Odkąd poznałam metodę Design for Change bardzo chciałam wypróbować ją z moimi uczniami. Teraz już wiem, że powinna nazywać się Design for Miracle. Nie wierzyłam, że po zaledwie 6 miesiącach działań w moich uczniach może zajść tak duża zmiana. Jestem z nich dumna, a oni czują satysfakcję.
Jak do tego doszło?
Początek października, lekcja angielskiego w klasie 5: zapraszam uczniów do projektu. Nie potrafię powiedzieć im, jaki będzie temat projektu, gdyż to oni o tym zdecydują. Chodzi o to, aby wspólnie znaleźć rozwiązanie jakiegoś problemu, który występuje w ich otoczeniu. Obiecuję, że poprowadzę ich w tym procesie. Umawiamy się na czwartkowe popołudnie.
Piszę wiadomość do rodziców: „Zaprosiłam uczniów klasy 5 do udziału w projekcie dodatkowym, nie związanym z językiem angielskim ani żadnym innym przedmiotem. Ustaliliśmy, że zaczniemy spotykać się w czwartki na siódmej godz. lekcyjnej. To projekt dla chętnych, jeśli dziecko nie chce, proszę nie zmuszać go do udziału. O samym projekcie na razie mogę napisać tyle, że będzie realizowany metodą Design for Change. To oznacza, że to dzieci ustalą nad czym i w jaki sposób chcą pracować. Będą się w tym projekcie uczyły samodzielności i odpowiedzialności. Na pewno rozwiną wiele kompetencji, ale dokładnie będę mogła powiedzieć dopiero wtedy, kiedy coś ustalą. Ja będę tylko moderatorem. Chętnych piątoklasistów zapraszam na spotkanie w najbliższy czwartek, 8.10 w godz. 13.40-14.30.”
Czwartek: Na spotkanie przychodzi 11 uczniów z 19-osobowej klasy. Robimy zajęcia przygotowujące, zgodnie z przewodnikiem dla moderatorów. Uczniowie są bardzo zaciekawieni, nie chcą iść do domu, więc od razu zaczynamy etap 1: Poczuj. Uczniowie opisują problemy, jakie dostrzegają w swoim otoczeniu. Nie mówię im jak ani gdzie mają to robić. W rezultacie czują się swobodnie, wykorzystują przestrzeń klasową według własnych potrzeb:
Na początku padają jeszcze pytania: „Ale jakie to mają być problemy?” Po kilku próbach wreszcie załapują, o co chodzi. Wypisują problemy na karteczkach, które przyklejają do dużego arkusza papieru. Następnie rozmawiają o tych problemach, kategoryzują je, nadając nazwy kategoriom. Wyłania się ciekawy obraz problemów, które ich dotyczą. Sami są zaskoczeni efektem. Następnie trwa ożywiona dyskusja o tym, którą kategorię problemów wybierają. Nie jest to kłótnia – padają bardzo sensowne argumenty. Ja stoję z boku i słucham.
Wybierają kategorię, ale robi się późno. Resztę odkładamy do następnego tygodnia. W kolejny czwartek obecni są wszyscy – zresztą jak zawsze później. Podczas drugiego spotkania uczniowie rozbijają wybrany problem na czynniki pierwsze. Postanawiają zająć się kolejką na stołówce szkolnej, której organizacja według nich faworyzuje uczniów starszych. W praktyce wygląda to tak, że najstarsi uczniowie zajmują kolejkę swoim rówieśnikom, ci wpychają się, a młodsi ciągle stoją na końcu. W rezultacie ci ostatni jedzą w biegu, żeby nie spóźnić się na kolejną lekcję. Przez cały następny tydzień zadaniem grupy projektowej jest obserwować to, co dzieje się na stołówce. Potem przygotowują pytania do wywiadu z dyrektorem szkoły i pracownikami kuchni.
Na kolejne spotkanie przychodzą z kilkoma propozycjami rozwiązania problemu – widać, że dużo o tym myśleli i rozmawiali. Etap 2 (Kreuj) dokonał się „zaocznie”. Wywiad z pracownikami szkoły niewiele im pomógł, ale obserwacja kolejki – wręcz przeciwnie. Trwa ożywiona dyskusja, padają konkretne argumenty. W końcu wybierają rozwiązanie, które według nich ma największe szanse powodzenia. Spisują plan działania, w ciągu najbliższego tygodnia zamierzają zrobić kosztorys. Niestety, dokładnie w tym momencie nadchodzi druga fala COVID i przechodzimy na edukację zdalną. Zawieszamy projekt.
W czasie lekcji zdalnych uczniowie co jakiś czas pytają, czy grupa projektowa może się spotkać. Ustalamy, że online nic nie zrobimy – przecież nasz projekt dotyczy przestrzeni szkolnej. Ale uczniowie naciskają na spotkanie. Po kilku tygodniach przerwy wreszcie spotykamy się online. Uczniowie bardzo chcą działać. Podoba im się to, że mogą sami decydować o sposobie działania. Przechodzimy cały proces od początku. Robimy burzę mózgów na Jamboard. Wyraźnie wybrzmiewa, że piątoklasiści chcą robić coś, co umożliwi im rozwijanie ich różnorodnych zainteresowań. W końcu decydują się na prowadzenie strony internetowej dla rówieśników. Razem układamy pytania do krótkiej ankiety, którą potem rozsyłamy uczniom w szkole. Pytamy o ich zainteresowania; o to, czy czytają magazyny dla młodzieży oraz jakie artykuły przyciągnęłyby ich uwagę. Na kolejnym spotkaniu dokładnie analizujemy odpowiedzi i ustalamy plan działania.
Uczniowie decydują, że ich strona będzie nosiła tytuł Hej nastolatku! Czytasz i wiesz!. Każdy bierze się za pisanie artykułu – indywidualnie lub w grupie. Stopniowo przysyłają mi prace do sprawdzenia. Okazuje się, że część artykułów łamie prawa autorskie. Podczas 2 kolejnych spotkań uczymy się zatem o prawie autorskim oraz o tym, jak pisać artykuły korzystając z zasobów sieci. Wspólnie projektujemy stronę, uczniowie zakładają konta Gmail, aby móc samodzielnie edytować stronę. W międzyczasie ja piszę do rodziców informując ich o działaniach grupy projektowej i pytam o zgodę na podpisy autorów pod artykułami. Udaje mi się załatwić dla piątoklasistów Warsztaty z wyzwaniem „Świadomy Ja – żyję i działam w cyfrowym świecie”. Uczą się, jak funkcjonować w Internecie. Podoba im się. Chcą więcej. Zapisuję ich na kolejne warsztaty. Na początku maja jesteśmy umówieni na warsztaty „Aktywny Ja – mam wpływ na swoje otoczenie”.
W ciągu 3 miesięcy na stronie ukazuje się kilkanaście artykułów. Uczniowie piszą o tym, co ich interesuje. Przy okazji bardzo poprawiają się nasze relacje (chociaż i tak zawsze były dobre). Uczniowie rozmawiają ze mną właściwie o wszystkim. Stają się też bardzo aktywni podczas lekcji, otwarcie mówią mi, czego oczekują oraz co sprawia im trudność. Zdarza się, że w czasie naszych projektowych spotkań po prostu bawimy się, tworząc memy. Miło spędzamy razem czas, podnosimy się na duchu w tym trudnym pandemicznym okresie. Czasami proszą mnie o dodatkowe spotkanie; czasami to ja ich proszę.
Jak to zwykle w projektach bywa, po jakimś czasie opada energia. Na chwilę odpuszczamy. Potem w Internecie odbywa się akcja „O co chodzi w szkole”. Uderza mnie, że swoją wizję edukacji przedstawiają jedynie nauczyciele, a nie uczniowie. Proszę moich piątoklasistów o dodatkowe spotkanie – stawiają się wszyscy. Opowiadam im o akcji oraz o swoich spostrzeżeniach, że uczniowie też powinni się wypowiedzieć. Bardzo się ze mną zgadzają. Zatem rozmawiamy. Zastanawiają się nad tym, co podoba im się w edukacji, a co chcieliby zmienić. Zaskakuje mnie, że mają konkretne pomysły, jak to zmienić. Po tym spotkaniu powstaje filmik:
Ale to nie koniec. Po doświadczeniach zdobytych dzięki projektowi Design for Change piątoklasiści wiedzą, że celem jest działanie. Postanawiają porozmawiać z wybranymi nauczycielami o tym, co chcieliby zmienić w ich lekcjach! Pytam: „Nie zabraknie wam odwagi?” Twierdzą, że nie. Ustalamy plan działania. Podpowiadam im, żeby zaczęli od tych nauczycieli, z którymi mają dobrą relację i którzy są najbardziej otwarci na zmiany; żeby zaczęli rozmowę od czegoś pozytywnego, co podoba im się w lekcjach danego nauczyciela; żeby potem powiedzieli, co im przeszkadza i porozmawiali o tym, jak to zmienić. Kiedy zaczynają padać nazwiska nauczycieli oznajmiam, że wychodzę ze spotkania – dla mnie to dość niezręczne, gdyż zamierzają mówić o moich koleżankach i kolegach. Mają mnie zawołać, gdy skończą. Czekam ok. 15 minut. Niecierpliwię się. W końcu piszą: „Może Pani wejść”. Dołączam do spotkania. Są w świetnym nastroju, znowu pełni energii i zmotywowani do działania. Życzę im powodzenia i proszę, aby poinformowali mnie, czy udało im się załatwić sprawę.
Cały wieczór i ranek myślę o tym, czy się odważą. Wreszcie, tuż przed południem, dostaję wiadomość: „Udało się”. Przez chwilę rozmawiamy na czacie. Czują ogromną satysfakcję. Jestem z nich dumna. Odnoszę wrażenie, że oni też są z siebie dumni – odważyli się powiedzieć otwarcie, co myślą. Zrobili to w sposób kulturalny. Odnieśli sukces i poczuli moc. A to dopiero początek ich działań. Ci uczniowie mają dopiero 11 lat; są w klasie 5. Wierzę, że przed nami jeszcze 3 lata owocnych działań w szkole podstawowej. Bo teraz już nie da się tego zostawić. Ten projekt musi trwać.
Co z tego, że edukacja zdalna jest taka zła i tak wiele osób ciągle narzeka. Zamiast opisywać, jak być nie powinno, zastanówmy się, jak zadziałać, aby było lepiej. I dzielmy się tymi pomysłami! Działajmy! Skoro udało się to 11-latkom, może się udać każdemu.
Powodzenia!
Koniecznie dajcie znać, jak poszło.
Notka o autorce: Ewa Przybysz-Gardyza - jest absolwentką SGH (stosunki międzynarodowe), UW (filologia angielska) oraz WSP Korczaka (edukacja przedszkolna i wczesnoszkolna), a także Akademii Liderów Oświaty CEO. Jest nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej i języka angielskiego w szkole podstawowej, ambasadorką Programu eTwinning; należy do społeczności Superbelfrzy RP; koordynator warsztatów językowych TEIP oraz projektu Erasmus+; pasjonatka nowych technologii; autorka bloga dlanauczycieli.blogspot.com; ciągle się uczy i poszukuje sposobów na ulepszanie szkoły. Niniejszy artykuł ukazał się w blogu Superbelfrzy.edu.pl. Licencja CC-BY-SA.