Moim zdaniem w Ministerstwie Edukacji Narodowej coś się ruszyło. Po kilku dobrych latach marazmu i braku jakichkolwiek pomysłów na rzeczywistą reformę sposobu nauczania, dowiadujemy się co kilkanaście dni o nowych pomysłach dotyczących polskiej edukacji. Warto docenić to, że MEN otwiera się na współpracę ze środowiskami organizacji edukacyjnych, które rzeczywiście, a nie tylko „papierowo” czy strajkowo, są zaangażowane w tworzenie nowej jakości w edukacji. Nie tak dawno pisałem o dobrym pomyśle dotyczącym obowiązkowej nauki języka angielskiego na wszystkich szczeblach kształcenia, a teraz dowiadujemy się, że wreszcie uczniowie będą mieli lżej – nie będą na siłę czytać całych lektur szkolnych, tylko ich fragmenty, które są ważne w ich edukacji.
Oczywiście od razu podniosły się głosy, że to zamach na kulturę polską i degeneracja młodzieży, która będzie się nadawała tylko na zmywak lub do kopania rowów. Wpisy na różnych forach dyskusyjnych są doprawdy zabawne. Spróbujmy wreszcie zrozumieć, że nie tkwimy wciąż w XIX wieku, gdzie z każdej strony grożą nam zaborcy chcący wynarodowić Naród Polski i zepchnąć go do roli służących Europy. Wyniki badań (na całym świecie, także w Polsce) wskazują, że młodzi ludzie od dawna mówią, że dotychczasowe, tradycyjne metody edukacji (oparte m.in. na wykładzie nauczyciela i stercie książek do wbicia do głowy) są dla nich nieprzydatne, nieatrakcyjne, nieangażujące, niepraktyczne – słowem nudne do bólu i są najzwyczajniej stratą czasu. Narzucanie obowiązku czytania kilkudziesięciu lektur szkolnych nie prowadzi wcale do lepszego przygotowania uczniów do samodzielnego życia, ani też do większego patriotyzmu. Nauczanie szkolne musi dziś nawiązywać do współczesnego trybu życia – gdy żyjemy w szybkim tempie, mamy do czynienia z zalewem informacji, przetwarzamy tylko niektóre z nich, selekcjonujemy, łączymy fakty i w ten sposób uczymy się i wyrabiamy sobie pogląd na różne sprawy. Wolałbym, żeby młodzi ludzie z własnej, nieprzymuszonej woli czytali dzieła literatury narodowej, niż udawali, że je czytają, bo tak się im każe w programie nauczania. Skończmy z tą fikcją. Dajmy swobodę nauczycielom decydowania o czym i w jaki sposób poprowadzić lekcję dotyczącą ważnych pozycji literatury narodowej. A moim zdaniem popularność serwisu Wolne lektury świadczy o tym, że również młodzi ludzie chcą je czytać, ale niekoniecznie w sposób narzucany przez szkołę.
Moim zdaniem w Ministerstwie Edukacji Narodowej coś się ruszyło. Po kilku dobrych latach marazmu i braku jakichkolwiek pomysłów na rzeczywistą reformę sposobu nauczania, dowiadujemy się co kilkanaście dni o nowych pomysłach dotyczących polskiej edukacji. Warto docenić to, że MEN otwiera się na współpracę ze środowiskami organizacji edukacyjnych, które rzeczywiście, a nie tylko „papierowo” czy strajkowo, są zaangażowane w tworzenie nowej jakości w edukacji. Nie tak dawno pisałem o dobrym pomyśle dotyczącym obowiązkowej nauki języka angielskiego na wszystkich szczeblach kształcenia, a teraz dowiadujemy się, że wreszcie uczniowie będą mieli lżej – nie będą na siłę czytać całych lektur szkolnych, tylko ich fragmenty, które są ważne w ich edukacji.
Oczywiście od razu podniosły się głosy, że to zamach na kulturę polską i degeneracja młodzieży, która będzie się nadawała tylko na zmywak lub do kopania rowów. Wpisy na różnych forach dyskusyjnych są doprawdy zabawne. Spróbujmy wreszcie zrozumieć, że nie tkwimy wciąż w XIX wieku, gdzie z każdej strony grożą nam zaborcy chcący wynarodowić Naród Polski i zepchnąć go do roli służących Europy. Wyniki badań (na całym świecie, także w Polsce) wskazują, że młodzi ludzie od dawna mówią, że dotychczasowe, tradycyjne metody edukacji (oparte m.in. na wykładzie nauczyciela i stercie książek do wbicia do głowy) są dla nich nieprzydatne, nieatrakcyjne, nieangażujące, niepraktyczne – słowem nudne do bólu i są najzwyczajniej stratą czasu. Narzucanie obowiązku czytania kilkudziesięciu lektur szkolnych nie prowadzi wcale do lepszego przygotowania uczniów do samodzielnego życia, ani też do większego patriotyzmu. Nauczanie szkolne musi dziś nawiązywać do współczesnego trybu życia – gdy żyjemy w szybkim tempie, mamy do czynienia z zalewem informacji, przetwarzamy tylko niektóre z nich, selekcjonujemy, łączymy fakty i w ten sposób uczymy się i wyrabiamy sobie pogląd na różne sprawy. Wolałbym, żeby młodzi ludzie z własnej, nieprzymuszonej woli czytali dzieła literatury narodowej, niż udawali, że je czytają, bo tak się im każe w programie nauczania. Skończmy z tą fikcją. Dajmy swobodę nauczycielom decydowania o czym i w jaki sposób poprowadzić lekcję dotyczącą ważnych pozycji literatury narodowej. A moim zdaniem popularność serwisu Wolne lektury świadczy o tym, że również młodzi ludzie chcą je czytać, ale niekoniecznie w sposób narzucany przez szkołę.
Ostatnie komentarze