetowych, takich jak YouTube, i wykorzystać sieć jako sprzymierzeńca w walce z przemocą szkolną. Tymczasem wielu nauczycieli zupełnie nie orientuje się, jakie serwisy odwiedzają ich uczniowie i gdzie potencjalnie można szukać np. dowodów prześladowania. Poza tym, kluczem do rozwiązywania takich problemów są działania prewencyjne, czyli edukacja medialna. Uczniom, zarówno w Stanach jak i w Polsce, brakuje świadomości tego, jak działają media internetowe i jak wielką siłę mogą mieć materiały, obrazy i nagrania umieszczane w sieci. Jak widać, pojawienie się Internetu ma zarówno pozytywne jak i negatywne konsekwencje, a przede wszystkim tworzy zupełnie nowe zjawiska, z którymi dotąd nie trzeba było się borykać. Z nowoczesną technologią nie można walczyć za pomocą zakazów i nakazów, bo postępu technologicznego nic nie jest w stanie zatrzymać. Kluczem jest rzetelna edukacja i pokazanie, jak wykorzystywać nowe technologie w sposób odpowiedzialny.
(Źródło: eSchoolnews)